poniedziałek, 24 lutego 2014

Rejs na Liberty of the Seas

Zapraszam na pokład jednego z największych statków pasażerskich świata. Przedstawię go w dwóch częściach. Jedna z uczestniczek rejsu powiedziała o statku tak: „jest przystojny na zewnątrz, ale ma też bogate wnętrze”. I tak właśnie go pokazuję: to co na pokładzie oraz jego wnętrze.
Ci wszyscy, którzy pamiętają Tytanica z filmu Jamesa Camerona na pewno oglądając filmiki nie będą się mogli oprzeć pokusie porównywania obu statków. Mi też trudno się było oprzeć, tak jak i większości uczestników rejsu. Jednym z przejawów takiego zauroczenia filmem było ciągłe odgrywanie sceny z dziobu rozpędzonego Tytanica, gdzie główna bohaterka stoi z rozłożonymi ramionami „lecąc” niesiona wiatrem. Gdy tylko nasz statek nabrał prędkości, tę samą scenę rozgrywali chyba wszyscy uczestnicy rejsu, nie oparłem się tej pokusie i ja.
Zresztą wiatr był naszym towarzyszem przez cały rejs, szczególnie na tym sportowym tarasie. Sprawiał iż biegający po bieżni musieli włożyć znacznie większy wysiłek biegnąc w kierunku dziobu statku oraz dodawał skrzydeł, gdy poruszali się w kierunku rufy.
Wiatr sprawiał również, iż opalający się nie czuli silnego oddziaływania słońca, przez co skóra u większości ludzi na statku szybko się zaczerwieniła, no i później wielu amatorów opalania chowało się przed słońcem w bogatym wnętrzu statku, przesiadywało całymi godzinami w jacuzzi lub spacerowało i leżało na leżakach … w ubiorze.
Moje pierwsze wrażenie po wejściu na statek było niesamowite. Tytanic okazał się pikusiem. Zobaczyłem, że wewnątrz statku funkcjonuje miasto, z ulicami, chodnikami, deptakiem, sklepami, windami, teatrem, kinem, dyskotekami, lodowiskiem, nawet samochodami. I to na wielu pokładach.
Chodząc po pokładach statku miało się wrażenie jakbyśmy byli w centrum dużego miasta. Ruch na deptaku jak w city, gorączka zakupów, dyskoteki, bary, grające orkiestry, uliczne spektakle muzyczne. Tysiące ludzi, błyskające flesze aparatów, różnojęzyczna gwara.
Największe wrażenie zrobiły na mnie windy. W tych właśnie miejscach to city prezentowało się najokazalej. Widać było tych kilkanaście pięter. Równie imponujące były schody.
No cóż dużo by mówić. Zapraszam na film. Po obejrzeniu tych filmików doszedłem jednak do wniosku, że to nie to samo. Tam trzeba być.
Zachowałem na nagraniach oryginalną ścieżkę dźwiękową, w związku z tym nie wszędzie słychać mój komentarz, który zresztą z kilku powodów mógł być słabo słyszalny: wiatru na pokładzie, panującego gwaru wewnątrz pomieszczeń statku oraz tego, że mnie po prostu … zatkało.
Myślę, że ten jeden wielki hałas ma swoją zaletę, pokazuje jedno z doznań, oddaje atmosferę panującą w czasie rejsu.
Było też wiele miejsc na statku, gdzie można było posiedzieć w ciszy, lub tak jak ja, pójść na któryś z pokładów, tarasów widokowych i wsłuchać się w szum fal. Szczególną wartość miał taki spacer wieczorem lub w nocy, gdy było cicho, tylko morze grało swą muzykę. A ponieważ płynęliśmy po Karaibach, było ciepło, w górze rozgwieżdżone niebo, księżyc, no i pamięć piratów z Karaibów (niekoniecznie z filmu o tym tytule) sprawiała, iż czuło się tę prawdziwą romantykę morza.
Ten rejs to niezapomniane przeżycie.
Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.