Obserwuję świat, obserwuję ludzi. Pewnie tak samo jest u ciebie. Pewnie masz sporo podobnych wniosków co ja. Nie mogą być inne, bo ludzie i to co obserwujemy jest wszędzie bardzo podobne.
Wyobraź sobie! Spotyka się kilkoro ludzi, np. dwie kobiety i mężczyzna. Rozmawiają. Padają typowe, zwyczajowe pytania, np. Jak leci? Jak się czujesz? Co słychać?
Padają też, oczywiście, nawykowe, wypróbowane, czasem wyćwiczone, najczęsciej tkwiące w podświadomości odpowiedzi. Są różne, jedne – na tak, drugie – na nie, choć prawda jest w obu przypadkach taka sama. Częściej odpowiedzi są grą, mimo, iż odpowiadający nie zdaje sobie z tego sprawy, odpowiada w taki sposób, by wywrzeć zamierzony efekt na rozmówcy, by zainteresować, by zaciekawić, by nawiązać relację. Dzieje się tak, bo ludzie – wszyscy bez wyjątku – mają przecież swoje smutki i radości, cierpienia i przyjemności, lecz mają też swoje ego, które stosuje swoje sztuczki, by pokazać innym to, że zasługujemy na współczucie i to ego właśnie sprawia, iż owo współczucie jest mylone z miłością. Prawie nikt nie jest od tego wolny, ja również, dotyczy to prawie 100% ludzi i póki tego sobie nie uświadomimy, odgrywamy pewne scenki w życiu, zabiegamy, by nam inni współczuli. Dzęki temuż ego – tak się jakoś składa – ludzie zdecydowanie częściej mówią o smutkach, o cierpieniu, częściej narzekają.
Sprawdźmy zatem jak to jest w rzeczywistości. – Co słychać? – pyta mężczyzna dwóch kobiet. Jedna odpowiada: – Wszystko gra! – krótko, zwięźle, zgodnie z prawdą. Druga odpowiada: – No wiesz, zależy gdzie ucho przystawić. – albo: – Lepiej nie pytaj! – też krótko, zwięźle i też zgodnie z prawdą. Zgodnie, bo wszyscy mamy problemy, nikt nie jest od nich wolny. Takie jest życie.
I teraz mam pytanie: – Jak myślisz, która odpowiedź jest dla rozmówcy bardziej ciekawa (statystycznie rzecz biorąc), daje więcej możliwości do nawiązania relacji? Oczywiście ta druga. Dlaczego? Bo większość ludzi uważa tych, u których wszystko gra, u których jest wszystko w porządku, u których jest ok., za nudziarzy, za ludzi niezbyt ciekawych, niegodnych zainteresowania. Narzekanie, wyliczanie swoich problemów, okazywanie na twarzy swoich zmartwień jest wspaniałym sposobem na zbudowanie relacji, na zainteresowanie sobą, na przyciągnięciu współczucia, na litość, nawet na miłość – niestety na fałszywą miłość (bo współczucie nie jest prawdziwą miłością, bo nie dotyczy serca, istoty, lecz cierpiącego umysłu).
Mówię o tym dlatego, by zbudzić w sobie i w tobie świadomość tego faktu, by zagrały w nas dzwony, które przepędzą czającą się w nas sierotkę Marysię, zanim znowu przyjdzie nam ochota, by ukryć swoją siłę.
Poobserwuj zatem siebie, czy nie stosujesz takich tanich chwytów, czy nie odgrywasz przed partnerami, przyjaciółmi, znajomymi, roli sierotki , czy nie robisz tego nawykowo, by mieć o czym pogadać, by móc z kimś być, by móc coś osiągnąć.
Ja tego nie robię, od kiedy uświadomiłem sobie w jaki sposób działa ego. Wiem, że bardzo trudno jest tego nie robić, bardzo trudno, bo Marysie tkwią w nas od czasu niemowlęctwa i dlatego są bardzo głęboko, i wmawiają nam, że tacy właśnie jesteśmy i że to jest takie ludzkie by okazywać swoją słabość, by ją nawet pogłębiać, by eksponować wszystkie Marysine sztuczki, ze łzami, smutnymi twarzami i chorobami włącznie. Gdy zdałem sobie sprawę jak wredna i przebiegła jest Marysia, jak tłumi w nas wojownika, jak nas osłabia na pokaz, jak potrafi nas przekonać do swojej gry, ukształtować silne przekonanie, poparte nawet tym, że podobno jest naszą misją cierpieć, być słabym, maluczkim, być owieczką, biedną, małą, bezbronną owieczką wśród stada wilków, to postanowiłem odebrać jej głos, dałem więcej szans wojownikowi.
Marysia potrafi w to włączyć nawet religię, szczególnie, gdy jest już mocno zdesperowana naszymi działaniami w kierunku rozwoju osobistego.Marysia jeszcze się broni, krzyczy, drapie, czasem próbuje wziąć na litość, ale dzięki świadomości, dzięki Indianom nie ma już nic do gadania.
Ja tego już teraz nie robię, bo pokonałem Marysię, obudziłem w sobie świadomego wojownika, indiańskiego wojownika, który potrafi sam się podnieść z najgorszej opresji, potrafi nawet odmówić pomocnej dłoni. A tak na marginesie okazuje się, że Indianie też mieli problem z typowo polską Marysią, lecz wynaleźli coś takiego jak taniec wojownika, w którym po prostu wywalali ją z siebie na zbity pysk, a nawet wprost do rytualnego ogniska. Robili to publicznie i od tej pory nie wypadało im okazywać słabości, a przynajmiej stawali się na pokaz wojownikami. Nam w polskiej tradycji bardzo brakuje takiego tańca i dlatego tak wielu mamy słabych ludzi, i tak wielu narzekających.
Nie narzekam, bo stałem się wojownikiem, nie robię tak, nawet kosztem tego, że mogę zostać uznany za nudziarza, człowieka mało interesującego, za dziwaka. Nie robię, bo jest tyle pięknych tematów, np. o motylach, o drzewach, trawie, róży i jej kolcach, duszy, rzeczach niewidzialnych, prawdziwej miłości, gwiazdach, nogach i piersiach kobiet, robaczkach świętojańskich, górach, prawie przyciągania, etc, że mogę sobie pozwolić na odpuszczenie narzekań.
Z tego co obserwuję, mniej jest chętnych do rozmów na moje tematy, kilka razy mniej. Oczywiście są one trudniejsze, bo wymagają głębszego sposobu patrzenia na świat, a nie tylko bezproduktywnego, ogłupiającego, zabierającego siły i energię narzekania, zrzucania odpowiedzialności, osądzania, zauważania wszystkiego co złe, przegapiania tego co prawdziwe i dobre. Narzekanie jest zwyczajem, cnotą, tradycją, trudno się z tego uwolnić, bo jest powszechne i daje pewne profity. Tak jest po prostu łatwiej. Narzekając szybciej można coś osiągnąć, zrealizować cel. Łatwiej pójść do ołtarza i do łóżka, więcej można odbyć zwykłych pogaduszek, plotek oraz długich rozmów w kawiarni, czy na spacerze. Lecz ja nie idę tam, gdzie łatwe ścieżki. Nie chcę profitów w postaci współczucia, wolę prawdziwą miłość, przyjaźń, wolność od narzekań i od sierotki Marysi. Wolę być silnym wojownikiem, bo ten jest zdrowszy i jest w nim więcej prawdy, bo jest w nim więcej siły, by obnażać sieroctwo u innych, by im pomóc w tej trudnej sprawie, by w nich zbudzić świadomość wojownika.
Wolę milczeć, uchodzić za prostaka, milczka, niż grać i zabiegać o współczucie. Taki jestem. Nie jestem, już nie jestem sierotką Marysią.
Czasem się jeszcze odzywa, ale wtedy ona dostaje po łbie. Nie boję sie jej kopnąć w tyłek, wytarmosić za szmaty, lub za włosy. Moja sierotka jest coraz słabsza, bo nie zabieram jej do lasu, na górskie wędrówki, nie udzielam jej głosu, nie dokarmiam, nie pozwalam oglądać dziennego światła, nie pozwalam pokazywać się przy ludziach. Czasem jeszcze siedzi gdzieś u mnie w kącie pokoju i bierze mnie na litość, wtedy czasem jeszcze mi dokucza, ale coraz jej mniej, nawet w listopadzie, w grudniu, przy złej pogodzie, w chwilach samotności, wspomnień, tęsknoty. Teraz mój wewnętrzny wojownik jej pilnuje, a że jest zahartowany indiańskim ogniem, mam spokój.
Jeśli ty też nie jesteś sierotką Marysią, jeśli odkryłeś w sobie wojownika, no to jedźmy pomilczeć w góry, do lasu, popatrzmy na niebo i chmury, policzmy gwiazdy, albo krople deszczu na szybie, zważmy drobinkę śniegu, zajrzyjmy sobie w duszę, przyjrzyjmy się porywom serca, posłuchajmy tego najcichszego w świecie głosu, głosu, którego tak rzadko słyszeliśmy, bo zagłuszała go tysiącami słów, sierotka Marysia.
Wiedz, że potrafię współodczuwać z tobą, i współodczuwam twoje smutki, twoje cierpienie, dlatego wysłuchuję twojego sierocego narzekania, lecz pamiętaj, że moją misją jest, zamiast płytkiego współczucia, dzielić się z tobą radością, to robię z większą przyjemnością.
Masz dwa wyjścia: albo obarczasz kogoś swoim bólem i smutkiem, by zdobyć w ten sposób więcej współczucia, albo dasz się zainspirować, by wreszcie wojownik, który jest w tobie, osiągnął dojrzałość.
Ty wybierasz - sieroctwo, albo moja i indiańska - ścieżka ku radości. Ty wybierasz - stanie w miejscu i przeżywanie po raz setny tych samych problemów, albo wejście do ognia i zahartowanie w nim silnego wojownika i dalej budowanie ze mną przedsięwzięcia dającego same rozwiązania.
Wybierz teraz, bo gdy następnym razem zapytam: – Co słychać, a ty odpowiesz - wszystko gra! to pójdziemy razem liczyć krople na pajęczynach, brodzić w kałużach, mrugać do gwiazd, obgadać tysiąc zbyt trudnych dla innych tematów, lub … pomilczymy sobie razem pod drzewem.
I to by było na tyle.
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twoje komentarze są moderowane.