niedziela, 12 kwietnia 2020

Koronawirus. O co tu, tak naprawdę chodzi?


Dzisiaj dwa teksty powiązane ze sobą  
  1. Koronawirus i przymusowa eutanazja 

  2. Władcy świata


Bardzo chciałbym się mylić – Bóg mi świadkiem, w swej ogłoszonej poniżej przepowiedni. 
Bardzo bym chciał, by to co poniżej napisałem okazało się tylko wytworem mojej chorej wyobraźni, totalną bzdurą.
Jeszcze raz powtórzę, modlę się o to, by to były tylko i wyłącznie brednie, by teraz i w przyszłości były tylko bredniami.
Gdy w światowych mediach zagościł na dobre koronawirus, ludzi opanował strach na tyle wielki, iż dali się zamknąć w „więzieniach”. Statystyki, oczywiście specjalnie podrasowywane, nie były jednak w stanie przekonać tych najmniej wyjałowionych z inteligencji przez oficjalne telewizje, media. Ich strach nie dotknął. Lecz eskalowanie problemu, kolejne restrykcje i to nieraz tak absurdalne, sprawiły, że zaczęli się w końcu zastanawiać: „O co tu, tak naprawdę chodzi?”
W sieci, w wywiadach, rozmowach na odległość, wyrażanych stanowiskach przez niezależnych ludzi nauki, medycyny, pytaniach postawionych władzom, często kłopotliwym dla niej i braku sensownych odpowiedzi, zaczęło się słyszeć wiele teorii, prognoz, prób wyjaśnienia sytacji. Dla coraz liczniejszego grona ludzi stało się jasne, iż mamy tu do czynienia z mistyfikacją podjętą przez rządy, (być może inspirowane lub nawet korumpowane przez niejawne struktury dysponujące, wg dostępnych w sieci opinii, nieograniczonymi zasobami i potegą władzy sięgającą przede wszystkim mediów oraz największych światowych organizacji, z ONZ i WHO włącznie). 
Powoli, dla wielu, staje się to oczywiste, no może z wyłączenieniem tych najbardziej łatwowiernych i wystraszonych. 
Jak grzyby po deszczu wysypują się z sieci różne informacje, „spiskowe” teorie, fakty, ale i bardziej lub mniej oczywiste kłamstwa.
To wszystko sprawia, iż zadajemy sobie pytanie: 
O co tu, tak naprawdę, chodzi?
Dlaczego, gdy ludzie umierają z innych powodów, np. z powodu nowotworów, chorób układu krążenia, cukrzycy, gruźlicy, czy grypy, czy choćby z głodu, nie siało się takiej paniki, nie rzucało na kolana całych narodów, choć na te tzw. „choroby towarzyszące” zapadało i umierało setki, czy tysiące razy więcej ludzi?
Dlaczego doprawadza się do upadku gospodarek wielu krajów?
Dlaczego ogołaca się ludzi ze środków do życia, zamyka na długie tygodnie, nawet miesiące w domu, izolując ich od bliskich, od słońca, od lasu od kontaktów towarzyskich, od rozrywki – od normalnego życia?
Dlaczego straszy się ludzi wielkimi karami, rujnującymi dorobek ich życia? 
Dlaczego te zakazy i nakazy są tak absurdalne?
I tu chciałbym się mylić!!!
Otóż! 
Może być tylko jeden powód. „Oni” chcą sprawić, by ludzie mieli dość, by to się wreszcie skończyło i nigdy więcej nie wróciło. Chcą sprawić, by ludzie, zdecydowana większość, dla świętego spokoju, dla poczucia własnego i swoich bliskich bezpieczeństwa, zgodziła się i przy okazji wywarła wielką presję, wręcz, by podniosła krzyk: My chcemy obowiązkowej szczepionki! 
Cała ta wywołana przez media i polityków histeria, ten olbrzymi społeczny koszt, to zabranie wolności wszystkim, ma tylko jeden cel, by doprowadzić ludzi – większość - do desperacji. Ta desperacja sprawi, że informacja, iż szczepionka już jest, wywoła ten powszechny krzyk i mimo, iż jest nieprzetestowana, iż nie będzie gwarancji, że nie będzie skutków ubocznych, ze śmiercią włącznie, lud jednym głosem zawoła: Zaszczepcie nas! Zaszczepcie wszystkich!
A tutaj bardzo chciałbym się mylić!
A coś w środku mi mówi, iż jest to zaplanowany akt masowej eutanazji, depopulacji, eksterminacji ponad sześciu miliardów ludzi (z tych siedmiu żyjących obecnie). Skala może być różna, bo w wypowiedziach sekretarzy ONZ, person światowej sławy i o wielkiej zasobności portfela, czy „arytokratów, jak o sobie mówią, padają różne liczby.  
I właśnie taki był sens zaistnienia problemu z koronawirusem: by ludzie uznali swych ciemiężycieli za wybawców. To tylko to. „Iluminaci” też przecież mają sumienia, w nich też się tli resztka człowieczeństwa. Ale, gdy zmanipulowani ludzie sami zażądają … to co innego.  
Czas pokaże. 
Tylko to można zrobić i coś jeszcze … ale o tym zdecydujesz, mam nadzieję, że inteligentnie, to znaczy bez wpływu z zewnątrz: mediów, polityków, „autorytetów” naukowych i medycznych (dlaczego w cudzysłowiu? Bo tylko tacy mogą w oficjalnych mediach  wygłaszać otwarcie swoje opinie). Inteligentnie to, po prostu, zaglądając w swoje serce, w swoją duszę. 
Cóż więc można zrobić?
A więc po pierwsze:
Przetestować. Powinna być przetestowana, by dawała gwarancję, iż długofalowo wyeliminuje zagrożenie, to zagrożenie przeciwko, któremu jest skierowana. Na kim? 
Powinni ją przetestować ci wszyscy przywódcy: prezydenci, premierzy, politycy, posłowie, naukowcy, lekarze, ci, którzy ją będą polecać i gwarantować jej dobroczynny wpływ na zdrowie i życie. Powinni się zaszczepić wszyscy oni, a w pierwszej kolejności ci najstarsi z nich. 
Oczywiście powinni to zrobić na oczach wszystkich ludzi, pod nadzorem niesprzedajnych, nieskorumpowanych ludzi medycyny, nauki, polityki, pod nadzorem ludzi, którzy nie ulegli praniu mózgów, którym nie zrabowano inteligencji. I wtedy, po jakichś tam kilkudziesięciu latach, gdy zaszczepieni będą dożywać bez chorób stu, czy stu dwudziestu lat, cała pozostała reszta wygasi swój sceptycyzm. Stanie się tak na pewno, bez walki, bez manipulacji mediów, bez spiskowych teorii, bez posądzeń o chęć wzbogacenia się kosztem ludzi, kosztem ich zdrowia i życia. 
W innym przypadku nie będzie zgody wszystkich. Wręcz przeciwnie uznamy to za kolejną próbę wyeliminowania nas, uczynienia z nas robotów, niewolników, mięsa armatniego, niższej rasy, podludzi.  
Jeszcze raz powtarzam: chciałbym się mylić!
Takie jest moje przeczucie. Czy to przeczucie (nigdy się nie mylący błysk intuicji), czy brednie, wytwory mojej wyobraźni, okaże się. 
* Usunięcie tego tekstu, tych bredni, które pragnę by się bredniami okazały, dowiedzie tylko tego, iż bredniami, to co napisałem nie jest, że nie jest to wytworem mojej chorej wyobraźni, a jest jak najbardziej  realną groźbą, czekającą nas wkrótce taką właśnie rzeczywistością. A mam podstawy by tak sądzić, bo np. Facebook usunął wszystkie moje teksty (około 500) dotyczące zdrowia z ostatnich dziesięciu lat. 

2. Władcy świata


No i zabrzmiało skrajnym pesymizmem, beznadziejnością. Powiększyłem powyższym tekstem tylko pandemię strachu.
To dobrze. 
Dobrze? 
Strach jest dobry. Dobry?
 Śmierć jest dobra. Jest dobra?
Tak! Wszystko ma swój cel. Wszystko prowadzi do dobrego, bo tylko ono istnieje: Wieczne życie, wieczna błogość, Nirvana, Bóg, Królestwo Niebieskie.
W jakich czasach my żyjemy? Dzisiaj władza chce decydować o życiu i śmierci ludzi, tysiące lat temu człowiek zrezygnował z władzy, by poznać prawdę o życiu i śmierci. Nic się od niego nie nauczyliśmy. To zmarnowane 2600 lat.  
Nie rozumiesz? Przytoczę pewną bardzo znaną opowieść -  fakt z życia jednego z najważniejszych ludzi w historii.
 Poprzedzę to taką prawdą:
Budda (budda jest określeniem, nie imieniem, używa go się wobec człowieka przebudzonego,) mówi: Aes Dhammo Sanantano – jedno prawo rządzi wszystkim, jedno wieczne prawo. To, co zdarza się mrówce, zdarzy się także słoniowi, a cokolwiek zdarza się żebrakowi, zdarzy się też władcy. Biedny czy bogaty, ciemny czy mądry, grzesznik czy święty, prawo nie wyróżnia – prawo jest bardzo sprawiedliwe. Śmierć … zrównuje ludzi. Nie zawraca sobie głowy, tym, czy jesteś biedakiem, czy Aleksandrem Wielkim.
A teraz w skrócie ta obiecana opowieść z życia Buddy. 
Jego ojciec, stary król, wyczekiwał potomka, następcy tronu. Gdy wreszcie przyszedł na świat poprosił astrologów, by przewidzieli jego przyszłość, a ci, oprócz jednego, odpowiedzieli, że będzie albo władcą świata, albo wyrzeknie się go, zostanie żebrakiem i pójdzie w góry badać swoje wnętrze, szukać prawdy, szukać prawdziwego siebie. Wysłuchał ich rady i odizolował syna od starych ludzi, od widoku biedy, choroby. Tak zaaranżował jego otoczenie by nigdy nie dowiedział się o istnieniu śmierci. Zapewnił mu komfort i luksus. 
Przez dwdzieścia dziewięć lat żył on w takich warunkach. Ale:
Pewnego dnia Siddhartha musiał stać się świadomy. Szedł na święto młodości. … Po drodze zobaczył to, czego zgodnie z wolą ojca miał nie widzieć. Najpierw ujrzał chorego człowieka … Zapytał: - Co się stało?
Woźnica miał skłamać, lecz odrzekł: - Ten człowiek jest chory.
A Budda natychmiast zadał inteligentne pytanie: - Czy to znaczy, że ja też mogę zachorować? …
Woźnica: Tak, ty też zachorujesz.
Później natknęli się na starego człowieka. To samo pytanie. Następnie ujrzeli zwłoki wiezione na miejsce kremacji –… Budda zapytał: - Czy ja też pewnego dnia umrę? – woźnica odpowiedział: - Tak, panie.
Budda odparł:
- W takim razie zawróć powóz. Nie ma sensu jechać na święto młodości. Ja już zachorowałem, już się postarzałem, już jestem na skraju śmierci. Jeśli pewnego dnia umrę, jaki sens ma cały ten absurd: żyć, czekając na śmierć?! Zanim nadejdzie chciałbympoznać coś nieśmiertelnego. Jeśli istnieje coś nieśmiertelnego, jedyną ważną rzeczą w życiu jest poszukiwanie tego.
A kiedy to mówił, ujrzeli czwartą postać – sannjasina, mnicha odzianego w pomarańczowe szaty, który idąc, pogrążony był w medytacji. Budda rzekł:
- Co się stało z tym człowiekiem?
Woźnica odpowiedział: - Panie, to jest to, co zamierzasz zrobić. Ten człowiek widział śmierć i wyruszył na poszukiwanie nieśmiertelnego. 
Jeszcze tej nocy Budda wyrzekł się świata; opuścił dom w poszukiwaniu nieśmiertelnego, w poszukiwaniu prawdy.
  
Śmierć jest najważniejszą sprawą w życiu. Ci, którzy przyjmują wyzwanie śmierci, są hojnie nagradzani.
Osho
Fragmenty: Osho Sztuka życia i umierania
Wydawnictwo: Czarna Owca 2017
Jak wiemy, Budda odnalazł nieśmiertelne. By to odnaleźć zrezygnował z uszczęśliwiania swoich poddanych na siłę. Został żebrakiem, a tym, co odnalazł dzielił się tylko z tymi, którzy byli na to gotowi. Nie przekazywał im swojej prawdy, każdego posyłał na jego własną ścieżkę prawdy. 
Który ze współczesnych władców, prezentuje taką postawę? Czego się oni nauczyli z jego przykładu przez te tysiąclecia?
Chcąc zostać najmniejszym z ludzi został największym. 
Który z obecnych władców jest w stanie pójść taką drogą? 
Nie znam. Jest odwrotnie – próbują się z małych, uczynić wielkimi.  Naszym kosztem. Wszystkie podwórka świata są pełne takich przywódców, nie pomijając naszego rodzimego.
Piotr Kiewra 

niedziela, 5 kwietnia 2020

Dar Atishy dla świata. O jedynym prawdziwym leku


Chcesz naprawić świat, napraw siebie. Użyj jedynego – prawdziwego leku 


Jesteś sfrustrowany tym, co się dzieje wokół ciebie: cierpieniem, grzesznością, złem innych ludzi? 

Jesteś niepokojony strachem o siebie, ludzi, świat, naturę, rodzinę, bliskich, środowisko?  

Troskasz się brakiem współczucia, ubóstwem widzianym wokół, wszechwładzą pieniądza? 

Przejmujesz się mocą zła, kłamstwami mediów, zbrodniami popełnianymi przez ludzi, polityków, rządy, władców, tych jawnych i ukrytych?

Czujesz, iż ograbiono cię z wolności, karmiono obietnicami bez pokrycia, wykorzystuje się ciebie jako robota, środek służący realizacji celów, które nie są twoimi celami?

Czujesz, wiesz, że dybie się na twoje zdrowie i życie, wolność, w imię jakichś podejrzanych idei?

Jesteś nieszczęśliwy z innych powodów?  

Czy chciałbyś to naprawić, a nie masz tyle siły, nie masz pomysłu jak to zrobić?

Czy Twoje dotychczasowe myśli, intencje, skupianie energii na pozytywnych działaniach, przeciwstawianiu się złu, zainicjowane rewolucje, bunt, walka o lepszy świat zawiodły cię?

Nie przejmuj się. W ten sposób to się jeszcze nikomu nie udało: walka do niczego nie prowadzi, przejmowanie się, troska, myślenie, żadne inne działania nie były, nie są i nie będą nigdy skuteczne.
Dlaczego? Ponieważ to, z czym walczysz wzmacniasz, to, przed czym uciekasz goni cię, a to, za czym gonisz, ucieka. Zawsze dostajesz to, czego się lękasz.
Walcząc, tak naprawdę, przyłączasz się do obozu wroga. Oni znają sekret i wiedzą, że jeśli przeciwstawiasz się im, to dodajesz im energii, trwonisz swoją, a dodajesz im: ludziom, zjawiskom, odczuciom, emocjom.
Prawda jest taka, iż walcząc ze strachem, krzewisz strach. Walcząc z biedą, zwalniasz ludzi z odpowiedzialności za siebie i w ostatecznych rozrachunku poszerzasz pola biedy. Przejmując za innych odpowiedzialność, albo oddając ją rządom, urzędnikom, powierzasz im nie tylko swoje bezpieczeństwo, przez co stajesz się bardziej zagrożony, bo nikt nie zadba o twoje bezpieczeństwo lepiej niż ty sam, ale pozbawaiasz się też … inteligencji. Tak, inteligencja idzie w parze z odpowiedzialnością. Zobacz, co wyczyniają z ludźmi media, politycy, władcy, a zrozumiesz to. 

I jeszcze jedna przyczyna – prawda: Istotą pragnienia jest niespełnienie.

Pewnego dnia zrozumiesz, dlaczego doświadczyłeś/doświadczyłaś akurat tego, tych cierpień, tych zdarzeń. Inaczej, bez cierpienia, bez bólu nie próbowałbyś/nie próbowałabyś użyć, skosztować tego leku. Z tego punktu widzenia twoje cierpienia są potrzebne, czemuś służą. Ich celem jest przekierowanie cię na wędrówkę drogą zrozumienia, drogą prawdy, bo tak jak mówi kolejny mistyk: Cierpienie jst potrzebne, by zrozumieć, że jest niepotrzebne.

Ludzkość, cywilizacja, to wszystko co dotychczas  było twoim życiem to poszukiwanie leku. Już dotknąłeś, spróbowałaś tamtych, z tak postrzeganego do tej pory świata, no i okazały się nieskuteczne. Teraz nadszedł czas, by …  

Istnieje inny lek. Najpotężnieszy, jedyny, prawdziwy. 


Istnieje jedyny – prawdziwy lek. Jest lekiem na wszystko: na choroby ciała i umysłu. Jest jednak znacznie większy, jego działanie jest niewyobrażalnie większe: naprawia też świat. 

Możesz go zastosować. Możesz nim naprawić siebie, ale i świat. Nie musisz jednak nikogo przekonywać,  by poszedł za tobą, by cię wysłuchał. Nie musisz zostawać politykiem, władcą świata, by go naprawić, by usunąć zeń zło, cierpienie choroby, by zakwitła tam miłość, wolność, szczęście, radość, zdrowie, dobro, harmonia. 
Wystarczy, że naprawisz nim siebie. 

Co jest tym jedynym, prawdziwym lekiem?

Jest nim medytacja (możesz ją nazywać również modlitwą, bo w istocie jest tym samym, połączeniem z CAŁOŚCIĄ, z boskością, z duchowym wymiarem człowieka).

Medytację jako lek na wszystko dostaliśmy od ludzi takich jak Budda, Jezus, Atisha i wielu innych. 

Medytacja Atishy, nazywanego „po trzykroć wielkim”, jest wyjątkowa. Jest największym darem jaki ludzkość otrzymała od tych, którzy poznali boskość – doświadczyli jej. Pochodzi od Atishy, lecz, tak naprawdę przekazują ją wszyscy mistycy, mędrcy, oświeceni ludzie. Jednak w takiej formie, w jakiej przyszła od niego, była jego osobistym poznaniem, była jego drogą. 

Jest piękna i niezwykła … ale o tym za chwilę. 


Poniższy materiał pochodzi od OSHO, z książki: „Księga mądrości”.


Rzadko spotyka się mistrzów takich jak Atisha, a to dlatego, że nauczało go trzech oświeconych mistrzów. Nie zdarzyło się to nigdy przedtem i nigdy potem. … nazywa się go więc Atishą Trzykroć Wielkim.

Żył w XI wieku, urodził się w Indiach, ale gdy jego miłość stała się aktywna, udał się do Tybetu, jakbyprzyciagał go tam jakiś wielki magnes. W Himalajach dostąpił i już nigdy nie wrócił do Indii. … jego miłość spłynęła na Tybet. Przemienił całą jakość tybetańskiej świadomości. Był cudotwórcą, czegokolwiek dotknął, przemieniało się w złoto. Atisha to jeden z największych alchemików, jakich poznał świat.”* (Osho użył tu metafory)

Traktat Atishy to siedem punktów.  My zajmiemy się tylko jednym zdaniem. Szczęśliwy posiadacz Księgi zrozumienia OSHO, może pokontemplować nad całym traktatem i tak jak mówi Osho: 

„Stwierdzenia te przypominają nasiona, wiele jest w nich zawarte. Może nie jest to tak widoczne, lecz jeśli głęboko w nie wejdziesz, gdy będziesz kontemplować, medytować i zaczniesz z nimi eksperymentować, będzie to największą przygodą twojego życia”. 

Oto to co proponuje Atisha, a później w komentarzach Osho:

„Ćwicz łączenie się, zbieranie i wysyłanie.
Ćwicz to ujeżdżając oddech.”

 „Atisha mówi: zacznij być pełen współczucia. Metoda polega na tym, że gdy robisz wdech – słuchaj uważnie, to jedna z najwspanialszych metod – gdy robisz wdech, pomyśl, że wdychasz całą niedolę wszystkich ludzi. Wdychasz wszelką ciemność, wszelką negatywność, całe istniejące piekło. Niech twoje serce wchłonie je. 
Może czytałeś lub słyszałeś o tak zwanych pozytywnych myślicielach Zachodu. Mówią coś dokładnie przeciwnego, ale nie wiedzą, co mówią. Mówią: „Gdy robisz wydech, wyrzucaj całą swoją niedolę i negatywność, a gdy robisz wdech, wdychaj radość, szczęście, pozytywność, pogodność”.
Metoda Atishy jest tego przeciwieństwem: na wdechu wchłaniaj wszelką niedolę i cierpienie wszystkich istnień świata, przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Gdy robisz wydech, wydychaj całą swoją radość, całą swoją błogość, wszelkie błogosławieństwo, które masz. Zrób wydech, wlej siebie w egzystencję. To jest metoda współczucia: wchłaniaj wszelkie cierpienia i wylewaj wszelkie błogosławieństwa. 

Jeśli to zrobisz, będziesz zaskoczony. Gdy wchłaniasz wszystkie cierpienia świata, przestają być cierpieniami. Serce natychmiast przemienia energię. Serce to siła dokonująca przemiany: wchłoń niedolę, a zostanie przemieniona w błogość … wtedy ją wlej.

Kiedy dowiesz się, że twoje serce potrafi dokonywać tej sztuczki, tego cudu, wciąż będziesz chciał to powtarzać. Spróbuj. Jest to jedna z najbardziej praktycznych metod, prosta i przynosząca natychmiastowe efekty. Zrób to dzisiaj i przekonaj się.”

Atisha jest bardzo naukowy i na pewno będzie zyskiwał coraz większe uznanie. Przekona również naukowy umysł, gdyż mówi:  

„Wszystko, o czym mówię można praktykować. Nie mówię byś wierzył, mówię, byś eksperymentował, doświadczał. Uwierz tylko wtedy, gdy sam to poczujesz. W przeciwnym razie nie trzeba wierzyć”.
Wypróbuj tę piękną metodę współczucia: wchłoń wszelką niedolę i wylej wszelką radość.”

I to by było na tyle. Naprawisz siebie, naprawisz świat. 
Nie ma innego leku. Medytacja jest jedynym, przy pomocy którego, dotykając duchem, dotykasz też materię. 

Piotr Kiewra 
na podstawie OSHO: Księga mądrości. Siedem punktów treningu umysłu. Komentarze do traktatu Atishy. Wydawnictwo KOS