- Piotrze, powiedz mi, dlaczego ty nie jesz mięsa? – zapytała ciocia.
- Nie wiem ciociu. Nie jem od bardzo dawna. Od dzieciństwa. Zawsze czułem do mięsa obrzydzenie, skręcało mnie na samą myśl, że miałbym jeść …, że miałbym ogryzać kości … Czasem zapach niektórych wyrobów powodował, i nadal tak jest, że wychodziłem ze stołówki, wychodziłem z kuchni … Nie wiem skąd się to wzięło. Nie zastanawiałem się.
Ciocia jednak postanowiła pytać dalej:
- A właśnie powiedz, jak to było, gdy byłeś małym dzieckiem.
- Ciociu, nie pamiętam, miałem wtedy chyba ze trzy lata. Któregoś dnia, mama usilnie mnie namawiała, bym zjadł jakiś kawałek mięsa. Siedziałem nad tym chyba z godzinę, mama nie chciała odpuścić, gdy tylko przełknąłem – natychmiast zwymiotowałem. – z wyraźnym zniechęceniem opowiadał o tym Piotr.
- A skąd było to mięso? - prowadziła swoje prywatne śledztwo ciocia.
- Ciociu, jak to skąd, z naszej własnej świnki …
- Acha! – wykrzyknęła ciocia. – Opowiedz mi o niej.
- Ciociu, ledwo już pamiętam. Pewnego dnia, tata przyniósł małego prosiaczka. Przygotowaliśmy dla niego miejsce w chlewiku. Dostał świeżą słomę, nowe korytko. Nadaliśmy mu też jakieś imię … teraz już nie pamiętam, jakie. Był mały, miał zakręcony ogonek i bardzo lubił jak go się drapało po boczkach, po jego szyi. Ustawiał się wtedy specjalnie. Lubił tak bardzo jak go drapaliśmy, że czekał niecierpliwie, kiedy przyjdziemy. Bardzo też lubił jeść. Gdy nadchodziła pora karmienia, chodziłem do niego i obserwowałem jak się zajada swoim jedzonkiem, a ja go drapałem, a on pochrząkiwał z zadowolenia. Rósł bardzo szybko, czasem mógł sobie pobiegać po podwórku, podchodził wtedy blisko do mnie i specjalnie nadstawiał swój karczek, by go podrapać, by go pogłaskać. Pamiętam jego szczeciniastą skórę, i jego pochrząkiwanie. Był bardzo grzeczny, miał takie miłe spojrzenie … – Piotr przerwał, a ciocia natychmiast:
- A co było dalej?
- Ciociu, jak to co? Pewnego dnia, przyszli wujkowie. Przynieśli ze sobą siekierę, wielki nóż, wyprowadzili naszego prosiaczka na podwórko. Uwiązali mu sznur do nogi. Pamiętam jego spojrzenie w moją stronę … był smutny, zdziwiony … i przestraszony. Bardzo się bał. Zaczął się wyrywać, zaczął głośno krzyczeć … uciekłem z podwórka …
Ciocia miała łzy w oczach. Podeszła do Piotra bliżej, chciała go pogłaskać po główce, jakby był małym chłopcem, ale … zorientowała się że Piotr już nim nie jest. Powiedziała więc tylko:
- Przykro mi, wiem, bardzo to przeżyłeś, nawet dzisiaj to przeżywasz. Wiem, takie spojrzenie zawiedzionego przyjaciela trudno zapomnieć, a tym bardziej, gdy później podetknięto ci kawałek mięska z twojego przyjaciela.
- Tak, później już zawsze uciekałem, gdy ktoś miał odciąć głowę dla koguta, kury, czy karpia, którego widziałem zanim to nastąpiło, jak pływał w wannie. Nie tknąłem też niczego z tego co zostało z tych zwierząt przyrządzone. Źle się czułem, gdy mięso było podawane do stołu, lub nawet gdy było w kuchni przygotowywane. Później już nawet nie chciałem się przyjaźnić z kolejnymi prosiaczkami, bo nie mogłem zapomnieć tamtego spojrzenia … – Piotr zamilkł.
- Przykro mi, że o tym ci przypomniałam, że wróciło przykre wspomnienie. Wiesz, miałam coś dzisiaj kupić na rosół, chyba przestanę gotować rosół, nie kupię też wędlin. Powiedz mi, co jeść w zamian? Chyba stanę się wegetarianką. – powiedziała to tak, jakby sama widziała spojrzenie prosiaczka o którym opowiedział jej Piotr.
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twoje komentarze są moderowane.