Z płyty leciała jej ulubiona piosenka, której słowa to jakby jej własne słowa. Słuchała jej, gdy się gubiła, gdy wątpiła, gdy mimo jasnych prognoz czarno widziała, gdy brakło jej odwagi. W takich właśnie chwilach była z nią dusza kogoś bardzo bliskiego, czuła ją na swym ramieniu.
Najwięcej odwagi potrzebowała, gdy we wspomnieniach wracało dzieciństwo.
„Ty głąbie kapuściany”. „Ty nic nigdy nie zrozumiesz”. „Ty się niczego nigdy nie nauczysz”. „Zawsze będziesz nikim”. – takie słowa słyszała prawie codziennie od swojej mamy, a przyjmowała je ze strachem. Coś w niej się buntowało przeciwko tym słowom, lecz matematyki i tak nie próbowała się uczyć, nie starała się jej zrozumieć – wiadomo jest przecież głąbem, a głąby nie rozumieją jak się mnoży i dzieli, w ogóle mało rozumieją, są zerem i zawsze nim będą. Patrzyła w zeszyt z zadaniem domowym i wyobrażała sobie jak przykro jej będzie jutro, gdy słowa jej mamy potwierdzi nauczycielka i gdy śmiać się będą z kapuścianego głąba szkolni koledzy i koleżanki. I już łzy zalewały jej sukienkę.
Parę lat później niewiele rozumiała też z fizyki i z chemii, więc i więcej wylewała łez. Pogodziła się z tym, że choćby niewiadomo jak się starała i tak tych rzeczy nie zrozumie. Będzie zamiatać, prać i z pokorą słuchać jak inni nią kierują, wydają polecenia, jak będą z lekceważącym uśmiechem oceniać, krzyczeć, poganiać – tak miała wyglądać jej przyszłość w oczach mamy, nauczycieli i jej własnych.
Coś w jej głębi szeptało jej do ucha, że to wszystko nieprawda, że nie można się poddać, nie można się zgodzić z tym, co mówią o niej inni, że jest w niej wojownik, który się kiedyś obudzi … lecz ten głos był tak cichy – ledwo słyszalny, a krzyki i wrzaski, w domu i szkole, poparte groźnymi spojrzeniami tak głośne i prawdziwe, że na stałe gdzieś w jej małej główce zagościł strach. Nawet we snach nie śmiała się przeciwstawić temu co wokół słyszała i widziała. Rosła w lęku, śmiech na twarzy i w sercu pojawiał się rzadko, częściej to był smutek, płacz, cierpienie.
I gdy już prawie przestała wierzyć, gdy o mało nie straciła nadziei, zamieszkała u babci. Wtedy dużo się zmieniło.
Trzydzieści lat później odkryła w sobie pewną tajemnicę, otóż za każdym razem, gdy spotkała na swojej drodze kogoś u kogo serce przemawiało bardziej niż słowa, wracała wspomnieniem do swojej babci. I tak było też tym razem. Prawie obca kobieta, z którą owszem łączyła ją praca, ale nic poza tym, tego jednego poranka okazała jej tyle serca, zrozumienia, pomocy – nie tylko budującym słowem, ale przede wszystkim czynem, że aż … polało się morze łez. Nawet nie próbowała tego pohamować. Usłyszała – jak żywe – słowa swojej babci:
- Płacz, dziecinko, płacz! To cię oczyści, doda ci sił. Nie trzymaj tego w sobie – płacz! Nie możesz zatkać tego źródła, które jest w tobie, łzy muszą z ciebie wypłynąć, a z nimi twoje smutki, radości, te złe, i dobre rzeczy.
Popłakiwała więc sobie z pół dnia. To były łzy wzruszenia, łzy wrażliwej duszy poruszonej dobrem, które ją spotkało. To zawsze ją wzruszało, ale też przywoływało pamięć babci. Teraz ona stała przed nią i powtarzała te same słowa co przed wielu laty. To ona nauczyła ją spoglądać w głąb, w duszę i dostrzegać dobre rzeczy: przyjaźń, miłość, współczucie, a w ludziach, których wszyscy inni pokazywali palcami, oceniali jako niedobrych, złych, przepełnionych złością, nienawiścią, potrafiła dostrzec coś dobrego. Mówiła i powtarzała to często: „patrz sercem, nie oczami”, „dostrzegaj w róży jej piękno, a nie tylko kolce”, „wiedz, że w człowieku, oprócz jego głowy, jest serce i jest dusza”. „To w sercu, to w duszy są kwiaty, tam nie ma kolców, nigdy ich tam nie ma. Natomiast w głowach, w myślach, w słowach, czasem mogą być kolce i to one ranią. Są nimi zawiść, zazdrość, nienawiść, chęć oceniania, nawet czynienia zła. Ranią nie tylko innych, ale przede wszystkim nas samych. W głowie jest dużo hałasu, krzyków, dużo wiedzy, w tym i nieprawdy, egoizmu, w duszy, w sercu jest samo dobro.”
- Pamiętaj dziecinko, wszystko co dobre, prawdziwe, mieszka w sercu, mieszka w duszy człowieka. Miłość mieszka w sercu, tak samo współczucie, radość, wrażliwość. Dusza jest cichutka, serce jest cichutkie, nie krzyczą, nie narzucają się, nie wołają, nie mówią nic. To głowa czyni tyle hałasu wokół nas i wewnątrz nas, że prawda, cicha prawda nie może się przez ten harmider przebić. Dusza jest światełkiem na naszej drodze, lecz nie zawsze ono jest widoczne wśród tych wszystkich świateł migających nam przed oczami. Przychodzi jednak zawsze taki moment w życiu, gdy to światełko zaczyna być przewodnikiem, taki człowiek zaczyna wreszcie to dostrzegać. Dusza jest cierpliwa. Ona czeka, czasem gdzieś tam siedzi na naszym ramieniu i czeka. – tak mówiła babcia.
To babcia nauczyła małą dziewczynkę czuć, a więc płakać, wzruszać się nad losem ptaszka, myszki, ludzi. Nauczyła traktować ludzi jak przyjaciół, mówiła: „Jeśli chcesz mieć przyjaciół, to bądź przyjacielem – nie ma innej drogi do przyjaźni, do miłości, do żadnej dobrej rzeczy.” Powtarzała codziennie: „Duszyczko, czyń innym to, co chcesz, by tobie czyniono.” W ten sposób nauczyła bezinteresownego obdarowywania, wdzięczności, przebaczania. Mówiła: „Pamiętaj dziecinko, możesz kupić budynek, ale nie kupisz domu, możesz kupić ludzi, ale nie kupisz przyjaźni, miłości. Możesz sprzedać swoją wiedzę, swoją pracę, ale nie wolno ci sprzedać siebie. Pamiętaj szczęście jest w tobie, nikt ci nie może jego dać, ani od nikogo nie możesz jego dostać, kupić, ani tym bardziej żądać.”
Najczęściej jednak, jak echo, jak najpiękniejsza melodia, pobrzmiewały w jej pamięci słowa babci: „Pamiętaj duszyczko, wszystko w naszym życiu jest po coś, nic się nie dzieje przypadkiem, wszystko czego doświadczasz ma jakiś cel, każde, największe nawet cierpienie, ma cię czegoś nauczyć.”
Gdy babcia odeszła, pozostało wspomnienie po niej oraz jej nauka. To dzięki tej nauce i poczuciu babcinej obecności stała się silna, wytrwała, cierpliwa, nauczyła się być wojownikiem, sprawiedliwym, dobrym, mądrym wojownikiem, który się nie poddaje, nigdy się nie poddaje. Nauka pozostała, lecz życie co rusz ją doświadczało. Było jej tak ciężko, że traciła zdrowie, stres zabierał jej głos, kręgosłup i nogi odmawiały posłuszeństwa. Mimo to pracowała, myła, sprzątała, usługiwała, sprzedawała swoja ciężką pracę. Po tygodniach stresu, napięcia dopadała ją depresja. Wtedy w tych najcięższych chwilach przychodziła pamięć babci, przychodziło westchnienie i przekonanie, że za szybko odeszła, że tak brakuje jej wsparcia, ciepła, wiary, nadziei, którą niosły jej słowa. Wnuczka bez swojej ukochanej nauczycielki życia nie potrafiła pokonać góry problemów. Te cały czas się piętrzyły, przewalały przez nią jak fale oceanu. Gdy znikały jedne, już widać było następne, które się zbliżają, rosną, potężnieją i za chwilę runą, na nią – biedną, małą dziewczynkę, by ją przygnieść, zniszczyć, obarczyć ciężarem nie do zniesienia.
Pojawiał się jakiś głos i cały czas szeptał, lecz był to za cichy szept na ten wielki łoskot fal, na góry, ściany cierpień, hałasu, nieszczęść, zmartwień, stresu – kolców, które kłuły jej umysł, raniły serce i duszę. Pojawiał się w jej snach, w jej codzienności we wspomnieniach. Zawsze w takich chwilach czuła, że babcia jest w pobliżu, że jest jej aniołem stróżem, że babcina dusza siedzi jej na ramieniu i wspiera w trudnych chwilach, na życiowych zakrętach, szepce do ucha, podpowiada, przypomina po tysiąckroć to samo, co kiedyś małej dziewczynce. Jednak wnuczka potrzebowała czegoś innego: - Potrzebujesz pomocnej dłoni, nie słów, nie szeptu – podpowiadał jej umysł.
- Tak, babcia odeszła za wcześnie, gdyby nauczyła jej więcej, gdyby dała jej więcej wiedzy, pewnie radziłabym sobie lepiej. Gdyby tak zobaczyć wyciągniętą babciną dłoń, byłoby łatwiej, morza i oceany zmartwień nie niszczyłyby mi tak zdrowia, nie przygniatałyby tak aż do utraty tchu. – tak czasem z żalem myślała.
„Niby wszystko takie jasne, a tak ciemno, że powtarzać sobie muszę – nie jest źle. A ty duszo na ramieniu wytrwaj ze mną … skąd brać odwagę na dalszym ciąg …” – nuciła słowa ulubionej piosenki, a stawało się to cichym wołaniem o pomoc. … „jeśli życie jest czekaniem, będę czekać” – deklarowała, bo tego uczyła jej babcia. Lecz teraz chciała już wiedzieć, kiedy przyjdzie odwaga, kiedy wreszcie poprowadzi ją światło?
Jej pogaduszki z duszą na ramieniu stały się już normą, szczególnie przed snem, lub w czasie bezsennych nocy. W najcięższych życiowych sprawdzianach, gdy tygodniami w sercu dojrzałej, cierpiącej kobiety gościł smutek, gdy problemy wyrastały jeden po drugim jak grzyby po deszczu słowa tej piosenki oraz jej własne pytania stawały się modlitwą.
Jednak głos babci milczał lub powtarzał cały czas to samo. Oprócz tego głosu, słyszała identyczne słowa od swojego przyjaciela. Czasem nawet wydawało się jej, że to babcia przemawia jego głosem. Często powtarzał jej o magicznych rzeczach w naszym życiu, które się dzieją, by nauczyć, by nas rozwinąć, by doprowadzić do zrozumienia, do odkrycia prawdy o sobie. Owszem pojawiały się sny i w nich szukała jakichś znaków, do tej pory jednak nie znalazła w nich odwagi. On jej jednak powiedział, żeby była uważna, bo kiedyś taki znak się pojawi, kiedyś zrozumie co ma zrozumieć, pozna tajemnicę i wszystko się odmieni.
Pewnej nocy znowu przyśniła się jej babcia. Stała nad rzeką i z kimś rozmawiała. W pewnej chwili odwrócili się i wskazując rzekę uśmiechnęli się do niej. Tak, obok babci stał jej przyjaciel. Tylko tyle, żadnych słów, babcia, przyjaciel, rzeka i uśmiechy.
I wtedy tamtego ranka przypomniała sobie. Ona jako nastolatka oraz babcia stały nad rzeką i rozmawiały. Wyobrażały sobie, że życie jest rzeką. Niesie w swoich wodach różne rzeczy, niesie to czego oczekujemy, ale dużo częściej niespodzianki, przykre zdarzenia, problemy. Niesie dobre rzeczy, ale niesie też śmieci, niesie smutki i radości, szczęście i nieszczęścia, niesie cierpienie, ból, ale i przyjemności, miłość i strach. Ta rzeka przepływa przez nas. Nie można jej jednak zatrzymać, trzeba otworzyć na życie wszystkie drzwi i okna. Trzeba się zupełnie otworzyć na przepływ tej rzeki, jeśli natomiast któreś z wrót zamkniemy, jeśli nie jesteśmy otwarci, to zaczyna w nas ta rzeka wzbierać. Przepełniamy się wtedy bólem, cierpieniem, zmartwieniami, stresem. Psuje nam to zdrowie, wypełnia smutkiem. Zatrzymanie problemów w sobie, myślenie o nich to takie martwe jeziorko, bagno w którym gromadzą się śmieci, gniją, zatruwają, osłabiają.
Babcia mówiła: – Duszyczko moja, nie pozwól, by cokolwiek cię martwiło, by jakikolwiek problem w twoim życiu zatrzymał się w tobie, bo cię będzie niszczył. Wypuść go z siebie, nie pozwól by w tobie rósł. Problemy są jak śmieci w tej rzece, przypływają i odpływają. Dzieje się to samo, nic nie możesz z tym zrobić. Zaufaj rzece, bo co przyniosła, sama zabierze. Taka jest natura rzeki, taka jest natura życia. Woda pokona każdą przeszkodę, życie też. Żadna góra go nie zatrzyma, nie zatrzymuj więc i ty. Nie myśl o tym, pozwól rzece płynąć. Otwórz się, pozwól tej rzece wpływać, ale też i wypływać. Nie zamykaj przed życiem okien i drzwi, ale też niczego co ci przynosi nie zatrzymuj. Mądry człowiek nie walczy z rzeką, poddaje się jej. Mądry człowiek ufa życiu. Mądry człowiek za dużo nie myśli, bo wie, że to co z pozoru trudne, to co powoduje cierpienie, jest czymś dobrym, jest czymś co nas uczy, podnosi o poziom wyżej, czyni nas mądrzejszymi. To jest zysk, nie strata. Stracone pieniądze to często zysk, uzyskana w ten sposób mądrość to też zysk. Tak na to patrz.
Wtedy to babcia nauczyła ją wierzyć w siebie. Mówiła: „Jesteś ważną osobą, masz w sobie źródło piękna i wielkiej wartości, jesteś potrzebna, bo inaczej nie przyszłabyś na świat. Tu nie pojawia się nic niepotrzebnego, a więc jak tylko zechcesz nauczysz się matematyki i fizyki. Każdy człowiek ma swoje miejsce, ma swoją rolę, ty też. Aby dobrze żyć nie musisz wszystkiego rozumieć. Żyj po swojemu, nie musisz nikogo udawać, nie musisz być taka jak wszyscy. To, że jesteś sobą jest twoją największą zaletą, więc rób to, co uważasz za dobre i właściwe. Nie przejmuj się opiniami innych. Ty masz rację, odnośnie twego życia, nie cudzego życia – twojego. Zaakceptuj siebie i nie zmieniaj się, bo jesteś jedyna, niepowtarzalna i tylko taką siebie możesz pokochać, tylko taką mogą prawdziwie pokochać inni. Zaakceptuj siebie bezwarunkowo. Takiej ciebie nikt nigdy nie zrani, bo nie można zranić kogoś kto jest skromny, kto jest autentyczny, prawdziwy, kogoś kto wie, jaka jest jego wartość. Tylko sama siebie możesz ranić, lecz jeśli zaakceptujesz siebie, twoje własne kolce przestaną cię ranić, różyczko moja.”
Teraz jej własny wewnętrzny głos podpowiadał to czego kiedyś nie dopowiedziała babcia:
- Dziecinko moja, potrzebujesz się nauczyć czekać, bo wszystko przychodzi samo. Rozwiązanie problemów, cierpienie, ból, mijają tak jak mijają nas płynące rzeką kłody, czy suche liście. Wiosna przychodzi sama, drzewa same potrafią wydać owoce, rzeka sama odprowadzi swoje wody do morza. Zamiast rozumieć wystarczy więc czekać. Cierpliwość i wytrwałość są znacznie ważniejsze niż zrozumienie, a więc ufność jest ważniejsza niż myślenie.
Pamiętaj, dostajesz to, czym się martwisz, to o czym myślisz, to tak jakbyś się o to właśnie modliła. Nie myśl o tym co będzie kiedyś tam, co będzie na końcu, co będzie jutro, bądź tu i teraz. Baw się pracą, baw się tym co robisz, nie stresuj, nie obciążaj troską o wynik. Bądź wojownikiem, który się bawi, a nie takim, który walczy. Przestań się martwić o rezultaty, bo one nie leżą w twoich rękach.
Pamiętaj, gdy się martwisz, trudno o dobry wynik, trudno o pozytywny rezultat. Za to łatwo o utratę zdrowia.
Nie martw się brakiem pieniędzy, bo zawsze będziesz miała brak pieniędzy. Nie myśl o nieszczęśliwym życiu, bo takie ono będzie, nie powtarzaj, że jesteś stara, bo staniesz się taką już dzisiaj. Zrozum, że sama tworzysz swoje problemy. Myślenie o problemach powiększa je. Każdy z nich z mrówki przeobraża się w słonia, z małego kopczyka zamienia się w wielką górę, a nasz umysł stwarza ciągle nowe i nowe, czyli z jednej mrówki powstaje całe mrowisko, z jednego kretowiska wielkie pole pełne kretowisk.
Twoje własne myśli stają się barierą dla rzeki życia, więc wpuść je do rzeki, odpłyną, a problemy zmaleją, znikną. Twoje myśli tworzą twoje jutro, więc spraw by nie były twym przekleństwem. Lecz nie walcz ze swoimi myślami, obserwuj je tak jakby twoje myśli należały do kogoś innego.
Dziecinko, niech twoją modlitwą nie będzie prośba, lecz dziękczynienie. Dziękuj za dobre i za złe rzeczy. Dziękuj nawet za to, za co bardzo trudno być wdzięcznym: dziękuj za rachunki, które masz do zapłacenia, bo dzięki tym opłatom inni mogą żyć, dziękuj za mandat na przejściu dla pieszych, bo dzięki niemu się czegoś uczysz, uczysz się marszu właściwą dla ciebie ścieżką, uczysz się słuchać wewnętrznego przewodnika, uczysz się cierpliwości, tego by nie biec w zaślepieniu, w pośpiechu. Dziękuj za to czego dopiero doświadczysz, za dobro, które cię spotka. W ten sposób uczysz się ufności, podążasz bezpieczną, oświetloną drogą.
Słuchaj swojej duszy, która siedzi na twym ramieniu i cicho szepce. Nie słuchaj krzyków, wrzasków, pozornie mądrych słów, bo są to cudze słowa. Pamiętaj dziecinko to jest twoja własna dusza.
Jeszcze tylko kilka razy pojawiła się w jej snach i czasem na jawie uśmiechnięta twarz babci, zadowolonej ze swojej wnuczki, szczęśliwa, że tej babcinej nauki nie zmarnowała, że ją potrafiła wykorzystać. Gdy po raz ostatni dusza babci usiadła na jej ramieniu wyszeptała: – Zamiast pomagać sobie, pomóż innym, buduj ich, stań się ich przyjacielem. Gdy ktoś się zagubi, gdy zwątpi, gdy mimo jasnych prognoz będzie czarno widzieć, gdy komuś zabraknie odwagi, gdy będzie potrzebował pomocnej dłoni, daj to czego potrzebuje. To jest twoja misja.
Już więcej nigdy się nie pojawiła, ani we śnie, ani na jawie. Babcina twarz stała się bardzo mglistym, dawnym wspomnieniem.
Od tej pory na jej ramieniu przesiadywała jej własna dusza i szeptała jej to co było jej własną prawdą. Mimo, iż ten głos był cichy, nie był nawet szeptem, był ciszą, piękną, głęboką ciszą, to słyszała go zawsze, nawet w największym hałasie. Słuchała tego głosu, gdy się gubiła, gdy wątpiła, gdy mimo jasnych prognoz czarno widziała, gdy brakło jej odwagi, a on jej pomagał, doradzał, oświetlał swoim blaskiem drogę, dawał odwagę, był pomocną dłonią.
Wreszcie kolce róży przestały kłuć ją samą, przestały ranić i stały się tym, co temu kwiatu dodaje piękna.
Tutaj piosenka, która stała się inspiracją dla powyższego tekstu:
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twoje komentarze są moderowane.