Była miłość. Był entuzjazm. Były kwiaty, śpiew ptaków, piękna muzyka, taniec, radość, uśmiech, dużo śmiechu. Była chęć poznawania, bo była ciekawość. Była wiosna, było życie – wola życia i było zdrowie.
Gdy miłość się zagubiła, zniknął entuzjazm, ucichły śpiewy ptaków, posmutniała muzyka, zwiędły kwiaty. Taniec przeistoczył się w smutny marsz, marsz bez celu. Zniknął uśmiech, a śmiech pojawiał się rzadko, był powierzchowny i raczej sztuczny. Świat się skurczył do małego mieszkania, bo zagubiła się też ciekawość. Nastała jesień, a z nią umarła wola życia. Podupadło zdrowie, bo bez woli życia zdrowie zawsze podupada.
I nie mówię tu o jesieni w przyrodzie, mówię o zmianie duchowej wewnątrz człowieka. Nieważne co na zewnątrz. Na zewnątrz może być pełnia wiosny, radosne życie wokół, a gdy w duszy jesień, późna jesień, to taki człowiek pokazuje tę jesień na swojej twarzy, w oczach, w ruchach, w postawie wobec pracy, ludzi. Powoli ciało się dopasowuje do stanu umysłu i duszy. Ciało staje się jesienne, często za młodu. U wielu ludzi tak się dzieje.
Tak było z ciocią.
Pewnego dnia zagubiła swą miłość. Następnego dnia, zamiast ciekawości, radości życia, muzyki i tańca, zamiast wiosny, pojawiły się wspomnienia.
Pojawiły się wyrzuty sumienia, obciążanie. Pojawiła się niechęć do poznawania, do zdobywania szczytów, do marszu przez góry i doliny. Radosna ciocia, pełna życia i nadziei, pełna wiosny, stała się smutną, cichą, wręcz umarłą jesienią. Już za młodu. Zniknęły radość, muzyka i śpiew, zniknęły kwiaty, motyle i ptaki, pojawił się brak woli życia. Pojawił się strach.
Strach sprawił, że zniknęło całe piękno z jej życia. Przestało ją cokolwiek przyciągać, ludzie, zdarzenia, świat i samo życie.
Dzieje się tak u ludzi, którzy nie kochają. Ktoś kto nie kocha, żyje strachem. Ktoś kto nie kocha, nie idzie w górę. Patrzy w dół. Boi się wspinaczki. Ktoś kto nie kocha, widzi wszędzie zło, nie zauważa dobra, albo zauważa tylko jego namiastki. Unika ludzi, za to woli namiastkę życia – telewizję. Zaczyna narzekać, ocenia wszystko wokół, obciąża.
Brak woli życia obniża odporność. Życie – świeca życia, zaczyna gasnąć. Dlaczego? Bo nie ma tego co podsycałoby jej płomień. Podsycają, utrzymują jej płomień: nadzieja, miłość. Wiara upadła wraz z odejściem miłości, więc nie było ani wiary, ani miłości, ani nawet nadziei. Zagubiła się też miłość do siebie.
Strach sprawił, że pojawiła się bariera, taka niewidzialna szyba, która utrzymywała ludzi na dystans. Ale ta bariera utrzymywała na dystans też współczucie, uczucia wobec innych, przeżywanie prawdziwej radości z innymi. Mimo deklarowanej empatii, miłości do ludzi, nikt nie mógł tego doświadczyć naprawdę, bo każde doświadczanie czegoś głębszego było zatrzymywane przez barierę strachu. Wszystko się działo na powierzchni i trwało krótko. Pojawiali się mężczyźni, chcieli pomóc, chcieli się zaopiekować „sierotką”, ale czuli się odprawieni, odbijali się od bariery, krążyli wokół, krótko lub dłużej, ale w końcu poznawali tajemnicę (świadomie lub podświadomie) i znikali.
Ta bariera działa jednak w dwie strony. Sprawia, że odbijają się od niej ludzie, ich uczucia, ale ta bariera odbija też jej twórcę od innych ludzi, od uczuć wobec innych ludzi. Czasem ta niewidzialna siła zatrzymuje uczucia, które mogłyby odrodzić wolę życia, zatrzymuje wiosnę.
Jeśli znika wola życia, to dzieją się z człowiekiem dziwne rzeczy. Nie przyciąga ludzi, nie zaciekawia, nie rozwija się, staje się „niby przyjacielem”. Woli raczej mówić o sobie, niż słuchać. Nie potrafi nikomu pomóc, bo nikomu nie może dać nadziei, nikogo nie może zarazić nadzieją, w nikim nie może wzbudzić wiary, nikogo nie może pokochać, naprawdę głęboko pokochać. Dlaczego? Bo nie można dać innym czegoś, czego się nie posiada. Jeśli zamiast wiary, nadziei i miłości w sercu, jest pustka, to tylko pustką można obdarować. A obdarowany pustką nie czuje poprawy, nie czuje niczego, nie rozwija przyjaźni, wręcz czuje się odpychany. Dlatego ludzie bez woli życia, zamiast przyjaciół, zamiast kochanych osób, mają raczej znajomych, którym można wrzucić do ich koszyczka tylko parę zmartwień, parę narzekań, parę swoich nieszczęść, parę swoich chorób. Nie można od nich też niczego dobrego otrzymać. Bo nie można dostać czegoś dobrego, jeśli się daje komuś śmieci.
Człowiek z brakiem woli życia, przyciąga do siebie ludzi z … brakiem woli życia.
Przyciąga ludzi o takich samych problemach emocjonalnych, sytuacji finansowej, takim samym zdrowiu, ludzi nieszczęśliwych, zamartwiających się, narzekających, nie kochających i nie kochanych. Przyciąga ludzi zamkniętych na miłość, z brakiem wiary, żyjących bez nadziei.
U ludzi z brakiem woli życia nie ma prawdziwych pasji. Czasem na obrzeżach coś się tli, ale najczęściej ich „pasją” jest telewizja, i … kontakt z ludźmi bez woli życia, i bez pasji. Za to „pasją” staje się krytykowanie wszystkich z wolą życia i krytykowanie życia, prawdziwego życia. To staje się ich prawdziwą namiętnością.
Brak woli życia psuje zdrowie i skraca życie. Objawia się, oprócz tych wcześniej podanych objawów, również spadkiem odporności, łatwym wnikaniem i rozwojem chorób, szybkim i właściwie bezprzyczynowym tyciem (wcale nie trzeba dużo jeść). Powoduje to głód emocjonalny. Dotknięci tym brakiem śpią całymi dniami, lubią leżeć i odpoczywać i … ziewać. Są ciągle zmęczeni i głodni. I wszystkiego się boją: złej pogody, zimna, gorąca, pracy, braku pieniędzy, jutra, rozmów z ludźmi. Kobiety boją się mężczyzn, mężczyźni kobiet. Nie przynosi im satysfakcji seks. Boją się zmian w życiu. Z tych powodów bardzo często stają się lekomanami i mają nałogi. Za to żyją wspomnieniami.
Brak woli życia postarza. Taki człowiek, nawet za młodu, staje się w swym wnętrzu starcem, a i ciało znacznie szybciej się starzeje. Boli go kręgosłup, bolą nogi, czuje niechęć do wysiłku, do aktywności, do podróżowania, do zwiedzania. Dogasająca świeca, symbol spadającej odporności, nie pozwala już chronić przed infekcjami, przed chorobami cywilizacyjnymi. Więc tacy ludzie, już znacznie wcześniej niż inni, są narażeni na najgroźniejsze choroby.
Brak woli życia to gorszy stan psychiczny, więc pojawiające się choroby mają podłoże psychiczne. By ich uzdrowić … Takich ludzi nie da się uzdrowić. Mogą się uzdrowić tylko sami. Żaden lekarz tu nie pomoże, nie pomogą zwykłe leki, bo te choroby można uleczyć tylko usuwając ich przyczyny. W takim przypadku tylko odrodzenie woli życia może uzdrawiać.
Brak woli życia zabija. Powoli, systematycznie, coraz szybciej.
Wygląda to u wielu ludzi beznadziejnie. Tak wyglądało też u cioci.
Ale … Zawsze jest nadzieja.
Kluczem jest … miłość. Miłość do siebie, miłość do innych ludzi. Miłość do świata, miłość do życia. A w miłość trzeba wierzyć, dawać jej szansę, trzeba się na nią otworzyć i pozostawać otwartym. Gdy w człowieku tli się nadzieja, jest wiara, to miłość się pojawi. Prędzej czy później pojawi się, albo … odbuduje przeszła.
By być otwartym na miłość, trzeba ją ćwiczyć. Trzeba ćwiczyć otwartość, trzeba otworzyć serce, ramiona, siebie, umysł, świadomość i podświadomość, ciało, duszę. Trzeba odrzucić bariery.
Wtedy wszystko się zmieni. Pojawi się wola życia, wrócą kolory, muzyka, śpiew, taniec, piękno wokół, radość. Znowu wróci zdrowie, świat się odmłodzi, ciało się odmłodzi. Wszystko zacznie zaciekawiać, człowiek zachce się wszystkiego uczyć. Wolę życia, miłość może wzbudzić inspiracja pochodząca z książek, z muzyki, z obserwowania przyrody, z rozmowy z ludźmi. Dlatego warto być otwartym, dlatego warto rozmawiać, warto podróżować, być aktywnym, pomagać, dawać. Dlatego warto kochać życie, kochać ludzi, dlatego warto zrzucać bariery, przebrania, maski. Dlatego warto czekać, obserwować, modlić się, medytować, czekać na przebudzenie. Świadomość zawsze może się przebudzić, zawsze może się zdarzyć coś, co ją obudzi. Trzeba być ufnym, trzeba mieć wiarę, trzeba być wytrwałym. Wszystko może się odmienić w jednej chwili. Naprawdę może.
Doświadczyła tego ciocia. Nagle w jesieni życia, wróciła do niej wiosna. Gdy wróciła, odbudowało się jej zdrowie, spadła waga, odmłodniała w ciele o dwadzieścia lat, w sercu o pięćdziesiąt. Znowu stała się muzyką, śpiewem, tańcem i wszystko wokół zaczęło tańczyć, śpiewać, radować się, grać melodię miłości. Znowu stała się ciekawa świata i ludzi – jak małe dziecko.
Zaczęła rozdawać też mnóstwo wiary, nadziei i miłości, bo aż kipiało w niej ich nadmiarem.
Zaczęła zaciekawiać innych, inspirować, bo wypełniła się inspiracją po brzegi.
Zaczęła rozdawać wiosnę, bo sama stała się wiosną.
Zacznij żyć jak moja ciocia! Napełnij się wolą życia!
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twoje komentarze są moderowane.