środa, 26 lutego 2014

„Nasz Pele”

Czterdzieści lat temu mój kumpel zdobywał piękne bramki na naszym podwórkowym boisku. Nie tylko ja zazdrościłem mu jego „brazylijskiej” techniki, dzięki, której ogrywał przeciwników. Lekkość z jaką się poruszał, zwody, techniczne tricki z piłką, „kiwki”, finezyjne strzały w okienko, były dla pozostałych kumpli powodem westchnień. Drużyna z nim w składzie wygrywała wszystkie mecze. I mimo, że pozostali, między innymi ja, starali się trenować więcej, intensywniej, to pozostał niedoścignionym wzorem, mistrzem podwórka, tej części, a może i całego miasteczka. Dla nas wtedy oznaczało to mistrzostwo świata.
Był dumą podwórka, dzięki temu przyrósł do niego przydomek „nasz Pele”. Większych piłkarzy mogliśmy oglądać już tylko w telewizji.
Nasz podwórkowy Pele* nie zrobił jednak piłkarskiej kariery, bo konieczna pomoc w rodzinnej gospodarce, pasanie krów, żniwa, sianokosy oraz codzienne obowiązki w rolniczym obejściu, nie dawały szans na rozwój talentu.
Koniec beztroskiej młodości, to jednocześnie koniec naszych meczów i piłkarskich treningów. Boisko nie zarosło jednak chwastami, bo trenowali na nim nasi następcy. Od czasu do czasu „nasz Pele” pokazał jeszcze klasę grając z młodszymi, ale było to coraz rzadziej.
Pewnego dnia „nasz Pele” zakończył piłkarską karierę na naszym podwórku. Legenda „naszego Pelego” w następnych kilku latach bezpowrotnie gasła, bo wspominanie naszych boiskowych wyczynów zastąpiła proza życia.
Aż w końcu nasze drogi się rozeszły.
„Nasz Pele” stał się zwykłym człowiekiem, a jego przydomek, popularny kiedyś w okolicy naszego podwórka, dla większości niewiele już znaczył.
Po następnych kilku latach „nasz Pele” rozpoczął „karierę” w zupełnie innym „sporcie”, w którym również stał się wielki. Ale niestety nie był to powód do dumy – ani dla niego, a tym bardziej dla nas – jego kumpli. Tak mocno zaangażował się w tę „grę”, iż nieraz całymi miesiącami nie mógł ustać na nogach. Trwało to ze dwadzieścia, może dwadzieścia kilka lat i pewnego dnia „nasz Pele”, niespodziewanie dla nas, rzucił ten „sport”.
Gdy minęło następnych kilka lat i pamięć wyczynów „zachwianego Pelego” również przybladła, „nasz Pele” narodził się na nowo – przynajmniej w moich oczach.
Znów stał się wielki, bo był w stanie zrobić to, czego nie potrafiło zrobić kilku innych, naszych wspólnych kumpli. Tamci odeszli nie potrafiąc sobie poradzić z głębokością „dołu” do którego wpadli.
Gdy całkiem niedawno spotkałem „naszego Pelego” i powspominaliśmy dawne mecze na podwórkowym boisku, w jego oku zakręciła się łezka. Trudno było jemu ukryć wzruszenie. Gdy zapytałem, wskazując na plac, gdzie kiedyś graliśmy nasze mecze, czy jeszcze kiedyś zagramy tu w piłkę, zapadła długa cisza.
Po dobrej minucie „nasz Pele” wyznał, iż jest już stary.
Gdy powiedziałem, że ja jestem gotów zagrać, że aktywny styl życia, który prowadzę pomaga utrzymać zdrowie, a nawet sportową formę przez długie lata, przyznał mi rację, bo dowód na to stał przed nim. Dał mi też do zrozumienia, że razem z innymi kumplami wyśmiewali się z tego, co robiłem przez te lata.
Dowiedziałem się, że ma problemy z sercem, ale dałem mu nadzieję.
Powiedziałem, że możemy jeszcze zagrać na tym boisku, jest jednak pewien warunek. Z ożywieniem zapytał  – jaki warunek? Trzeba znowu zacząć treningi – odpowiedziałem.
Opisałem w jaki sposób wrócić do formy, w jaki sposób systematycznie odbudowywać zdrowie.
Gdy ponownie spojrzałem w jego twarz od razu wydał mi się młodszy, a w oczach znowu pojawiły się iskry – te same iskry, które pamiętałem sprzed czterdziestu lat.
I teraz mam jedną wielką nadzieję, iż „nasz Pele” stanie się ponownie „naszym Pele” i to znacznie większym niż w latach swojej największej chwały. Stanie się człowiekiem, który pokonał zadeklarowaną starość, choroby, swoje słabości, lenistwo, wiele innych wymówek, które stosował do tej pory.
Wierzę, że to zrobi, bo bardzo chce się poczuć tak, jak kiedyś. Tym razem nie jako podwórkowa gwiazda pokonująca kolejnych przeciwników, ale człowiek, który pokonał siebie. A ten wyczyn – gdy go dokona – na pewno przejdzie do legendy, może nawet takiej, która wyjdzie poza obszar naszego podwórka.
Wierzę. Czas pokaże, czy moja wiara był uzasadniona. Jeśli tak, to będę się cieszył, że nasiona wysiewane przeze mnie w okolicy mojego podwórka, przez ponad czterdzieści lat, wreszcie wydają owoce.
Piotr Kiewra
*Pele – Brazylijczyk powszechnie uznawany za najlepszego piłkarza wszechczasów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.