Kiedyś w pewnej
dużej księgarni, w moim ulubionym dziale, kobieta przyglądała się moim
poszukiwaniom. Gdy tak przekładałem jedną pozycję za drugą, przemówiła z
uśmiechem:
- Warto
przeczytać wszystkie! Jedna z nich uratowała mi życie.
- Tak, warto.
Czuję to. A odkładam te, które znam. – odpowiedziałem i od razu dodałem
pytanie:
- Naprawdę
książka uratowała ci życie? Możesz o tym opowiedzieć? Proszę!
Usiedliśmy w
innej części galerii handlowej, poza księgarnią, i tu trzymając w rękach świeżo
zakupioną książkę rozpoczęła swoją opowieść:
- To krótka
historia i całkiem niedawna, bo na książki tego duchowego mistrza natrafiłam
jakieś trzy, niecałe cztery lata temu. Chyba nie przypadkiem trafiłam … ot,
najpierw dotarło z różnych źródeł kilka jego cytatów, a później w jednej z
internetowych księgarni znalazłam recenzję jednej z jego książek i postanowiłam
zamówić. Od pierwszego zdania tej książki pochłonęła mnie a ja ją, a później
następną i następną.
Ale do rzeczy …
Mówię, że nie przypadkiem spotkałam Osho, bo w moim życiu wydarzały się i
wojny, i rewolucje. Pogubiłam wszystkie drogi, czułam się tak nieszczęśliwa i
porzucona, niespokojna, rozharmonizowana, cierpiąca, że uciekłam od ludzi i
świata w jakieś użalanie się nad sobą, a przede wszystkim w obwinianie innych.
Na skutki nie trzeba było długo czekać, zaczęłam chorować, wszystko zaczęło
mnie boleć, aż w końcu wykryto u mnie raka. Przepisano chemię i operacje, ale
uciekłam ze szpitala, zamknęłam się w moim mieszkaniu i wtedy … zaczęłam oglądać
seriale i czytać jakieś książki, aby nie myśleć, aby – przynajmniej na chwilę –
zapomnieć, poczuć ulgę.
To mi pomagało.
Seriale i książki zapewniały mi chwilową przyjemność bycia w innym świecie.
Chwilową, bo gdzieś musiały być momenty bez telewizora i bez książki i wtedy
ból psychiczny a wraz z nim i fizyczny, wracały i to z tysiąckrotnie większą
siłą. W takich chwilach czułam, że umieram, że goni mnie czas, a ja jedynie
uciekam i to ostatkiem sił.
Gdy skończyłam
wszystkie książki ze swojej biblioteczki, zaczęłam wypożyczać, a później też
kupować w księgarni i przez internet. Niewiele z tego, co czytałam zostawało we
mnie jako mądrość, raczej były to śmieci, niepotrzebna mi wiedza o świecie,
innych ludziach, ich problemach, zmartwieniach, chorobach. W pewnym momencie
poczułam, że nie dość, że mam swoją własną chorobę, to odchorowuję też
nieszczęścia, zmartwienia i choroby innych ludzi.
Postanowiłam
poszukać czegoś innego, czegoś, co nie byłoby powielaniem na papierze problemów
innych ludzi i moich własnych, ale czymś innym. Nie wiedziałam, czego szukać i
zaczęłam wybierać wg tytułów i recenzji.
W pierwszych
sześciu już nie było problemów, ale też nie było też tego, co szukałam.
W siódmej – tak, dokładnie to pamiętam, w
siódmej – trafiło w moje serce i duszę jedno zdanie, jak nic wcześniej w moim
życiu. Było krótkie i niby zwykłe, tylko trzy słowa, ale za to jaka głębia: TO
TEŻ MINIE. Tak to brzmiało:
PAMIETAJ!
TO TEŻ MINIE!
Nie wiem, dlaczego akurat to zdanie mnie zastrzeliło, odwróciło o 180 stopni, ale tak się stało. Poczułam, jakbym przez jakąś otwartą bramę weszła do zupełnie innego świata.
Zapaliły się we mnie jakieś światła, znikła
ciemność, pojawiła się nadzieja i odrobina wolności. Z każdym dniem jednak ta
wolność rosła: a to od problemów, od zmartwień, od przeszłości, od oczekiwań i
pragnień, i w ogóle od myśli. Poczułam, że staję się coraz lżejsza. A
najdziwniejsze, że gdy odstawiałam książkę, nie wracały problemy, czarne wizje
– złe myśli.
Powtarzałam sobie za Osho:
Dzień przemija za dniem. A za każdym z nich
przychodzi noc. Przemija jesień i zima, nadchodzą wiosna i lato … i przemijają.
Góry i doliny w naturze przemijają. Góry i doliny życia przemijają. Chmury i
słońce, miliardy istnień, moje ciało przeminie, moja pamięć przeminie … i moja
choroba przeminie.
I nagle coś mnie tknęło … czułam się zdrowa.
Naprawdę! Naprawdę, czułam, że nie ma we mnie choroby, że jestem od niej wolna,
że przeminęła – tak jak wszystko inne. Nie, nie badałam się, ale tak czułam.
Gdy poszłam się zbadać, lekarze oniemieli. Nie
mogli zrozumieć, że bez chemii, naświetlań i operacji, bez leków, moje ciało
ozdrowiało. Powtarzali badania i wyszło, że jestem zdrowa. Ja to czułam, gdzieś
w sobie, moje ciało się cieszyło, ale i moja głowa była spokojna, ale oprócz
tego poczułam, że mam w sobie jeszcze coś, jakąś nieznaną moc, która może
wszystko. Może też uzdrawiać. To dzięki tej książce i temu jednemu, jedynemu
zdaniu: PAMIĘTAJ! TO TEŻ MINIE!
wszystko się odwróciło.
Od tej chwili czytam książki Osho, jedną za
drugą. One mijają, tak jak wszystko inne, ale jednak coś pozostawiały. Okazało
się, że nie przemija prawda, miłość, wolność, akceptacja. Przemija materia,
przemija ciało, przemijają smutki, przyziemne radości, wszystko przeminie,
tylko moja prawda zostanie.
Zostaję „ja” – świadek patrzący na to wszystko.
On mi mówi, a właściwie to inaczej – gdzieś
między słowami coś się pojawia i pozostaje. Ono się pojawia dzięki jego
słowom we mnie.
Wtedy czułam, a teraz jeszcze mocniej, że dzięki niemu odzyskuję to, co moje, że natrafiłam
wreszcie na źródło prawdy, miłości – wszystkiego. To źródło bije we mnie i biło
zawsze, lecz spałam, byłam zaślepiona, żyłam w ciemnym pokoju.
Tak, to zdanie: PAMIĘTAJ! TO TEŻ MINIE … od niego
wszystko się zaczęło.
Coś mi szeptało, gdzieś w duszy i sercu: Zostanie
to, co wieczne, więc się nie martw. Wszystko też minie: minie choroba,
nieszczęście, cierpienie, ból strach. Naprawdę minie.
Dlaczego miną? Bo
przemija wszystko, co jest nieprawdziwe, tylko prawda pozostaje.
Poczułam w tym głębię. Zrozumiałam to sercem i
duszą. Uświadomiłam sobie, że skoro jesień i zima przemijają, noc przemija, ludzka,
zwykła miłość przemija, to i choroba przemija. Skoro nie mogę zatrzymać na
stałe przy sobie wiosny i lata, słonecznego dnia, ludzkiej miłości, to
dlaczego, do licha, próbuję zatrzymać chorobę? No tak, martwiąc się, przejmując
się nią i sobą, przywiązuję się do niej, kurczowo się jej trzymam. I wtedy
właśnie to jedno zdanie: „Pamiętaj! To też minie” sprawiło, że puściłam,
przestałam ją zatrzymywać na siłę swoim strachem, zmartwieniem, smutkiem, ucieczką.
Naprawdę poczułam to gdzieś głęboko w sobie, jak
coś mnie opuściło, przestało mnie ssać, przestało mnie straszyć.Przestało być
mi potrzebne. Zresztą odczułam, że nie mam żadnych potrzeb – że jestem wolna. I
to jest piękne. To uczucie daje tyle radości …
I minęło.
Teraz wiem, że strach zatrzymuje, a akceptacja to
otwarte drzwi i okna, to przepływ, to poddanie się, więc wszystko mija.
I jeszcze jedną wielką rzecz – nie-rzecz –
odkryłam: ufność. Zaufałam więc sobie, życiu i temu, że to też minie i … ufam.
Bezwarunkowo ufam. Czuję to.
Takie było przesłanie mistyka i tym przesłaniem,
tą książką mnie uratował. Od tej chwili zdrowiałam. Czułam jak od głowy
poczynając, wszystko się we mnie naprawiało. Czułam to.
Nie odwiedzałam lekarzy – zresztą nawet nie
chcieli mnie, bo twierdzili, że skoro uciekłam ze szpitala, to oni nie biorą
odpowiedzialności za moje zdrowie. No i cieszę się, bo wreszcie doznałam
objawienia: to ja jestem za wszystko, co dotyczy mnie odpowiedzialna.
No i do tej pory chodzę po świecie i śmieję się,
mówię, głoszę, a przede wszystkim cieszę się, że wszystko minie, naprawdę
wszystko. To sprawia mi radość, to uzdrawia.
Ot i cała historia.
Jedna książka. Do mnie trafiło to zdanie, do
ciebie – być może inne, dlatego wejdź we wszystkie.
Pamietaj! To też minie.
I pamiętam. I Tobie też przekzuję tę moc
pamiętania: TO TEŻ MINIE!
Piotr Kiewra
:)
OdpowiedzUsuńdziękuję :*
OdpowiedzUsuń