Pewnego razu, przy okazji rozmowy z ciocią o jej
narzekających i negatywnych koleżankach, zapytała:
- Piotrze, znasz „Sekret”, film o naszym myśleniu?
- Tak. – padła krótka odpowiedź. A ciocia na to z wyrzutem: -
To dlaczego mi o tym nie mówiłeś? Czyżbyś też brał udział w spisku elit
rządzących światem?
To drugie pytanie zadała śmiejąc się od ucha do ucha.
- Ciociu, mówiłem ci o tym z milion razy, lecz chyba nie
słuchałaś. Może nie użyłem tego słowa „sekret”, ale mówiłem ci, że swoim
myśleniem kreujesz swoją rzeczywistość, że swoimi słowami i myślowymi obrazami
ustalasz swoją przyszłość, ale widocznie traktowałaś to z przymrużeniem oka, a
teraz oglądasz film i naraz wierzysz we wszystko, co tam mówią.
- A co, nie mam wierzyć? – ripostowała.
- Nie o to chodzi, ciociu. Świadomość „sekretu” jest
potrzebna, lecz potrzebna jest pełna jego świadomość, a nie tylko część. –
odpowiedział.
- Nie rozumiem, Piotrze. Czyżby w tym filmie nie powiedziano
wszystkiego? – pytała zaniepokojona.
- Powiedziano, ile powiedziano, lecz to nie od tego zależy co
tam powiedziano, tylko kto to ogląda i co widzi, i słyszy. – odpowiedział
Piotr, lecz po minie cioci można było się zorientować, że nadal nie jest
zadowolona z jego wyjaśnień i od razu, jakby na potwierdzenie, znowu zapytała:
- Czy chcesz przez to powiedzieć, że nie zrozumiałam
„Sekretu”? Chcesz przez to powiedzieć, że jakość mojego życia, to kim jestem i
jak żyję świadczy o jego zrozumieniu, lub jego braku? Chcesz przez to powiedzieć, że przeszkadzać
mi w tym może moja wiedza, poziom dojrzałości, przekonania, a przede wszystkim
sposób myślenia, że rozumiem tak jak chcę rozumieć i wybieram to, co jest, wg mnie
korzystne i wygodne, i z jakichś powodów wydaje się potrzebne, a resztę odrzuciłam
i … już? Czyż tak?
- Dokładnie, ciociu. Wolimy w innych widzieć ich błędy i
niedoskonałości, tym samym zrzucając odpowiedzialność, za to co się dzieje w
naszym życiu ... – nie dokończył, bo
ciocia już wtrąciła następną porcję spostrzeżeń:
- Zauważyłam Piotrze, że wszystko w moim życiu jest
odwrotnie. Dostaję to czego się boję, przychodzi do mnie to, od czego uciekam,
a to za czym ja gonię, ucieka ode mnie. To co wyrzucam wraca do mnie, to co
chcę naprawić, psuje się jeszcze bardziej, to co mnie denerwuje w innych,
odkrywam w sobie samej. Kultywuję w sobie spokój, a staję się wulkanem, szukam
radości, a znajduję smutek, chciałabym czynić dobro i dobrą się stawać, a
czuję, że jest we mnie wiele zła, szukam miłości, a znajduję nienawiść i
strach. Staram się być sobą, a tak naprawdę, ciągle do mnie wraca pytanie, jak
być sobą? W ogóle jest we mnie wiele pytań …
Opowiedz mi Piotrze, proszę, trochę o sekrecie! Opowiesz?
- Ciociu, jakby ci to … powiedzieć … Ciociu, ludzie rozumieją
pewne treści przez pryzmat swoich wcześniejszych doświadczeń, swojej
dotychczasowej wiedzy i zauważają to, co chcą zauważyć, a „materia”, która jest
dotknięta w „Sekrecie” jest wyjątkowo delikatna, ale za to potężna. To
obosieczna broń, narzędzie, które niemądrze używane zabija, niszczy, zakłóca
porządek, unieszczęśliwia, tworzy zło.
Myśli nie tylko kreują dobre i potrzebne
nam rzeczy, materializują je, ale – niestety - w większości przypadków,
materializują też to, czego nie chcemy, to czego się boimy. Dostajemy
odwrotność tego o czym śnimy, bo na co dzień, w większości chwil naszego życia,
wypełniają nas myśli pełne złości, nienawiści, oczekiwań wobec innych,
oczekiwanie miłości, rzeczy, dostatku, szczęścia, nieobecności bólu i cierpienia.
Boimy się chorób, a je przyciągamy i zapominamy, że to właśnie zapomnienie o
potędze sekretu, o jego obosieczności to sprawiło. Nie przypisujemy sobie
takich rzeczy, nie bierzemy pod uwagę swojej destrukcyjności, tego, że to nasze
przeszłe myśli sprawiły.
Wierzymy, że można się stać bogatym poprzez „Sekret”, poprzez
użycie mocy naszych myśli, naszej wyobraźni, naszej wizji, a nie wierzymy, że
nasze ubóstwo, czy cierpienie jest wynikiem tych samych myśli, niedowierzania,
niewiary, nieufności, lęków, strachu, albo tłumienia tych niechcianych, czy też
wizualizacji jakichś katastrof, nieszczęść, osamotnienia, które mogą nas
spotkać.
Naszymi przeszłymi myślami lub tymi, które aktualnie defilują
przez naszą głowę, nasz umysł, wyrządzamy szkodę innym i sobie. W myślach, w
naszych marzeniach, tych sennych, czy raczej częściej na jawie, wykorzystujemy
innych, wywyższamy siebie kosztem innych, sprawiamy w wizjach, że czują się
poniżeni, gorsi, nieszczęśliwi, albo też robimy tak sobie samym, tworząc wizje
nieszczęśliwych siebie, co ma sprawić, że inni się nad nami zlitują,
zainteresują, zaczną nam sprzyjać, obdarują nas czymś, pokochają. Nie
rozumiemy, że to te właśnie myśli „stworzyły” nasz obecny świat, nie czujemy
się za to odpowiedzialni. Chcielibyśmy dobrych rzeczy dla siebie i mamy
pretensje do świata, że ich nie doświadczamy, a nie czujemy się odpowiedzialni
za stworzenie bałaganu, chaosu, niepokoju, ubóstwa, bólu i cierpienia wokół, i
w nas samych. Oceniamy, sądzimy innych, przypisujemy im zło, wierzymy, iż to działanie
i tylko działanie się liczy, a nie zdajemy sobie sprawy, że nawet mając dobre
intencje, chcąc czegoś dla innych, lub dla siebie szkodzimy im i sobie. Na
przykład, modliłaś się kiedyś, by spotkać przystojnego i męskiego faceta i
wymodliłaś to. No i co? Co się zdarzyło po latach? – zapytał, ot tak, nie
kierując pytania do cioci, jednak ona natychmiast odpowiedziała na nie.
- Nieszczęście, cierpienie dla mnie i dla wielu innych osób.
Tak, rozumiem, nie zdajemy sprawy z konsekwencji swoich wizji, swoich oczekiwań
wobec świata i ludzi, z ustalania porządku świata wg swojej fantazji, wg
swojego widzimisię. No tak. Tak się dzieje. I pewnie tak jest codziennie z
miliardami innych modlitw, czynimy wielkie zamieszanie swoimi, często
sprzecznymi modlitwami, swoją interesownością, tym, że tak naprawdę chcemy się
targować z Bogiem, tym, że tak naprawdę mu nie ufamy, że nie wierzymy w jego
wizję świata. To nasze wielkie ego chce uczynić nas władcami świata, a tak
naprawdę nie mamy żadnych podstaw, by rządzić, by decydować, by prosić, by
szukać, bo Bóg przecież wie, co dla nas dobre, i to wie już do samego końca, do
kresu naszych dni. Czyli niepotrzebnie się wysilamy. Niepotrzebnie, nie tylko
używamy wioseł, ale też zupełnie bez potrzeby zatruwamy sobie głowę myśleniem.
Czyli myślenie to raczej choroba niż … Zgadza się?
- Dokładnie. Większość naszych myśli jest chorych,
niepotrzebnych, szkodliwych, a my je wypuszczamy w świat, tworzymy bałagan. Z
tego nie zdajemy sobie sprawy, albo nie chcemy być tego świadomi. Takie jest w
tym niebezpieczeństwo, ciociu.
Natworzyłaś w swoim życiu wiele rzeczy, których pewnie się
wstydzisz, lub będziesz wstydzić, dlatego …
- No, no, jestem ciekawa, powiedz, co mam zrobić, by to cały
sekret stał się moim udziałem, bym była świadoma jego pełni? – przerwała, czując,
iż ciekawość ją rozsadza.
- Dlatego, jeśli nabywasz świadomości „Sekretu”, to przyjmij
tę pełną jego świadomość. Bo nasze myśli, są tak samo niebezpieczne, jak i
twórcze, mogą być tak samo dobre, jak i złe: zakłócają porządek świata,
wprowadzają niepokój i wojnę, biedę i cierpienie. Mamy dobre intencje, a skutek
jest odwrotny. Od początku cywilizacji ludzie walczą o pokój, o dobro, a co
osiągają?
Dlatego każdy człowiek, który wchodzi w „posiadanie sekretu”
powinien posiąść pełną świadomość tego, czym on jest. Każdy potrzebuje
medytacji, by nauczyć się obserwować to narzędzie, jakim jest nasz własny umysł,
by zyskać nad nim władzę, nie pozwolić mu na przejęcie władzy nad nami, bo
wtedy dzieje się to … co się dzieje.
Ciociu, do tej pory, moje i twoje myślenie było szkodliwe i
dla świata i dla nas samych. Wystarczy spojrzeć na nasze życie i na świat,
który wykreowaliśmy naszymi myślami. To nasze dzieło – moje i Twoje.
Jedyny sposób by to zmienić i naprawić to zmienić myślenie,
to obserwować myśli bez ich oceniania i … nic więcej nie robić. I ciociu nie
jest naszą misją dokonywać tych zmian u innych, tylko u siebie. Wszystko się
zaczyna i kończy w nas, więc tylko nas dotyczy ta zmiana. Tylko nas i naszych
przeszłych, i obecnych myśli. Potrzebujemy oczyszczenia z przeszłości i …
obserwowania. To wszystko. I dobrze mówisz, nawet wiosła są nam niepotrzebne,
rzeka nas zaniesie, gdzie ma zanieść. – skończył.
- No dobrze, czyli bardziej niż nasze „chcenie”, liczy się
nasze „niechcenie”? – zapytała chcąc podsumować.
- Ciociu, jedno i drugie jest niepotrzebne, bowiem tak samo
niebezpieczne jak nasze lęki, są nasze pragnienia. Swoimi pragnieniami i obawą
przed ich niespełnieniem okazujemy – dokumentujemy swoją ufność, wolność,
prawdę o wielkości naszego współczucia i akceptacji siebie i wszystkiego, a tak
naprawdę – zauważ! – ich przeciwieństwo.
Jak być sobą? Totalnie zaakceptować wszystko i … znikną
pytania.
Tak, totalna akceptacja likwiduje pytania, „chcenie i
niechcenie”, czyli pragnienia i lęki, pozwala poczuć prawdziwego siebie.
Uwalnia totalnie od wojen, napięć, smutku, nieszczęścia, cierpienia … To
wszystko. Taka akceptacja jest wynikiem obserwowania swoich myśli – medytacji.
Niczego więcej nie trzeba. Tak mało, a tak wiele … albo odwrotnie: tak wiele za
tak mało. – uśmiechnął się dając do zrozumienia, że skończył.
- Świetnie Piotrze, tego potrzebowałam. A teraz zobaczymy, na
ile nam się uda o tym pamiętać, jak głęboka będzie nasza medytacja i jaka
będzie ta nasza świadomość? Po owocach to poznamy. Zgadzasz się Piotrze?
- Dokładnie się z Tobą, ciociu, zgadzam. – potwierdził.
I śmiali się oboje w głos.
Piotr Kiewra
LUBIĘ TO . POZDRAWIAM .Przytulam się - czerpiąc .
OdpowiedzUsuń