sobota, 13 lutego 2016

Trwonienie energetycznego potencjału

Wg nauk Wschodu, człowiek dysponuje ograniczonym, dość ściśle określonym zasobem energii życiowej. Każdym swoim ruchem, działaniem, jakimkolwiek rodzajem aktywności, wyczerpuje ten potencjał. Gdy jej zasoby ulegają zużyciu nadchodzi kres naszej ziemskiej wędrówki. Gdy magazyn jest już opróżniony, gdy się czuje jego dno, gdy koniec jest bliski, aktywność spada, organizm coraz gorzej funkcjonuje, zamierają funkcje życiowe. Wraz z końcem tej energii, życie opuszcza ciało.

Samo podtrzymanie funkcji życiowych wymaga energii: oddychanie, krążenie krwi, trawienie, przemiana materii, gospodarowanie energią seksualną, działanie zmysłów, ruchy ciała przy użyciu mięśni, ciągłe obumieranie i odnawianie się komórek, wszystkie procesy w komórkach, i wiele innych rzeczy potrzebują doładowania, potrzebują „prądu”.

Tego „prądu” wymaga też myślenie. Zużywa, go całkiem sporo, podobno na myślenie idzie jej najwięcej, nawet ponad 90% całego potencjału energetycznego. Tak podobno jest, a mało, kto sobie z tego zdaje sprawę.  

Ludzie dysponujący małą wiedzą o energiach, by przedłużyć swój żywot wymyślili … małą żywotność, życie na pół gwizdka, wieczne odpoczywanie, lenistwo, nicnierobienie, eskapizm i mnóstwo innych teorii i praktycznie podejmowanych bezczynności, po to, by oszczędzać energię.

Czy im się to udaje?

Nie. Bardzo rzadko komu się to udaje. Dlaczego?

Oto mój wgląd w tę sprawę.

Po pierwsze:
Odeszliśmy od natury w wielu zakresach życia, np. w sposobie odżywiania. Jemy głównie żywność przetworzoną, a ponieważ nasze systemy trawienne nie są z takim sposobem odżywiania kompatybilne, zużywamy na dostosowanie enzymów, przetworzenie tego w komórkach i wydalenie śmieci około pięciokrotnie więcej energii. Dlatego właśnie jesteśmy przy takim sposobie odżywiania bardzo apatyczni.
Poza tym organizm nie potrafiąc wydalić toksyn, nadmiaru pustej energii, oraz w reakcji na stres kumuluje energię, śmieci – stąd nadwaga, otyłość, a podtrzymanie tej większej masy wymaga całkiem sporych nakładów energii. Leżenie przed telewizorem niewiele tu da, bo samo życie, samo odpoczywanie nie oszczędza tu energii. Wręcz przeciwnie, znacznie zwiększa jej wydatkowanie, a więc skraca życie i to wydatnie, bo chorujemy, a to wymaga energii, nosimy większe ciężary, i coraz bardziej się zatruwamy, a to wszystko kosztuje.
Wygody, przegrzane mieszkania, nadmierna higiena, ubrania, pola magnetyczne, toksyny w środowisku, używki, leki, nawet tak wydawałoby się błahe rzeczy, jak chodzenie w butach, niedostateczna ilość światła słonecznego, złej jakości woda, zakłócają równowagę, oddalają od natury, wywołują choroby, stres, a to kolejne koszty … zwiększone wydatki energetyczne.

Po drugie:
Wielu ludzi ogranicza ruch, a ta filozofia jest szczególnie szkodliwa i paradoksalnie powoduje przyspieszenie jej zużycia.
Ograniczanie ruchu prowadzi do mniejszej sprawności całego organizmu, zakłóca się krążenie krwi, blokują się kanały energetyczne, zakłóca się gospodarka hormonalna, rośnie nadwaga, a w związku z tym przyspiesza tętno, przyspiesza oddech, nawet w spoczynku. Niezużyte, niezneutralizowane produkty stresu wzmagają te procesy. Organizm się rozharmonizowuje i popada w choroby. Samuzdrawianie jest energochłonne, a leczenie farmakologiczne to kolejne zwiększanie tych kosztów.
Wniosek: ograniczenie ruchu powoduje większe zużycie energii. Jest to paradoks, który bardzo trudno ludziom zrozumieć.

Po trzecie:
Zaręczam, tu szok będzie największy. W tym przypadku zużywamy najwięcej energii i najbardziej skracamy swój żywot, najszybciej się starzeją nasze ciała, najintensywniej zużywamy swoją życiową energię. Im bardziej staramy się ją oszczędzać, tym bardziej ją trwonimy.

Oto ta straszna dla ciebie wiadomość. Najszybciej, najintensywniej wydatkujesz swoją energię, najszybciej się postarzasz poprzez … myślenie.
To właśnie myślenie jest tą studnią bez dna, tym najmniej ekonomicznym piecem, czynnikiem, który powoduje, że zamiast iść w ślady biblijnego Matuzalema, nasz żywot kończy się 10 krotnie szybciej. Może to brzmieć niewiarygodnie, nieprawdziwie, sensacyjnie, a nawet całkiem niedorzecznie i głupio, ale … taki jest mój wgląd, tak to rozumiem i tak to rozumie wielu mistyków Wschodu i nie tylko …
Nasze ambicje, nasza gonitwa za materią, za sukcesem, za marzeniami, za miłościami, spełnianiem się oczekiwań, za naszą zaplanowaną, zaprojektowaną w szczegółach wielkością, naprężają do granic możliwości „muskuły” naszego mózgu. To wymaga wielkiej energii. Potwierdzają to naukowcy, psycholodzy, psychiatrzy, lekarze Zachodu: stres jest dzisiaj największym zabójcą - nie tylko jest zabójcą - jest energetyczną studnia bez dna.
Niezrealizowane marzenia, niemożność osiągnięcia zaprojektowanej wielkości, zbyt mały sukces, niesatysfakconujące osiągnięcia materialne, poczucie osamotnienia, nieudane życie, rodzą frustracje, urazy, zmartwienia, roczarowania, przygnębienie, smutek, depresję, psychiczne zaburzenia. Przede wszystkim rodzą wielki zgiełk myśli w głowie. A te myśli zabijają, bo trwonią naszą życiową energię, topią ją bezproduktywnie poprzez rozpamiętywanie przeszłości, oraz działanie wyobraźni – myślenie o przyszłości: walkę o lepsze jutro …

Głowa staje się poligonem atomowym, pęka w szwach od hałasu, zgiełku, wiedzy, przekonań, obecnych tam tłumów ludzi, chcianych i niechcianych rzeczy, wizerunków i ciągłych porównań, rywalizacji, ocen i … przegranych walk, upadków.

Cywilizacja stworzyła mechanizm nakręcania tego młyna, stworzyła karuzelę, z której prawie nie można zejść, bo tak pędzi. Stworzyła coś takiego jak motywację. I to właśnie motywacja nakręca spiralę, powoduje, że dziesięciokrotnie wzrastają nasze energetyczne wydatki, że aż tak bardzo rośnie koszt naszej egzystencji, naszego życia. To motywacja skraca życie, sprowadza na ludzi cierpienia.

By znowu wrócić do „raju”, mistycy Wschodu odkryli medytację, sposób na ograniczenie władzy umysłu, sposób na wyzwolenie się z „wyścigu szczurów”, na pozbycie się strachu, cierpienia, na powrót do źródła, do Boga, a więc do ciszy, do ufności, miłości, wolności, do wiecznego życia.

Oto mój wgląd, moja prawda. Dla mnie jest to prawdą. Dla ciebie moja prawda jest czymś subiektywnym, by stała się twoja prawdą, zgłębiaj ją, kontempluj, medytuj – bez oczekiwania w napięciu na reultaty, a może … z czegoś subiektywnego, przerodzi się w coś obiektywnego, w coś, co będzie twoim TERAZ, twoim życiem.

Życzę ci wielkich oszczędności energii, lecz to będzie wymagało wielkiego wysiłku, lecz mój wgląd mi podpowiada, że ta inwestycja jest bardzo opłacalna, jest tu bardzo duży procent jej zwrotu.

Zainwestuj zatem. Ten blog (i drugi, który prowadzę – znajdziesz linka do niego pod hasłem „polecany blog”) i to co napisałem powyżej, jest zestawem potrzebnych informacji do rozpoczęcia tej inwestycji.

Zacznij ją, a odkryjesz radość. Radość jest oznaką, że twój potencjał energetyczny zużywa się wolniej, bo wewnętrzna, bezprzyczynowa radość jest sygnałem, że idziesz właściwą ścieżką. Ponieważ jest z wewnątrz, nie zużywa energii. Wszystko, co pochodzi z wewnątrz jej nie potrzebuje: miłość, ufność, wolność, świadomość. Ich przeciwieństwa: strach, nieufność, przywiązania, nadmiar myśli, potrzebują i to dużo.

Wędrówka w tę stronę, nie tylko oszczędza energię, (mimo, że od tej chwili będziesz żył naprawdę totalnie) jest też wędrówką w stronę … wieczności, ale o tym, to już nie ja będę ci opowiadał.



Piotr Kiewra

1 komentarz:

Twoje komentarze są moderowane.