Warto czekać, bo w każdej chwili może się zdarzyć, to, co ma się zdarzyć. Wystarczy samo czekanie, nie trzeba nic robić, bo życie przyniesie, co ma przynieść. Przyniesie dla tych, którzy czekają w ufności.
Mimo, iż dzisiaj nikt już nie pisze, we mnie ten stary nawyk jeszcze pozostał. Co jakiś czas więc siadam i piszę. Tym razem, z okazji większego jubileuszu (o którym zresztą pamiętam tylko ja, bo pamięć to też część tego nawyku) zrobiłem podsumowanie całości: historii, która się skończyła – przestała istnieć, bo przestała być potrzebna. Historia była naszą pokutą – od jabłka do tamtych wydarzeń, które miały wpływ na mnie, na cały świat, na moją i całości świadomość, na jakość życia, poziom zdrowia i szczęścia. Wróciliśmy do źródła, wypluliśmy jabłko, zniknęło słowo. Wraz z nim skończył się czas pokuty, skończył się czas – zniknęła przeszłość i przyszłość.
Oto kilka faktów i wynikających z nich wniosków.
Mówią, że na początku było słowo. Z mojego rozumienia przekazów mistyków wynika, że najpierw było jabłko, a słowo było jego konsekwencją. Słowo nadało kształtu cywilizacj, a gdy znikło słowo zniknęła cywilizacja - wrócił raj.
Konsekwencją słowa były: wiedza, polityka, pieniądze, społeczeństwo - jako ogół zniewolonych jednostek i ich właścicieli (właściciel to też niewolnik swego niewolnika. Tak, nie można być samemu wolnym, gdy się zniewala). Stąd cierpienia, wszechobecny lęk, choroby, granice pod każdą postacią. Ci, którzy próbowali to w jakiś sposób uzasadnić, zracjonalizować, czyli nadać jakikolwiek sens dla każdego, kto tego doświadczał, nazwali to pokutą, a właściwie zmanipulowali znaczenie tego słowa, by utrudnić, lub wręcz uniemożliwić bunt przeciwko temu.
Najgorszą konsekwencją było to, iż ten system uniemożliwiał pewną bardzo istotną rzecz i stąd cierpienie. Otóż - nikt z ludzi nie był sobą.
I nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, oprócz kilku mistyków, którzy tę prawdę na przestrzeni tysiącleci odkryli, lecz … kto im wierzył? Pokutnicy zajęci byli poszukiwaniem obiecanych iluzji, nie mieli czasu na prawdę.
I czterdzieści lat temu … tak, dobrze to pamiętam, to się zmieniło.W ciągu kilku następnych lat odbyliśmy prawdziwą pokutę.
Nie wiem, czy było dokładnie tak, jak to opisuję, nie ma to żadnego znaczenia, bo wtedy właśnie skończyła się historia. Od tej pory nikt już nie pisze książek, bo już nie będzie potrzeba nikogo uczyć, nie ma kim i po co manipulować.
Ważny jest skutek. A on jest taki, jaki jest. Jest prawda … i to tyle.
Więc:
Wszystkie dotychczasowe rewolucje nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Ta zakończyła się sukcesem, bo zaczęła się nie od dołu, lecz z góry.
W zasadzie nie była rewolucją, lecz buntem przeciwko śmierci, przeciwko losowi, przeciwko przekonaniom obecnym wokół, przeciwko manipulacji naszymi umysłami. Był to bunt jednostki przeciwko całemu systemowi. Był to nietypowy bunt, bo odbył się na szczycie władzy przeciwko władzy na niższych szczeblach, przeciwko władzy kłamstwa, strachu, nieprawdy, przeciwko władzy pieniądza nad życiem, nad wolnością. Był to bunt ducha człowieka, przeciwko umysłowi – tworowi, który powstał, gdy przyswojone zostało jabłko wiedzy.
Świat chyba był gotowy na ten bunt, dojrzał do głębokich zmian, bo wszystko poszło nadspodziewanie łatwo. To tak, jakby ktoś popchnął lekko jeden klocek domina, a cała reszta misternie układana przez dziesiątki tysięcy lat, przewróciła się jak … klocki domina właśnie.
To, co do tej pory wyglądało na wielką umocnioną, niemożliwą do zdobycia twierdzę, rozsypało się w proch. Stało się chyba tak, dlatego, iż nikt się nie spodziewał uderzenia z tej strony, z tak wysokiego szczytu i to od jednostki.
System nie był na to gotowy. I chyba nigdy nie był, bowiem wszystko, co sztuczne, co nienaturalne musi upaść, to tylko kwestia czasu.
Natura jest silniejsza, bo oparta jest na prawdzie. A prawda … jest. Ona istnieje, a cała reszta nie istnieje, to tylko pozory i iluzje.
Ta sprawa, ten bunt to udowodnił. Wystarczył jeden ruch skrzydła motyla, by od tych zawirowań zmienił się cały świat, by przewróciły się jak jeden, wszystkie twierdze i pałace kłamstw. Przewróciły się, choć wyglądały na nie do przewrócenia, wyglądały na monolit, na skałę, a upadły.
Tak, kłamstwo zawsze upada. Trzeba tylko poczekać.
Tak, wytrwali doczekali się. Wróciła mądrość. Wiedza przestała się liczyć – jabłko zostało wyplute. Wóciliśmy do źródła, oto ta pokuta.
Teraz, mój drogi, już znasz skutki tego buntu, doświadczasz na co dzień tych zmian, ale opiszę jak to się zaczęło.
Otóż w jednym, wcale nie małym kraju, do władzy, rok wcześniej, doszedł ktoś, kto już nie goni za pieniądzem, bo już tę pogoń zakończył sukcesem i to dawno temu. I … doszedł do przekonania, że nie dają one … zdrowia. I tak to się zaczęło.
Już jako prezydent wielkiego kraju zachorował i to poważnie. Zawiedziony medycyną, która uznała, iż jego przypadek jest nieuleczalny, nadal poszukiwał zdrowia i znalazł je, w prostych działaniach, które polecił mu prosty człowiek. Ów prosty człowiek nie przyjął sowitej zapłaty, tłumacząc się tym, że jest zwolennikiem pewnej tradycji, która pozwala mu być opłacanym za utrzymywanie ludzi w zdrowiu, a nie za leczenie chorób.
Władca postanowił tę filozofię wprowadzić w swoim kraju, wykorzystując posiadaną władzę i niewrażliwość na działania różnych lobby.
Przeciwko byli wszyscy: i lekarze, i pacjenci, zdrowi, chorzy – wszyscy. Lecz się nie ugiął. Zrobił to.
I zaczęło się dziać. Oj zaczęło.
Na początku, ze względu na opór materii, zmiana wyglądała na drobną, nicnieznaczącą, lecz z czasem ...
Otóż pieniądze za każdego z pacjentów, który zachorował były zabierane z wynagrodzenia lekarzy, z budżetów instytucji medycznych. W środowiskach, gdzie zachorowań było dużo, lekarze i te instytucje zaczęły przymierać finansowym głodem.
Część systemu, część lekarzy się wyłamała i postanowili coś zmienić. Wprowadzono tańsze zamienniki leków, tańsze, ale równie skuteczne procedury i zabiegi. Niektórzy poszli jeszcze dalej i zaczęli leczyć pacjentów przy pomocy dawno zapomnianych darów natury. Lecz i tu pieniadze się coraz bardziej kurczyły.
Kilku lekarzy chyba zrozumiało ideę i zaczęli dbać o zdrowie pacjentów. Przenieśli większość wysiłków z leczenia na dbałość o zdrowie, na profilaktykę, edukację, wzmacnianie odporności. Zwrócili większą uwagę na stres, na mentalną stronę człowieka, zaczęli poznawać swoich pacjentów, stali się ich przyjaciółmi. No i ludzie zaczęli współpracować z lekarzami, bo zaczęło się im to opłacać. Mniej im zabierano w podatkach i naprawdę mniej chorowali, czuli się lepiej, zniknął problem z nadwagą, zmniejszył problem z chorobami cywilizacyjnymi, no i lekarz zyskał na autorytecie. Do łask wróciła dawna, setki lat temu zapomniana medycyna. Ludzie zaczęli się inaczej odżywiać, zaczęli dbać o ciało, o odporność, zaczęli się rozwijać, bo rozwój przynosił im wymierne korzyści.
Oczywiście cały system medyczny krzyczał, głośno krzyczał, buntował się, naciskał przez różne lobby, ale powoli ta zmowa przestałą być monolitem. Za zmianami opowiedzieli się rolnicy, ekolodzy, no i większość społeczeństwa. I tak powoli opór kruszał, system powoli się rozpadał. Upadły molochy, staniały procedury, prawie z użycia wyszły leki chemiczne.
Za zmianami musiał nadążyć przemysł spożywczy, bo lekarze opowiadając się po stronie zdrowia, a nie chorób, wynajdywali i ujawniali wszelkie kłamstawa, chwyty reklamowe, całą nieprawdę dotyczącą odżywiania. Zaczęła tu królować natura. Raz, że ludzie zaczęli mniej jeść, to oprócz tego przestali zupełnie korzystać z żywności przetworzonej. Ten przemysł stał się niepotrzebny.
Rolnictwo stało się dużo tańsze, bo zaprzestano w dużej części korzystać z hodowli zwierząt rzeźnych, bardzo energochłonna i szkodliwa dla środowiska produkcja przeszła do historii. Nie tylko cała rolnicza chemia tam trafiła, bo i budynki, przetwórnie, maszyny, wielkoobszarowe gospodarstwa.
Gdy ludzie zaczęli korzystać z natury to zbliżyli się do rolników, umarł przemysł przetwórczy, umarł transport i „przemysłowa sprzedaż”. Rolnicy założyli spółdzielnie i sprzedawali to lokalnie. Rolnictwo odżyło i zdrowie odżyło. Środowisko odżyło.
Upadło wszystko, co wielkie na rzecz małych, lokalnych.
Pieniądz wrócił do ludzi, nie skupiał się już w jednych rękach.
Media próbowały zatrzymać te przybierającą na sile falę. Przeinaczały, kłamały, manipulowały, milczały, gdy fala zaczęła ogarniać świat jak tsunami. I wtedy, pewnego dnia na rzucone przez kogoś hasło, ktoś wyrzucił telewizor, radio, nie kupił gazety i zrobiły to jak na zawołanie dziesiątki, setki, tysiące, miliony … Zrobiły to masy, które wydawałoby się nic z tego, co się dzieje nie rozumiały. Nagle, prawie w jednej chwili przestało się liczyć to, co ktoś powiedział, co zrobił, zaczęło się liczyć własne doświadczenie. Media przestały istnieć, na ich gruzach rosła w siłę inteligencja ludzi, mądrość i świadomość.
Mądrość wyrosła na gruncie własnego doświadczenia, intuicja podpowiadała, czego ludzie potrzebują by żyć i by być szczęśliwymi.
W końcu rozwiązanie, by płacić lekarzom i całemu systemowi za zdrowie a nie za choroby stało się rozwiązaniem powszechnym. Wdrożono to wszędzie, a tam gdzie opór systemu trwał najdłużej, doprowadził do upadku budżetów i omalże całych krajów.
Przemysł się zmienił, każdy – nawet zbrojeniowył. Militaria przestały być potrzebne, bo nie było, czego i przed kim bronić, nie było powodu, by atakować. Wszystko się rozproszyło, bo rozproszył się pieniądz, rozproszyło bogactwo, rozproszyły się idee, ludzkie ambicje, chęci posiadania. Zniknęły wszelkie postaci niewolnictwa, bo i niewolnicy przestali być potrzebni, stali się świadomymi podmiotami, a nie rzeczami, nieświadomymi siebie robotami.
W ogóle rzeczy straciły swoją wielkość.
Tak, był to bunt przeciwko traktowaniu ludzi jak przedmiotów służących gromadzącym pieniądze jednostkom stojącym na czele korporacji, całej gospodarki, instytucji finansowych. Tylko pozornie był to bunt przeciwko wszechwładzy pieniądza, zarządzającej nim władzy, tak naprawdę był to bunt przeciwko wszelkiego rodzaju iluzjom.
Zapoczątkowała go jedna drobna zmiana oraz nieugiętość, mądrość władcy – rzadkość w świecie i to na przestrzeni wieków.
Owszem, zmusiła go do tego śmiertelna choroba, ale jednocześnie zmusiła do myślenia, do poszukiwania rozwiązań dla siebie, a gdy te okazały się skuteczne w jego sprawie, podzielił się tym ze światem. Zrobił to na przekór potężnym siłom, oficjalnym rządom i stojącym za nimi rządom działającym z ukrycia, tym, które same siebie nazywają „oświeconymi”.
Gdy zapoznał się z tematem szerzej, okazało się, że od tysięcy lat działała tu cicha zmowa. Medycyna starała się ukryć to, co skuteczne, by zarabiać więcej. W porozumieniu, we współpracy korzystnej dla wszystkich stron uczestniczących w zmowie działało wszystko, co oparte na pieniądzu.
Kopiąc głębiej znalazł pozostałe zmowy i te dotyczące nauki opłacanej dla wspierania różnych bzdurnych i nieprawdziwych teorii służacych powiększaniu masy pieniądza dla wybranych. Dotyczyło to energii, a konkretnie blokowania wykorzystywania czystych, naturalnych energii, często darmowych lub bardzo tanich. Dotyczyło to planowego skracania żywotności artykułów przemysłowych i wielu innych. W zmowie uczestniczyły media i wspierający je z ukrycia tzw. oświeceni władcy, a tak naprawdę kilka znaczących światowych rodzin i tych, których skorumpowali: głowy większości państw, polityków, intelektualistów, ludzi z pierwszych stron gazet.
I jedna drobna zmiana była to w stanie wywrócić, bo cały ten fałszywy system stał na kruchym fundamencie – pieniądzu. Okazało się, że prawda jest silniejsza niż pieniądz, niż kłamstwo.
Lekarz stał się zupełnie innym człowiekiem. Najlepszymi byli ci najbardziej inteligentni i ci najbardziej dojrzali, ci, którzy rozumieli naturę człowieka, jego wielowymiarowość. Do tych wymogów musiał się dopasować system kształcenia lekarzy i nie tylko lekarzy.
Co ciekawe za tymi zmianami, wydawałoby się zmianami niemającymi wpływu na całość gospodarki, organizacji państw, systemów sprawowania władzy, poszła zmiana wszystkiego i wszystkich. Zmieniło się wszystko na górze i na dole, i wśrodku. Tak, w środku, w ludziach coś się zmieniło. Nagle ludzie zaczęli łatwo odróżniać prawdę od fałszu.
A ręce do tej pory wyciągnięte po nie swoje musiały się schować, musiały zniknąć w pokorze. Nie pomogły im media, manipulacja, wielki krzyk. Było już za późno. Nikt nie chciał słuchać kłamców i złodziei. Zostali zostawieni samym sobie. Ich majątki się skurczyły, tak samo jak ich wpływy i znaczenie. Stali się zwykłymi ludźmi. A zwykli ludzie stali się nadzwyczajnymi. W końcu nadzwyczajność stała się naturalna.
Ten wpływ, tak małej z pozoru prawdy, okazał się wielki.
Musiały zmaleć, skurczyć się instytucje państwowe, przestał być potrzebny urzędnik i to na każdym szczeblu sprawowania władzy.
W ślad za tym poszło prawo ograniczające rolę państwa, wzrosło pole wolności, ludzie poczuli się podmiotami, a nie tak jak wcześniej trybami w społecznych machinach. Później i prawo mogło zniknąć, wszystko regulowała natura i świadomość.
Zniknęły rzeczy, zjawiska, które wcześniej uważano za niemożliwe do wyeliminowania, do ograniczenia. Zniknęły całkowicie choroby cywlizacyjne, zniknęły prawie wszystkie tzw. choroby nieuleczalne. Zniknęły w ślad za tym drogie szpitale, cała niepotrzebna aparatura, cały przemysł famaceutyczny, bo okazało się, że tę rolę pełni sama natura, tak jak tysiące lat temu, tak jak od początku istnienia człowieka.
Gdy prawda zagościła w dziedzinie zdrowia to i łatwiej przebiła się przez dotychczasowe kłamstwa w pozostałych dziedzinach: w nauce, w rolnictwie, przemyśle, mediach, we wszystkim.
Rozpadły się wielkie korporacje, bo okazało się, że działanie w skali makro, przestało się opłacać – przegrywały konkurencję na lokalnym gruncie.
Świat zaczął wracać do normalności, system kształcenia do niej wracał, szkoły i uniwersytety przestały wkładać do głów przetworzone jabłka. Wraz ze szkołami, rozbudowaną, cudzą wiedzą, wykorzystywaną do przemieniania wolnych jednostek w zniewolone roboty, zniknęło jedno z narzędzi do zniewalania: przestała się liczyć wiedza. W jej miejsce wróciła mądrość.
Wracała normalność gospodarcza, znormalnieli politycy, bo rozpłynęła się w zapomnieniu ta nibyprofesja, bo nikt nie miał potrzeby, by ich o cokolwiek prosić i cokolwiek wymuszać, pieniądz i władza bardzo się oddaliły od siebie nawzajem. Pieniądz przestał mieć władzę i nikt go już nie wykorzystywał jako narzędzia zniewolenia. Stał się towarem jak chleb i mydło. I tak jak nie gromadzi się chleba w nadmiarze, tak i pieniądz już nie był gromadzony, a instytucje, które nim sterowały skończyły swój żywot jak kończy choroba, gdy znika jej przyczyna.
Wróciła mądrość. Wrócił szacunek do ludzi starszych, zmieniła się organizacja społeczeństw, zyskały na powrót swoje znaczenie wspólnoty. Upadły systemy emerytalne i ubezpieczenia, wszystko inne, co pochłaniało wielką ilość pieniądza i służyło nie tym, dla których zostało powołane.
Straciły zupełnie swoją pozycję media, bo i ludzie żyli inaczej i żyli swoim życiem, pozostając sobą, nie musieli i nie chcieli podglądać cudzego.
Zniknęły reklamy, bo w większości zniknęli głupcy, podatni na manipulację.
I to wszystko przez jednego człowieka i jego nieuleczalną chorobę. Był to bunt jednostki przeciw obejmującej cały świat maszynie. To pokazało jak kruchym i słabym jest cokolwiek, co jest oparte na kłamstwie, na iluzjach i na głupocie.
To co wydawało się nieuleczalne: nieuleczalnie chory człowiek i jego nieuleczalnie chory umysł, w cudowny sposób ozdrowiało.
Ludzie poczuli się wreszczcie szcześliwymi, bo nikt, żadne społeczeństwo nie wymagało od jednostki rezygnacji z bycia sobą na rzecz maszyny społecznej.
I religie przeszły również głęboką metamorfozę. Nie manipulowano w nich wreszcie ludźmi pod określone zamówienia, pod określoną wizję człowieka, lecz wydobywano z człowieka, pomagano mu w przejawianiu siebie prawdziwego.
Strach, stres, poczucie winy, nieszczęście, cierpienie przestały dokuczać ludzkości.
Człowiek stał się całkowicie naturalny, przez co pozwolił odbudować się też otaczającej go naturze i żył w całkowitej z nią zgodzie.
I trudno uwierzyć, że to wszystko stało się w jednym pokoleniu, a proces ukorzeniania trwa w drugim i zapewne potrwa w trzecim.
Społeczeństwo jako takie przestało istnieć, bo było klatką dla wolności. Przeistoczyło się we wspólnotę świadomych, a więc wolnych jednostek. Straciły rację bytu granice, rządy, prawo i wiele niepotrzebnych narzędzi, z których społeczeństwo korzystało. Władza stała się czymś zupełne innym niż do tej pory, czymś, co samo się ograniczyło, do prawdziwego służenia całości, aż bezpowrotnie znikła jak i w ogóle to pojęcie władcy.
Ta wspólnota sprawdza się w życiu i ugruntowuje się, bo czerpie swoją siłę ze świadomości, wynikającej z niej mądrości, a nie z przemocy, nie z przewagi większości nad jednostką, nie z motywacji i nie z obiecanych wizji nieba.
Mimo tego, iż ten nowy porządek nie jest wymuszany prawem, żadnymi restrykcjami, wręcz przeciwnie, jest skutkiem wolności, działaniem praw natury – świadomością, nigdzie nie zdarzyła się tendencja do odwrotu, chęci przywrócenia starego porządku. Nigdzie, ani w dużej skali, ani nawet w relacjach jednostek.
Staliśmy się jak ptaki, które nie uznawały ludzkich granic od zarania dziejów: poza naszą naturą nie było od tej pory żadnych granic.
Zniknęły granice w przestrzeni i w czasie, bo zniknęło, odeszło w zapomnienie „coś”, co je tworzyło. Od tej pory to nie myśl i słowo tworzyły rzeczy i relacje z całością, lecz uczucia.
Miliony lat człowiek marzył o powrocie do raju, lecz pokuta, którą sobie narzucał nie przynosiła spodziewanych rezultatów. Zamiast wyrzucić, zwymiotować połknięte w raju jabłko, byliśmy karmieni kolejnymi i dla gwarancji oddalenia się od niego i dla podtrzymania dystansu.
To pragnienie nie mogło się spełnić, bo to była fałszywa pokuta. Ktoś w przestrzeni tysięcy lat zmanipulował nas, zmienił znaczenie tego słowa. Gdy odkryło się, w świadomości ludzi, prawdziwe znaczenie tego słowa, wrócliśmy do źródła. Właśnie tym ona była – powrotem do źródła.
Dopiero z dzisiejszej perspektywy widać jak niewolniczy był to system, jak ślepymi byliśmy niewolnikami.
Gdy wypluliśmy wreszcie to jabłko, otworzyły się oczy serc i dusz, gdy przejrzeliśmy nimi wstecz widząc cały pozostawiony ten śmietnik wraz ze słowami, które również wróciły do źródła, odzyskały swoje prawdziwe znaczenie, można było wreszcie historię wyrzucić z pamięci, bo po co dźwigać na sobie śmietnik.
Spełniło się pragnienie. Wróciliśmy i wracamy nadal, bo to proces.
Jesteśmy na dobrej drodze, bo prowadzi nas prawda.
Tak, nasza pokuta to była droga od uczucia – miłości, poprzez myśli i słowa, do uczucia – miłości. Jej celem było zrozumienie. I tylko to.
Czy to wszystko było potrzebne? Czy to, że Bóg sprowokował człowieka do buntu, do wykreowania sobie piekła, okazało się czymś dobrym?
Tak. Bez tego doświadczenia nie potrafilibyśmy odróżnić światła od ciemności. Wreszczcie staliśmy się bogami, tymi, którzy będąc na jego kształt i podobieństwo, odróżniają światło od ciemności, rozumieją to i żyją w świetle.
Bez jabłka i konsekwencji późniejszego zamieszania w mrokach historii, nie byłoby tego zrozumienia.
Dzisiaj u źródła, pokutnicy śmieją się, radują, cieszą się błogim, wiecznie trwającym szczęściem, zamiast cierpieć i się smucić krocząc ku fałszywej obietnicy.
Piotr Kiewra
*pokuta - wbrew temu, co się utarło sądzić, to powrót do źródła. Wynika to z pierwotnego znaczenia tego słowa, a nie z rozumienia narzuconego przez teologie.