Czekałam u dentysty w kolejce, za mężczyzną. Gdy przyszła jego kolej przepuścił mnie. Wychodzę z plombą w zębie, a on przepuszcza następną osobę. Już na zewnątrz przychodni, dogonił mnie i przyznał się, że opanował go strach, nie był w stanie wejśc do gabinetu. Dziwi się sobie, był strażakiem, wchodził do płonących domów, robił prysznic i po strachu, a tu… - nie dokończył z zakłopotaną miną, a ja w żartach:
- Wejdź jak w
czasie akcji, zrób prysznic i idź! - no i zrobił… zdziwioną minę, i
poszedł. Rozbawiona własnym żartem śmiałam się do wieczora.
Minęło kilka lat i znowu go spotykam u
tego samego dentysty. Siedzi jak wtedy, lecz tym razem nie przepuścił –
odważnie wszedł. Mój poprzednio załatany ząb zyskał nową plombę, wychodzę i co
widzę? Strażak czeka przed przychodnią. Mówi, że moja rada uratowała mu życie.
Staliśmy tam nie zważając na ostro palące słońce, a kwadrans później mimo burzy
i ulewnego deszczu rozbijającego grube i gęste krople o mały, szklany daszek
nad nami.
- Rok przed
tamtą wizytą u dentysty przeszedłem na emeryturę. Do tamtego czasu zdrowie
miałem jak dzwon. Najpierw zaczęły mi się psuć zęby, a później zaczął płonąć
cały dom mego ciała. I było coraz gorzej. Chodziłem do lekarzy, brałem leki,
robili mi operacje, niestety dom już się dopalał, z niedawnego pałacu, zostały
zgliszcza, a z psychiki rozżarzony popiół. Byłem jeszcze młodym człowiekiem, a
życie dopalało się. Lekarze, co rusz obiecywali leki nowej generacji, terapię
za terapią, lecz tliły się już tylko pojedyńcze iskry. W końcu zabrali
nadzieję. Wydałem na ratowanie się wszystkie odłożone pieniądze, rodzina się
zapożyczyła, kumple z pracy zrzucili się i… nic.
I pewnego dnia, stojąc pod prysznicem, z
bólu i beznadziei zapomniałem się, a woda się lała i lała. I doznałem
olśnienia. Woda owszem, spłukała z ciała brud, ale i zmyła z mej głowy obraz
palącego się domu. Dobrze mówię: nie ugasiła, lecz zmyła. Powiedziałem sobie:
Stop z pożarami! Już nie jestem strażakiem. I pożary znikły. Kolejnego dnia,
znowu pod prysznicem, przypomniałem sobie, co mi wtedy w żartach powiedziałaś.
Wiem, to był żart, lecz chyba żart jakiegoś anioła, a może i Boga, bo działało,
cuda działy się. Czułem, że się dzieją, bo lepiej się czułem, przede wszystkim
w głowie. Wyobraziłem sobie, że tak jak zmywam brud z ciała, tak i trzeba zmyć
brudne myśli. Za każdym razem pod prysznicem woda płynęła, a wraz z nią spływał
brud z głowy, toksyczne myśli, strach. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że
całe życie się bałem i chyba, dlatego zostałem strażakiem. Widziałem w nim
kogoś, kto się nie boi, kogoś, kto zapanował nad strachem. A prawda okazała się
inna: nauczyłem się go kamuflować, zakrywać odwagą. W akcji, gdy kumple byli u
boku, gdy miałem w rękach oręż… Na emeryturze wrócił.
Z każdym kolejnym prysznicem, a brałem go
kilka razy dziennie, wizualizowałem zmywanie toksyn z ciała, tych, które
zjadłem i wypiłem, lecz i tę największą toksynę strachu. Mówiłem sobie, że
jeśli mam umrzeć, to zupełnie czysty. Oczyszczałem się z myśli, tych
toksycznych i każdych, bo wtedy czułem się najlepiej. Czując bliski już koniec
pojawiły się pytania: Po co mi pragnienia, marzenia? Popłynęły rozpuszczone w
wodzie. Napięcie spadało, po kolei wyłączałem kolejne wtyczki z gniazdek, a
licznik kręcił się coraz wolniej: Po co mi nowy telewizor, samochód, wększy
dom, następna kochanka, żona? Po co mi uznanie, czyjaś opinia o mnie, dobrym
człowieku? Oczyściłem się z pragnienia
miłości.
Zadawałem sobie kolejne pytania: Z czego
się jeszcze muszę oczyścić? Z niewdzięczności, z nienawiści, z zazdrości, z
myśli o seksie, o śmierci? A dusza? Z
czego się ma oczyścić? Nie wiem, bo nagle, przestałem się bać i nie mam, z
czego się oczyszczać. Prysznic stał się samą radością. Wczoraj zdałem sobie
sprawę, że od czasu, kiedy miałem umrzeć, minęły trzy lata. Rano zabolał mnie
ząb i tu spotkałem ciebie. To kolejny cud, magia. Stomatolog nie znalazł w
moich zębach żadnego problemu i uświadomiłem sobie, z jakiego powodu zabolał.
Lata temu, nie uwierzyłbym: coś się dzieje, bo życie ma taki, a nie inny plan.
Gdy człowiek wypłucze strach, dzieją się cuda. Mogę się rozluźnić i spokojnie
sobie patrzeć jak rzeki i chmury płyną, jak ludzie przychodzą i odchodzą. Mogę
też zaufać swojemu ciału, bo ono wie, co ma zrobić, nim też nie muszę się
przejmować. Abym mu tylko nie szkodził, a szkodziłem toksycznym jedzeniem i
napojami, toksycznymi myślami, napięciem.
Zastanawiam się, jak to się stało, że
pobiegłem za tobą, zrywając się bez zastanowienia z krzesła poczekalni, by
wyznać ci rzeczy, których do tej pory nie wyznałem nikomu? Kim jesteś? Spotykam
cię przed moją chorobą i po chorobie, dwa razy w tych samych okolicznościach. Dałaś
mi metodę, zrobiłaś to w żartach… Kim ty jesteś? - nie czekał na odpowiedź, a ja nie miałam zamiaru
odpowiadać, bo co mogłabym mu powiedzieć? Nie jestem odpowiedzialna, to życie
tworzy i niesie słowa, niesie metody, niesie żarty, to życie nadało wodzie tak
niesamowite właściwości.
Co miałabym powiedzieć? Strażak i ja,
oboje jesteśmy tylko formami, przez które życie przepływa. Jeśli nie stawiamy
oporu, nie zamykamy okien i drzwi, to bawimy się doskonale, zdrowi i radośni. Przepływa
jak woda pod prysznicem, oczyszcza i uzdrawia.
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twoje komentarze są moderowane.