niedziela, 5 maja 2024

Prysznic

 


Czekałam u dentysty w kolejce, za mężczyzną. Gdy przyszła jego kolej przepuścił mnie. Wychodzę z plombą w zębie, a on przepuszcza następną osobę. Już na zewnątrz przychodni, dogonił mnie i przyznał się, że opanował go strach, nie był w stanie wejśc do gabinetu. Dziwi się sobie, był strażakiem, wchodził do płonących domów, robił prysznic i po strachu, a tu… - nie dokończył z zakłopotaną miną, a ja w żartach:

- Wejdź jak w czasie akcji, zrób prysznic i idź!  - no i zrobił… zdziwioną minę, i poszedł. Rozbawiona własnym żartem śmiałam się do wieczora.

     Minęło kilka lat i znowu go spotykam u tego samego dentysty. Siedzi jak wtedy, lecz tym razem nie przepuścił – odważnie wszedł. Mój poprzednio załatany ząb zyskał nową plombę, wychodzę i co widzę? Strażak czeka przed przychodnią. Mówi, że moja rada uratowała mu życie. Staliśmy tam nie zważając na ostro palące słońce, a kwadrans później mimo burzy i ulewnego deszczu rozbijającego grube i gęste krople o mały, szklany daszek nad nami.

- Rok przed tamtą wizytą u dentysty przeszedłem na emeryturę. Do tamtego czasu zdrowie miałem jak dzwon. Najpierw zaczęły mi się psuć zęby, a później zaczął płonąć cały dom mego ciała. I było coraz gorzej. Chodziłem do lekarzy, brałem leki, robili mi operacje, niestety dom już się dopalał, z niedawnego pałacu, zostały zgliszcza, a z psychiki rozżarzony popiół. Byłem jeszcze młodym człowiekiem, a życie dopalało się. Lekarze, co rusz obiecywali leki nowej generacji, terapię za terapią, lecz tliły się już tylko pojedyńcze iskry. W końcu zabrali nadzieję. Wydałem na ratowanie się wszystkie odłożone pieniądze, rodzina się zapożyczyła, kumple z pracy zrzucili się i… nic.

     I pewnego dnia, stojąc pod prysznicem, z bólu i beznadziei zapomniałem się, a woda się lała i lała. I doznałem olśnienia. Woda owszem, spłukała z ciała brud, ale i zmyła z mej głowy obraz palącego się domu. Dobrze mówię: nie ugasiła, lecz zmyła. Powiedziałem sobie: Stop z pożarami! Już nie jestem strażakiem. I pożary znikły. Kolejnego dnia, znowu pod prysznicem, przypomniałem sobie, co mi wtedy w żartach powiedziałaś. Wiem, to był żart, lecz chyba żart jakiegoś anioła, a może i Boga, bo działało, cuda działy się. Czułem, że się dzieją, bo lepiej się czułem, przede wszystkim w głowie. Wyobraziłem sobie, że tak jak zmywam brud z ciała, tak i trzeba zmyć brudne myśli. Za każdym razem pod prysznicem woda płynęła, a wraz z nią spływał brud z głowy, toksyczne myśli, strach. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że całe życie się bałem i chyba, dlatego zostałem strażakiem. Widziałem w nim kogoś, kto się nie boi, kogoś, kto zapanował nad strachem. A prawda okazała się inna: nauczyłem się go kamuflować, zakrywać odwagą. W akcji, gdy kumple byli u boku, gdy miałem w rękach oręż… Na emeryturze wrócił. 

    Z każdym kolejnym prysznicem, a brałem go kilka razy dziennie, wizualizowałem zmywanie toksyn z ciała, tych, które zjadłem i wypiłem, lecz i tę największą toksynę strachu. Mówiłem sobie, że jeśli mam umrzeć, to zupełnie czysty. Oczyszczałem się z myśli, tych toksycznych i każdych, bo wtedy czułem się najlepiej. Czując bliski już koniec pojawiły się pytania: Po co mi pragnienia, marzenia? Popłynęły rozpuszczone w wodzie. Napięcie spadało, po kolei wyłączałem kolejne wtyczki z gniazdek, a licznik kręcił się coraz wolniej: Po co mi nowy telewizor, samochód, wększy dom, następna kochanka, żona? Po co mi uznanie, czyjaś opinia o mnie, dobrym człowieku?  Oczyściłem się z pragnienia miłości.    

     Zadawałem sobie kolejne pytania: Z czego się jeszcze muszę oczyścić? Z niewdzięczności, z nienawiści, z zazdrości, z myśli o seksie, o śmierci?  A dusza? Z czego się ma oczyścić? Nie wiem, bo nagle, przestałem się bać i nie mam, z czego się oczyszczać. Prysznic stał się samą radością. Wczoraj zdałem sobie sprawę, że od czasu, kiedy miałem umrzeć, minęły trzy lata. Rano zabolał mnie ząb i tu spotkałem ciebie. To kolejny cud, magia. Stomatolog nie znalazł w moich zębach żadnego problemu i uświadomiłem sobie, z jakiego powodu zabolał. Lata temu, nie uwierzyłbym: coś się dzieje, bo życie ma taki, a nie inny plan. Gdy człowiek wypłucze strach, dzieją się cuda. Mogę się rozluźnić i spokojnie sobie patrzeć jak rzeki i chmury płyną, jak ludzie przychodzą i odchodzą. Mogę też zaufać swojemu ciału, bo ono wie, co ma zrobić, nim też nie muszę się przejmować. Abym mu tylko nie szkodził, a szkodziłem toksycznym jedzeniem i napojami, toksycznymi myślami, napięciem.

   Zastanawiam się, jak to się stało, że pobiegłem za tobą, zrywając się bez zastanowienia z krzesła poczekalni, by wyznać ci rzeczy, których do tej pory nie wyznałem nikomu? Kim jesteś? Spotykam cię przed moją chorobą i po chorobie, dwa razy w tych samych okolicznościach. Dałaś mi metodę, zrobiłaś to w żartach… Kim ty jesteś? - nie czekał na odpowiedź, a ja nie miałam zamiaru odpowiadać, bo co mogłabym mu powiedzieć? Nie jestem odpowiedzialna, to życie tworzy i niesie słowa, niesie metody, niesie żarty, to życie nadało wodzie tak niesamowite właściwości. 

     Co miałabym powiedzieć? Strażak i ja, oboje jesteśmy tylko formami, przez które życie przepływa. Jeśli nie stawiamy oporu, nie zamykamy okien i drzwi, to bawimy się doskonale, zdrowi i radośni. Przepływa jak woda pod prysznicem, oczyszcza i uzdrawia.

Piotr Kiewra


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.