piątek, 24 lipca 2015

Najpotężniejszy sposób samouzdrawiania

Samouzdrawianie w rzadko odwiedzanej krainie

Strach, lęk i powstały na ich bazie stres, jest przyczyną nie tylko większości chorób i symptomów chorób, na jakie zapadamy, lecz jest też przyczyną wszystkich problemów, innych niż te natury zdrowotnej.

By się uzdrowić wystarczy pozbyć się strachu, trzeba opuścić krainę, w której on mieszka.

Dzisiaj o najpotężniejszym sposobie samouzdrawiania.
·        Jest bardzo trudny, bo takie jest przekonanie większości ludzi.
·        Jest bardzo łatwy, dla tych, którzy żywią takie przekonanie i mu zaufają, a tak naprawdę dla tych, którzy ufają sobie

Jaki jest to sposób?

Trzeba odwiedzić i pozostać w Krainie TERAZ. Dlaczego? Bo tam nie ma strachu, tam nie ma stresu. Samouzdrawianie w TERAZ odbywa się automatycznie. Całe samouzdrawianie, to zrozumienie, tylko i wyłącznie zrozumienie.

Pozostań w TERAZ, a zdrowie przyjdzie samo.   

Szczegóły
Dzisiejsza medycyna leczy objawy, czyli wszystko to, co się ze strachu, lęku, a więc i stresu narodzi – stąd jest tak nieskuteczna. Jest tak z założenia, ponieważ medycyna zajmuje się chorobami, a zdrowiem możemy się zająć wyłącznie sami. Druga przyczyna jest taka, iż medycyna nie jest zainteresowana skutecznością ze względu na … pieniądze.  Medycyna nie jest zainteresowana mówieniem prawdy, czyli informowaniem o przyczynach chorób, bo zmiana stylu życia ludzi mogłaby zabrać im pacjentów.

Poza tym sposoby samouzdrawiania są tak potężne, iż … trudno w nie uwierzyć, a zgodnie z tym, co mówił Jezus, to wiara uzdrawia, tylko wiara – nic innego. Wiara to ufność, poza wszelkim zaufaniem, to również zaufanie do samego siebie i swojego ciała. Ciało stworzyła Natura, czyli ten sposób samouzdrawiania powstał wraz z człowiekiem. Jest więc boskim sposobem.

Samouzdrawianie w TERAZ jest duchowym sposobem samouzdrawiania.

By się w ten sposób samouzdrawiać trzeba poznać siebie, zrozumieć swoją naturę, swoją prawdę. To zrozumienie zmieni sposób myślenia, a wtedy wróci zdrowie. Taka jest ta droga.

Zrozumienie siebie, to właściwie poznanie swojego strachu, bo to jest jedyny nasz problem. Poznając, a tym samym rugując ze swojego życia strach, poznajemy siebie, oczyszczamy siebie – znika strach, lęk, znika stres – przyczyny chorób i problemów.

Dla jednych trudno to zrozumieć, bo to jest zbyt proste, dla innych łatwo, bo jest to proste.

Chcę byś zrozumiał, dlatego chcę cię zabrać w podróż do krainy TERAZ.
     
Podróż do krainy TERAZ
Lubię podróżować, byłem na kilku kontenentach, w dalekich krajach, wiele się dowiedziałem, wiele się nauczyłem, wiele widziałem, doświadczyłem wspaniałych wrażeń, bardzo mnie to wzbogaciło.  To były piękne podróże. Dzięki nim jestem innym człowiekiem. Jednak, mimo, iż te podróże były drogie, mimo, że dzieki nim wiele zrozumiałem, to żadna z tych podróży nie rozwiązała żadnego mojego problemu i ani jednego, choćby najmniejszego, z problemów świata.

Wśród wszystkich krajów świata nie ma takiego, w którym nie byłoby problemów, cierpienia, bólu, nieszczęścia.  Ani jednego. Może, dlatego te kraje odwiedzamy tak rzadko, okazyjnie. Być może, nie ma tam tego, czego szukamy, bo nikt jeszcze tam tego nie znalazł.

Są natomiast trzy bliskie krainy, które odwiedzamy często, codziennie, niemal w każdej chwili, lecz tylko w jednej nie ma cierpienia, zła, nieszczęścia, nie ma też żadnego problemu, choćby najmniejszego. Nie ma niewoli, walki, napięcia. Przede wszystkim zaś, nie ma tam strachu, nie ma lęku. Jest to jedyna kraina we Wszechświecie, gdzie lęk jest nieobecny. A tam, gdzie nie ma lęku, nie ma też zła, nienawiści, zazdrości, chciwości, nie ma braków, nie ma złych postępków, zbrodni, kradzieży, oszustw, nie ma negatywnych emocji, nie ma złych słów, nie ma ani jednego słowa … Tak, w tej krainie w ogóle nie ma słów. Nie ma tam chorób.

Czy chciałbyś się znaleźć w tej krainie? Czy chciałbyś ją odwiedzić? Czy chciałbyś w niej zamieszkać na stałe?
Tam, w tej krainie jest miłość, jest tylko miłość. Zamiast tego wszystkiego, co powiedziałem powyżej, jest tylko miłość.
Co jest jeszcze w tej krainie? Są tu dzieci miłości: wolność, radość, błogość. Tutaj jest zdrowie, harmonia, bezpieczeństwo. Tutaj jest wszystko, czego potrzebujesz, więc nie musisz szukać dalej – wystarczy, że tu jesteś.

Wszyscy ludzie marzą o podróży do tej krainy, o stałym tu pobycie i bywają w niej codziennie, lecz krótko, za krótko, przejazdem między dwiema sąsiednimi krainami. I mimo, że tam jednak doznają cierpień, są w ciągłej podroży, w ciągłej … raz ucieczce, raz pogoni.

Z jednej uciekają z powodu wspomnień, bo nawet tę piękne bolą, bo są już tylko czymś, co było i już nie wróci. Z drugiej po wielu pogoniach, też chcą uciec, bo żadne z ich marzeń i celów, żadne z ich pragnień nie dało im tego, czego się spodziewali - szczęścia. W obu tych krainach szczęście nie mieszka.

Do rzeczy: problemy, choroby, nieszczęście, a więc strach rodzą się w przeszłości i przyszłości, w sposobie myślenia opartym na wspomnieniach i wizjach dotyczących przyszłości. Wystarczy, więc nauczyć się rezygnować z myślenia o wspomnieniach, przestać żyć wspomnieniami i przyszłością, a pozostaniemy w teraźniejszości.

Teraźniejszość jest potężna, tak jak mówi Eckhart  Tolle, potęga jest w teraźniejszości (polecam jego książkę pt.: „Potęga teraźniejszości”).

Niestety, tylko ty sam masz dotrzeć do tej krainy, tylko ty możesz sprawić, by pozostać tam na stałe.

Jak dostać się do teraźniejszości?
·        Obserwować swoje myśli, wyławiać i obnażać te o przeszłości i przyszłości. Znikną.
·        Medytować. Medytacja to właśnie obserwacja myśli, to niemyślenie, to wizyta w tu i teraz.
Medytacja jest podróżą do TERAZ.
Medytacja prowadzi do samouzdrawienia się ze strachu, a więc i wynikających z niego chorób.
To tyle. 

Tutaj kilka moich filmików o strachu:




Piotr Kiewra

środa, 15 lipca 2015

O „herezjach”, czyli o medytacyjnym stylu życia

Dla przeciętnego człowieka oraz dla większości młodych ludzi, to co powiem będzie czystą herezją.
Herezją będzie przede wszystkim dla tych, którzy jeszcze za mało się nacierpieli.
Gdy osiągną szczyt cierpienia, gdy nie będą w stanie wytrzymać już więcej, wtedy przestane to być herezją, a stanie się rozwiązaniem, czymś co wywołuje śmiech, śmiech zrozumienia, albo przynajmniej może to uczynić, dać nadzieję …

Może się stać czymś co obudzi ze snu, tego snu na jawie.

Ale, póki co, jest herezją.

Czy w związku z tym mam tego nie mówić?
I tak powiem, ponieważ nie ma to znaczenia, czy większość może uważać to za prawdę, czy nie. Na szczęście to nie większość decyduje,  co jest prawdą. Prawda jest prawdą, bez względu na to, ilu ludzi ją za taką uważa. Prawda nie wymaga udowadniania. Ona jest.

A teraz ta „herezja”:
Za twoje choroby, za twoje nieszczęścia, za mnogość i wielkość problemów na twojej drodze życiowej, jest odpowiedzialne twoje myślenie. Chwilkę, chwilkę, nie mówię, że twój sposób myślenia, lecz to, że w ogóle myślisz. Tak, tak.

A teraz wniosek:
By być zdrowym, szczęśliwym, by zniknęły problemy z twojego życia, by przestać cierpieć, powinieneś przestać myśleć.
I jeszcze raz powtarzam, nie chodzi tu o zmianę sposobu myślenia, o zmianę z negatywnego na pozytywne myślenie, lecz o zaprzestanie myślenia.

I to jest właśnie ta herezja dla większości ludzi.
Wszędzie wokół bowiem, głosi się, by myśleć pozytywnie, udziela się rad typu: zacznij myśleć!
 Trenerzy rozwoju osobistego opierają swoje szkolenia na zmianie przekonań, na zmianach wzorców myślowych, proponują pozytywne afirmacje, treningi motywacyjne, czyli manipulowanie sposobem myślenia.
Psycholodzy, psychiatrzy również stosują techniki polegające na wykorzystywaniu myślenia, na wypieraniu jakichś tam myśli, na zamianie jednych myśli na inne, na zamianie pewnych wyobrażeń na swój temat i faktów z przeszłości na nowe wyobrażenia, wizje. Stosują sesje wykorzystując wspomnienia, a więc przywołując negatywne myśli z przeszłości, by je wyprowadzając na światło dzienne spalić, obnażyć, uświadomić, bo to ma je unieszkodliwić, wyjąć z podświadomości, by przestały dręczyć, straszyć, przerażać, by przestały umniejszać wartość człowieka.
Zresztą sami do siebie mówimy często: Myśl! Zacznij wreszcie myśleć! Mówimy tak, bo wydaje nam się, że nasze problemy wyrastają z tego, że za mało myślimy, a jest zupełnie odwrotnie, myślimy nie tylko za dużo, za negatywnie, ale przede wszystkim błędem jest to, że w ogóle myślimy.
Obliczono, że myślenie pochłania ponad 90% energii. Nie aktywność mięśni, rożne inne procesy w organizmie, lecz właśnie myślenie, drąży nas z energii. Gdy uczynisz z umysłu sługę, zaoszczędzisz mnóstwo energii, którą można przeznaczyć na kreatywność, na spontaniczne, intensywne i bogate życie, zamiast na marnotrawienie jej na bezproduktywną walkę z wiatrakami, ciągnące się problemy, cierpienie, tysiące prześladujących nas nieszczęść, które przytrafiają się nam z powodu tego, że sami ich sobie przysparzamy, tworzymy, urzeczywistniamy swoim myśleniem. 

Największym naszym błędem jest to, iż pozwoliliśmy naszej głowie być wodzem, autorytarnym wodzem, zamiast sługą.

 I tym się właśnie różnią Zachód i Wschód.

Na Zachodzie proponuje się umysł jako wodza, na Wschodzie jako sługę.
Na Zachodzie próbuje się zmienić człowieka poprzez zmianę sposobu myślenia. Na Zachodzie próbuje się wyplenić duchowość.

Na Wschodzie wręcz odwrotnie, proponuje się człowiekowi odkryć duchowość, czyli poznanie siebie, swego wnętrza, swojej duszy - kosztem myślenia.

Na Zachodzie chce się zmieniać człowieka, na Wschodzie akceptuje się człowieka, takim jakim jest, nawet więcej, proponuje mu się, by siebie poznawał, odkrywał swoją najgłębszą prawdę - poprzez duchowość właśnie.
Na Zachodzie próbuje się manipulować umysłem, proponuje się tę manipulację samemu człowiekowi, lecz również robią to różne instytucje odpowiedzialne za wychowanie, ale i np. media. Tutaj pragnie się kształtować człowieka, dopasowywać go do jakiegoś wzorca, do czegoś społecznie oczekiwanego. Na Zachodzie chce się ludzi produkować taśmowo, chce się dopasowywać głowy ludzi do oczekiwań władzy, czyli wzorców kulturowych i każdych innych w społeczeństwie pożądanych.

Na Wschodzie, decyzję zostawia się samemu człowiekowi. Akceptuje się go takim jakim jest, a nawet pokazuje się mu, że jego misją jest być innym.
Tutaj daje mu się narzędzie do odkrywania siebie. Jest nim porzucenie myślenia. Człowiek Wschodu musi ten proces odkrywania siebie przejść sam. Nawet mistrz nie chce i niczego w człowieku nie zmienia, pokazuje mu jedynie swoje ślady, utarte ścieżki. 
Taki jest punkt widzenia duchowości Wschodu. Mistycy Wschodu, mistrzowie Wschodu, od tysięcy lat proponują, by nie myśleć, proponują niemyślenie jako sposób na oświecenie, na zrozumienie, na to, by zacząć wreszcie żyć. Proponują porzucenie myślenia, proponują, by uczynić z rozumu sługę, by pozbawić go władzy absolutnej.
Jako środek proponują medytację. Medytacja to wg nauk Wschodu – niemyślenie.

Tylko niemyślenie może uczynić z człowieka mędrca.

Medytacja wprowadza nas do teraźniejszości, do tu i teraz.

Wg mistrzów Wschodu myślenie to balansowanie między przeszłością, a przyszłością, bo myśli nie są obecne w teraźniejszości. W teraźniejszości są obecne uczucia. Czyli jeśli chcemy być w świecie rzeczywistym, nie w wirtualnym, którym jest przeszłość i przyszłość, to musimy porzucić myślenie. Myślenie to nie życie. Egzystencja to bycie tu i teraz, zaś przeszłość już nie istnieje, a przyszłość jeszcze nie nadeszła, więc obecność tam myślami nie jest życiem.

Bycie w wyobraźni, to kreowanie czegoś, czego jeszcze nie ma i – być może nigdy nie będzie – ale przede wszystkim to tworzenie problemów. To na podstawie doświadczeń przeszłości, myślimy o przyszłości, wyobrażamy sobie sytuacje z przyszłości i w ten sposób tworzymy problemy. Angażujemy się w coś, co nie istnieje. Zamartwiamy się, stresujemy, nienawidzimy, zazdrościmy, tęsknimy, wydaje się nam, że kochamy …

Tak, wg mistrzów Wschodu, miłość jest uczuciem, a nie myślą, więc nie możemy kochać głową. Myślenie o miłości nie jest miłością, więc jeśli myślimy, że kochamy, to tylko nam się wydaje. Taki świat tworzony umysłem jest sztuczny, wirtualny, i taka miłość tworzona i przechowywana w głowie jest czymś sztucznym, czymś co nie istnieje. Taka miłość to tylko emocje powstające w ciele z powodu naszych myśli, ale emocje to nie uczucie, emocje to nie miłość.

Mistycy Wschodu, mistrzowie Wschodu proponują medytację jako sposób na powrót do rzeczywistości, do teraźniejszości, do prawdziwej miłości, do życia. Medytacja to sposób na przerwanie snu, w którym trwamy, na zaprzestanie bujania w obłokach.
Problem w tym, że myśli nie można – ot tak sobie, po prostu, wyrzucić, wyprzeć, bo to co wypieramy,  tłumimy, wraca wzmocnione. Pamięć zdarzeń, myślenie o problemach, … gdy próbujemy takie myśli stłumić, uporczywie wracają, mistrzowie o tym wiedzą. Proponują zatem nie tłumienie, wyrzucanie, zamiatanie pod dywan, lecz obserwację myśli.
Myśli obserwowane znikają. Znikają tak, jakby się bały światła, tak, jakby się bały naszej uważności. Każda myśl jest zakorzeniona, więc obserwowanie to podcinanie korzeni. 

Wszystko, co zauważysz u siebie, co obserwujesz, to co odkryjesz – znika. Przestaje ci zasłaniać twoją duszę. Myśli są jak chmury zasłaniające niebo, gdy je obserwujesz znikają i odsłaniają błękit. Chmury zamieniają się w życiodajny deszcz, lub – po prostu – rozpływają się. Chmura, która stała się deszczem już nie wróci.
Zostaje błękit nieba. A czymże, w takim razie, jest ten błękit, czymże jest niebo?
To świadomość. Nie ta świadomość jako część myślenia, tylko raczej jako dusza, coś co łączy z oceanem świadomości, czyli z duszami innych ludzi, ze świadomością wszystkiego, co istnieje, coś co łączy z Bogiem.

Wg mistrzów Wschodu nasze myśli tworzą ego, byt, który jest przyczyną problemów, różnicowania, wyróżniania, podziałów, walki, wojen, emocji, nieszczęścia, strachu, chorób. To ego kreuje strach i lęki, stres, cierpienie, ból, każąc zaspokajać pragnienia, marzenia, cele osadzone gdzieś w przyszłości.

Mistrzowie przestrzegają jednak, że zaspakajanie tych pragnień i marzeń nie przynosi szczęścia, trwałego szczęścia, i nie przynosi czegoś więcej niż szczęścia, czyli błogości, stanu bycia przepojonego błogością, wiecznego szczęścia, zbawienia, osiągnięcia nieba. Taką błogość, wieczne szczęście, zbawienie zapewnia jedynie oświecenie, osiągnięcie pełni świadomości (połączenie się z Bogiem), czyli porzucenie myślenia, niemyślenie, stan niemyślenia.

Szczęścia nie zapewniają rzeczy, nic ze świata materialnego, żaden zrealizowany cel, marzenie, nic, co możesz utrzymać w garści, lecz pewien wewnętrzny spokój, cisza, stan bez myśli, świadomość, stan bez pragnień, bez przeszłości i przyszłości, bycie tu i teraz, czyli życie wieczne.  

I dlatego medytacja to oczyszczanie:
·        z wiedzy,
·        z pamięci wielu zdarzeń,
·        z przekonań,
·        z lęków wpojonych procesem wychowania, czy lęku bycia członkiem społeczności.
·        z lęku przed śmiercią.
·        z bycia na NIE,
·        z chęci walki,
·        z oceniania, ze złości, nienawiści, zazdrości, egoizmu.

To rezygnacja z wyboru drogi nieszczęścia jako sposobu na życie,
To wycofanie się z żebrania i zabiegania o współczucie, o docenienie, o uznanie, o uwagę,
To kierowanie się wskazówkami przewodnika – radością.
To ufność, to poddanie się rzece życia (Bogu).
To zastępowanie tego wszystkiego miłością.
To wolność – przede wszystkim -wolność od strachu. Dlaczego? Ponieważ to co tworzą myśli, to strach. Właściwie można postawić znak równości między myślą a strachem. Im więcej myślenia, czyli obecności w przeszłości i przyszłości, tym mniej miłości, bo miłość jest tylko w teraźniejszości, a więc tym więcej strachu.

Myśli to strach. Niemyślenie, bycie w tu i teraz, to bycie kochającym, to miłość, to egzystencja oparta na miłości, czymś co łączy z całością (z Bogiem).

No dobrze. Trudno jest opowiedzieć w kilku zdaniach, to co jest przedmiotem uwagi religijności Wschodu, nauk wielkich mistrzów. Wg nich zrozumienie – mądrość - to nie efekt  posiadanej wiedzy, lecz odwrotnie pozbycia się wiedzy, oczyszczenie się z niej, bycie w stanie pustki, pustego wewnątrz bambusa i kierowanie się świadomością, bycia świadomym. A świadomość to prawda. Ona jest. I jest nam wrodzona. Ona istnieje i jej się nie zdobywa, ona się objawia, odkrywa, gdy przestajemy myśleć. Myśli zaciemniają prawdę, zasłaniają ją. Więc by odkryć prawdę trzeba zaprzestać myślenia.

Świadomość to twoja wewnętrzna moc i to ona powinna być panem, ona powinna królować.

Zatem:
Umysł powinien stać się sługą wewnętrznej mocy. Tylko sługą.

I to jest cel medytacji.
To jest cel medytacji, choć nie można zrobić z medytacji celu, gdyż to sprawi, że zniknie rozluźnienie, warunek zrozumienia. Oświecenie, świadomość przychodzi, gdy się jest całkowicie rozluźnionym, pozbawionym wszelkich napięć, walki, ego, myśli, wspomnień, strachu, pragnień, a przepełnionym miłością.

Czyli medytacja nie może się stać jakimś rodzajem aktywności, działaniem zmierzającym do czegoś, lecz sposobem życia, czymś codziennym, czymś co rozluźnia a nie napina, czymś co uwalnia a nie wiąże, przywiązuje, zakuwa w łańcuchy. Medytacja nie może być kolejnym celem, sposobem na zrealizowanie marzenia. Właściwie to medytacja jest czymś czego nie da się zdefiniować.

Większość ludzi robi z medytacji jakiś ważny punkt swojego rozkładu zajęć, a powinna się stać stylem, sposobem życia, czymś co uwalnia z przeszłości i przyszłości, a nie czymś co nas do niej przykuwa.
Nie jest techniką, tylko i wyłącznie techniką, w której się siedzi z zamkniętymi oczami, w określonej pozycji, w określonym miejscu, np. w górach, pod drzewem, czy gdzieś na jakimś pustkowiu, i o czymś rozmyśla, albo się coś wyobraża, np. przebywanie wewnątrz ciała. 

Medytacja to uważność, to obserwowanie, nie oczami, lecz świadomością. To obserwowanie jednak nie jest jakąś zaplanowaną pracą, obowiązkiem, lecz … no właśnie … to najtrudniej pojąć.

Dlatego, by było łatwiej, zamiast medytacji jako celu, jako środka do celu, mówię tu o stylu życia, o medytacyjnym stylu życia, w którym – tak naprawdę – zapominamy o medytacji. Po prostu ona się dzieje w czasie chodzenia, pracy, kochania się, jedzenia, rozmowy, podziwiania świata, nawet w czasie snu … przede wszystkim w czasie snu, ale nie tego w nocy, a tego w dzień, bo tak naprawdę to myślenie jest jednym, całe życie trwającym snem, a my mamy się wreszcie obudzić i być świadomymi.

Medytacja, medytacyjny styl życia jest więc budzikiem. Nastaw go, bądź uważnym, i zapomnij o nim jak o celu, środku, o technice. Nie stresuj się budzikiem, bo on cię nigdy nie obudzi. Niech on żyje swoim życiem.

Zaufaj życiu, prawdzie, a ona cię wyzwoli. Ona rozchmurzy twoje niebo.
Nic nie rób, tylko obserwuj.
Nic nie rób z myślami, nie mówię tu o siedzeniu i wpatrywaniu się w cokolwiek, albo o wyłączeniu się z życia.
Ma być odwrotnie, masz żyć najbardziej intensywnie jak tylko możesz, by nie zmarnować żadnej chwili, ale niech budzik robi swoje.
Niech twoja świadomość obserwuje. Niech stanie z boku i obserwuje umysł i jego działania, jego wariactwa, problemy, które tworzy.
Pozwól jej patrzeć na to z boku i się śmiać. Rozluźnij się. Śmiej się, przyzwyczajaj się do śmiechu, bo gdy budzik zadziała, gdy się obudzisz, to będziesz się już ciągle śmiał.

Dlaczego w ogóle o tym mówię? Dlaczego mówię o duchowości w rubryce poświęconej zdrowiu? Dlaczego mówię o medytacji? Dlaczego ostatnio większość moich tekstów, na tym blogu, oraz na innym (http://rozmowyzwiatrem.blogspot.com/ ), który również prowadzę, dotyczy tej tematyki? Czyżby medytacja, duchowość, miały jakiś związek ze zdrowiem?
Tak. Ten związek jest wielki. Takie jest moje zdanie: Duchowość, czyli odkrycie - poznanie siebie, swego wnętrza, ma decydujący wpływ na zdrowie. Idę nawet dalej: zdrowie nie jest możliwe, gdy nie odkryjemy swojej natury, prawdy o sobie. Tylko poznanie siebie może nam pomóc się samo-uzdrawiać, pomóc ciału przywrócić równowagę, pozbyć się problemów, bo jeśli ciało je ma, to tylko z powodu głowy. 

Nasze myślenie tworzy problemy, wirtualne problemy, lecz te wirtualne problemy z czasem przeradzają się na już niezupełnie wirtualne problemy naszego ciała. Nasze myśli kreują rzeczywistość, zakłócają w ten sposób naturalny porządek rzeczy, zakłócają bieg rzeki życia, ale zakłócają również harmonię czegoś tak doskonałego jak nasze ciało, czegoś tak naturalnie zdrowego, czegoś czemu w stu procentach można zaufać, jeśli tylko ciału nie przeszkadzamy, nie przysparzamy mu kłopotów swoim myśleniem, wtrącaniem się w jego funkcjonowanie, albo nie wyrządzamy mu krzywdy stylem życia odzwierciedlającym sposób myślenia.

Okazuje się, że ciało doskonale jest sobie  w stanie poradzić z niemyśleniem, lepiej sobie radzi z porzuceniem umysłu, niż z nadmiarem myślenia, niż z ingerowaniem poprzez umysł w naturę, w naturalną harmonię.

To wtrącanie się tworzy choroby, zakłócenia.
Medytacja służy zatem temu, by ciało znowu otrzymało to, czego potrzebuje: wolności.
Nasze szczęście, jako osoby, jest też szczęściem ciała, a ciało potrafi to okazać zdrowiem, harmonijnym funkcjonowaniem, dobrym samopoczuciem.

Ciało potrzebuje duchowości, potrzebuje medytacji, bo ciało potrzebuje harmonii, a harmonia jest wtedy, gdy jest równowaga miedzy ciałem, umysłem i świadomością – duszą. Tylko wtedy.

Przywróć tę harmonię, a przywrócisz zdrowie. Medytuj, a będziesz zdrowy na ciele i umyśle! 

Odkryj prawdę o sobie a odkryjesz drogę do zdrowia, i będziesz w tej dziedzinie samowystarczalny.

Medytacja prowadzi do samouzdrowienia ciała i umysłu, i dlatego te „herezje” głoszę.



Piotr Kiewra na podstawie Osho    

sobota, 11 lipca 2015

Tajemnica prawdziwej apteki



Obserwuj siebie wewnątrz, a nie znajdziesz choroby.

Osho




Ta sentencja Osho mogłaby starczyć za wszystko, co znalazło się na tym blogu i we wszystkich książkach, artykułach, naukowych dziełach i za to, co do dzisiaj zgromadziła medycyna, gdyby to, co mówi jej autor zostało właściwie zrozumiane.

Niestety, zrozumienie stało się własnością tylko tych, którzy wykonali wysiłek znalezienia prawdy u jej źródła, a ono jest w każdym z nas.

Kto nie dotarł do prawdy, ten czerpie i gromadzi wiedzę z zewnątrz, a ta nie pokrywa się z prawdą, a dowodem tego są choroby.

I to by było na tyle, chyba, że chcesz z tym „fantem” coś zrobić …  Jeśli tak, naucz się zaglądać do swego wnętrza i … porzuć śmieci. To wszystko.

O tym jak wyrzucać śmieci i jak zaglądać do wnętrza nie muszę ci mówić, gdyż uświadomienie sobie prawdy z nagłówka już wprowadziło cię na ścieżkę prowadzącą do zrozumienia. Reszta przyjdzie sama. Cierpliwości!


Piotr Kiewra

piątek, 3 lipca 2015

Samotność – oto czego ludzie najbardziej się boją.

·        Samotność – oto czego ludzie najbardziej się boją.
·       Świadoma samotność – oto czego powinniśmy pragnąć.
Na moich dwóch blogach umieściłem kilka tekstów o samotności. Od czasu do czasu, ot tak z czystej ciekawości, przeglądam statystyki wszystkich wpisów i ze zdumieniem odkryłem, że te o samotności były najczęściej klikane.

Dlaczego? Bo samotność jest tym, czego ludzie najbardziej się boją. Chcą o niej jak najwięcej wiedzieć, chcą poznać swój strach, więc szukają. To typowe dla cywilizowanego człowieka: chce wszystko wiedzieć.

Tylko, co z tej wiedzy wynika? Nic. Bo nie w wiedzy rozwiązanie.

I dlaczego temat samotności jest najbardziej popularnym tematem?

Ludziom się wydaje, że dużo wiedząc o przeciwniku łatwiej będzie go pokonać. Tylko, że strach jest wyjątkowym przeciwnikiem – nie da się go pokonać. Nie pomoże największa odwaga, żadna najdoskonalsza broń, szczegółowa wiedza, nie pomoże plan, strategia, ani determinacja, nie pomoże największa z możliwych waleczność. Nic nie pomoże, bo strachu nie da się pokonać, bo nie można pokonać czegoś, co nie istnieje.

Strachu nie ma … no dobrze, ale nie o tym jak pokonać strach miało dzisiaj być, tylko o moim spostrzeżeniu.

Ludzie boją się samotności, bo nie kochają. Nie potrafią kochać, bo oczekują miłości od innych, są przekonani, że to kwestia odpowiedniej osoby i jeśli ma się szczęście, to taka osobę się znajdzie. Więc szukają. Przebierają wśród kobiet i mężczyzn jak w sklepie z ciuchami. Później się rozstają, rozwodzą i w końcu trafiają do sklepu z używanymi rzeczami, gdzie pełno jest poszukujących, gdzie pełno jest doświadczonych poszukiwaczy.
Im więcej prób tym większa desperacja, bo tym większe cierpienie, bo coraz większa niewiara.

Coraz bardziej gorączkowo próbują odszukać zagubionej rzeczy – miłości i … nic z tego nie wychodzi. Pragnienie miłości nie zostaje zaspokojone, bo nie może być …
Miłość nie występuje jako rynkowy towar, który można znaleźć, czy kupić. A gdy jej nie można znaleźć, coraz bardziej pogłębia się osamotnienie – brak kogoś, kto by wypełnił pustkę. Tam gdzie egzystencja, a więc i relacje, związki, oparte są na ego nie może być miłości, bo ego oparte jest na strachu, a strach jest przeciwieństwem miłości.

Ludzie boją się samotności, lecz boją się też bliskości. Ten paradoks jest łatwo wytłumaczalny, gdy się zrozumie, że tak się dzieje z powodu braku miłości. Niezrozumienie wynika z tego, że prawie wszyscy kojarzą miłość z zauroczeniem, z zakochaniem się, z pożądaniem, podczas, gdy miłość jest energią płynącą w sercu i istocie, a nie stanem umysłu (by to wyjaśnić, lubię używać takiego zdania:  Jeśli myślisz, że kochasz, to nie kochasz. Miłość jest bowiem uczuciem, a nie myślą). Dopóki w grze uczestniczy umysł i jego produkt: ego, zamiast miłości jest strach.  


Cywilizacja, społeczeństwo i także obecne w nim religie przekonały człowieka, że miłość można zdobyć, że jeśli się szuka to się znajdzie, można posiąść, że wystarczy znaleźć odpowiedniego człowieka, który posiada to, czego szukamy. No i wszystkie próby odkrywają coraz większą pustkę i coraz lepiej rozumiemy, że nie tędy droga.
Samotności doświadczamy nie tylko, gdy jesteśmy sami. Doświadczamy jej, gdy jesteśmy we dwoje i tak samo w tłumie.

Jestem tą statystyką zaskoczony, bo temat samotności jest dziwny, tak samo jak strach, bo samotność nie istnieje, bo przecież jest strachem.

Zatem ludzie boją się czegoś, co nie istnieje, boją się braku, pustki, czyli boją się braku miłości. Miłość istnieje, choć nie tam, gdzie ludzie szukają, a samotność jest jej brakiem, nieobecnością miłości, pustym miejscem przeznaczonym na miłość.
Lecz zamiast zajmować się miłością, czyli kochać, wypełniać się nią, wypełniać pustkę, produkować ten deficytowy towar, to ludzie zajmują się pustym magazynem, zajmują się brakiem, nieobecnością.

Walka z pustką, z nieobecnym przeciwnikiem jest beznadziejna.

Szukają leku na samotność, a nie tylko, że żadnego leku nie ma, to jest jeszcze kolejna rzecz: samotność jest czymś naturalnym, niemożliwym do zlikwidowania, bo wszyscy jesteśmy samotni, każda istota we wszechświecie jest i zawsze będzie samotna. Samotne są mrówki w mrowisku i w żaden sposób nie rozwiązuje problemu ich samotności fakt, że obok są miliony innych mrówek. Wystarczy się lekko oddalić od mrowiska, by zobaczyć jak osamotniona mrówka dźwiga znalezionego owada, lub cokolwiek innego. Dźwiga sama i żadna z innych mrówek wcale się nią nie przejmuje. Tak samo z pszczołami w ulu, tak samo z ludźmi w wielkim mieście. Niby wokół istnieje społeczność, niby ktoś jest obok nas, niby trzyma nas za rękę, niby kocha, ale chwilę później jesteśmy sami. A gdy staniemy się nieco starsi, mniej piękni, bardziej biedni, mniej radośni, albo odwrotnie, bardziej szczęśliwi, to nagle zostajemy sami, porzuceni. Nagle przestajemy być tacy ważni dla innych jak do tej pory, że bardziej się liczy dla dzieci i wnuków nasza emerytura niż my sami. Dla naszych byłych partnerów bardziej się liczą alimenty i podzielony majątek niż nasze serce, nasza dusza, nasze ciepło, nasza bliskość.

Wielu tego doświadcza i cierpi.

Próbują wtedy zabić swoją samotność ciągłym poszukiwaniem partnerów, nowych miłości, ucieczką w alkohol, narkotyki, zabawę, podróże, pracoholizm, pasje, działalność społeczną. Uciekają w tłum, albo izolują się. Te próby zabicia samotności są nieskuteczne, bo ona jest niezniszczalna, bo jak wcześniej powiedzieliśmy nie można zniszczyć, zabić czegoś, co nie istnieje.

Gdy człowiek dojrzewa, gdy zaczyna sobie zdawać sprawę z kruchości tego świata, swojego ciała, z przelotności uczuć, gdy zaczynają znikać, odchodzić, ważne dla niego osoby, przyjaźnie, wartości, nagle – pewnego dnia budzi się taki ktoś zaskoczony, że te wszystkie starania, gromadzenie, nie były wiele warte, że każdy – tak naprawdę żyje dla siebie i że tak naprawdę przez 99% swego życia człowiek jest sam i że dobrze może się czuć tylko wtedy, gdy to zaakceptuje.

Gdy głęboko zaakceptuje swoją samotność, może się zdarzyć cud … samotność przestanie przeszkadzać, a nawet może stać się wielkim atutem, czymś chcianym, czymś poszukiwanym i pięknym. Samotność może się stać najbardziej pożądaną, bo zapewnia wolność. Ten cud powoduje jedyny lek we wszechświecie, który leczy poczucie osamotnienia.


Samotność, a właściwie - poczucie osamotnienia, jest produktem naszego umysłu, ma swoje źródło w głowie.

To trzeba dobrze zrozumieć: leczy osamotnienie, bo poczucie osamotnienia to choroba, lecz nie leczy samotności, bo samotność nie jest chorobą, jest wartością, jest wielkim darem, sposobem bycia. By ją docenić, by czuć się błogo, by być samotnym i się tym cieszyć, by zamienić poczucie osamotnienia na błogość bycia samotnym potrzeba się zakochać w sobie, potrzebujemy miłości własnej. To środek służący tej magicznej przemianie. I nic więcej nie trzeba, tylko to.

Zamień więc osamotnienie jako dręczącą cię chorobę na świadomą samotność, pokochaj siebie i stań się wolny i szczęśliwy, jak mrówka, jak pszczoła, jak motyl, słowik, jak słońce.  Zrozumienie tego jest oświeceniem.

Cierpimy z powodu samotności po to, by poprzez samotność odkryć i zrozumieć wolność.

Człowiek świadomie samotny, to ktoś, kto zrozumiał, że miłość i wolność są nierozłączną parą.

I tak jak powiedziałem na początku: nie w wiedzy rozwiązanie, nie wystarczy  wiedzieć, trzeba się stać. A to jest proces wewnątrz nas, władzę musi stracić głowa, a przejąć serce i istota. Bowiem wszędzie tam, gdzie niepodzielną władzę sprawuje umysł, tam dominuje strach nad miłością. Nie może być inaczej, ponieważ umysł jest ego – strachem.

Potrzebujemy wielkiej przemiany wewnętrznej, potrzebujemy oprzeć nasze życie na świadomości a nie na ego. Gdy tak się stanie zdarza się cud, samotność przestaje być strachem, a staje się świadomą samotnością, a w tym stanie, człowiek oddycha miłością tak jak powietrzem.

Tam gdzie występuje strach, nie ma wolności.

Zharmonizowanie to uczynienie z umysłu sługi, to jest ta oczekiwana przemiana, po to jest cierpienie, by tak się przemienić.

A wynikające z tej przemiany profity są takie:
·        Pokochać można tylko kogoś, kto kocha siebie.
·        Pokochać można tylko kogoś, kto jest pogodzony ze swoją samotnością.
·        Zakochujemy się w wolności innych ludzi, a nie w nich samych, bo tylko ktoś, kto jest świadomie samotny jest wolny.
·        Świadoma samotność = szczęście.
·        Człowiek świadomie samotny znajduje pełnię zdrowia, i fizycznego, i psychicznego, i duchowego.
·        Świadoma samotność jest odkryciem duchowym, jest głębokim poznaniem siebie.

Jeśli chcemy zmniejszyć cierpienie, nie mamy wyjścia, ja i ty, musimy zrozumieć, że:

  •  to my jesteśmy najlepszymi swoimi przyjaciółmi, 
  • tylko my możemy darować sobie szczęście, wolność, miłość
  • decyzja o tym, czy cierpimy i jak cierpimy należy tylko do nas

Ludzie tęsknią do odkrycia tej prawdy, bo to im podpowiada po cichu ich dusza, ich istota, ich intuicja i stąd tak duże zainteresowanie tym hasłem.

Tylko w taki sposób potrafię wyjaśnić tę statystykę, tylko w ten sposób mogę zrozumieć tak duże zainteresowanie tym tematem.


Piotr Kiewra