Oto pamiętnik, a w nim opowieść o samotnym wędrowcu i po górach, i w drodze przez życie, o pielgrzymie poszukującym własnego piękna i pomagającego odnaleźć je innym. „Księga…” to kilkaset ludzkich historii. Łączą je Tatry, te popularne i zapomniane ścieżki, łączy główna bohaterka, jej współczucie, umiejętność słuchania, poszukiwanie sensu i… przypadek, częściej postrzegany jako cud, z ukrytym w nim przesłaniem.
Spisane tu wspomnienia obejmują przestrzeń ponad stu lat, a wątki tragiczne przeplatają się z komicznymi. Góry i doliny, również te użyte jako metafora życia, przemijający czas, komunikacja na głębszych poziomach niż tylko werbalne, pozwalają nam obserwować zmiany u napotkanych ludzi, szczególnie tę bardziej subtelną rzeczywistość: myśli, uczucia, stany ducha. Tak jak wspinaczka buduje taternika, alpinistę, tak i osiągnięcie szczytu, również tego wewnątrz każdego wędrowca, pozwala rozpoznawać potencjał, oddalać cierpienie, cieszyć się szczęściem, dawać przykład…
I nie tylko to - odkrywając własne piękno zaskoczeni zauważamy, że najmniejszy okruch życia, drobny kwiatek znaleziony z dala od ścieżki, każde bohaterów i nasze „Ach”, każda łza wczorajszego deszczu na świerkowej szpilce, i to, że coś się wydarzyło akurat minutę przed północą, ma znaczenie... To nic, że czasem, na kartach książki, musimy czekać nawet pięćdziesiąt lat, by to znaczenie zrozumieć…
To książka na trudne czasy…
Przez kilkanaście lat nie miałem o niej żadnej wiadomości, aż któregoś dnia dostałem paczuszkę, a w środku twardo oprawiony pamiętnik, a w nim wspomnienia, fakty. W liście do mnie napisała: Czuję, że potrafisz przekazać, podarować światu, w postaci słów, coś ode mnie, w taki sposób, by trafiło to do innych serc i dusz. Ja ci posyłam energię, ty to przetłumacz na język zrozumiały dla wszystkich.” Miałem przemienić pamiętnik w opowieść i tak też zrobiłem. Powstało w ten sposób kilkaset historii.
Opublilkowałem kilka z nich na blogu z opowiadaniami, na mojej facebookowej stronie, w górskich grupach i tam spodobały się czytelnikom, którzy sugerowali wydanie tego materiału w formie książkowej. Z taką propozycją wystąpiły również w prywatnej korespondencji dwa wydawnictwa. I jest…
Całość zawarta jest w książce „Księga górskich sekretów. Pamiętnik samotnego wędrowca.” Wydana nakładem Wydanictwa STAPIS, w cyklu: Literatura górska na świecie. Oto link do księgarni internetowej, a tam opis wraz z opiniami https://www.stapis.com.pl/?product=ksiega-gorskich-sekretow-piotr-kiewra
Gdy odchodzi
ktoś, kto pięknie opowiadał o Tatrach.
Wczoraj rano miałyśmy iść na Grzesia. Nie doszłyśmy,
bo… moja koleżanka rozpłakała się. Była w stanie cokolwiek powiedzieć dopiero
po jakimś kwadransie, jak już cała ścieżka spłynęła jej łzami. Powiedziała
wtedy: „Już doszłam tam, gdzie miałam dojść.”
Popatrzyłyśmy na obiekt jej westchnień, obok ścieżki,
niedaleko od schroniska w Dolinie Chochołowskiej. Siadłyśmy na łączce przy
przepięknym szałasie i opowiedziała mi swoją historię:
„Kiedyś, zanim
skończyłam studia, zanim rozpoczęłam swoją pracę nauczycielki, ktoś, mój
pierwszy chłopak, pięknie opowiadał mi o górach, o Tatrach, o swoim tam
wędrowaniu. Ta magia, która płynęła z jego duszy udzieliła się mi. Zapragnęłam
jej doświadczyć. Zaczęliśmy planować naszą
wspólną, pierwszą wyprawę i kilka dni przed wyjazdem… zginął w wypadku. Nie
mogłam się otrząsnąć z tego przez długi czas.
Wtedy postanowiłam, że i tak tam pojadę, i odwiedzę go… Grzesia. Tak
miał na imię mój chłopak. Tak sobie wymyśliłam, że go odwiedzę, Grzesia –
szczyt w Tatrach. On na pewno, jego duch tam, gdzieś wędruje…
Kilka lat coś zawsze stało na przeszkodzie, ale Grześ
czekał i czekał.
I spotkałam ciebie. Nikt nie opowiada o górach tak jak ty. Przypomniałaś
mi mojego Grzesia. Poprosiłam ciebie, byś mnie tam zaprowadziła, znalazłam w
tobie, część jego duszy. Chyba, wy wszyscy wędrowcy macie coś wspólnego. Jest w
was ten sam duch. Więc wybrałam ciebie za przewodnika, moją mistrzynię, która
mi pomoże się oczyścić ze wspomnień, która mnie obudzi ze snu, w który zapadłam
po śmierci mojego chłopaka.
No i przyjechałam tu. Rozedrgana cała wstąpiłam w ten zaczarowany świat
gór i dolin, w mój magiczny świat znany z opowieści Grzesia. Tu dział się
realnie. Jego opowieść, jego słowa, jego opisy materializowały się. Lecz tu,
gdy ujrzałam ten szałas… I nagle, gdy doszłyśmy tu, Grześ do mnie wrócił.
Naprawdę poczułam, że znalazł się przy mnie. Otóż, Grzegorz podarował mi kiedyś
fotkę, jedyną fotkę, jaka mi po nim została. Na niej był on, uśmiechnięty,
szczęśliwy, prawdziwy on, a za nim był ten szałas. Dlatego, gdy tu dotarłyśmy,
naprawdę go zobaczyłam, jak tu stoi i uśmiecha się do mnie. Emocje tak mnie
osłabiły, że nie mogłam już postawić kroku. Możemy tu przyjść jutro? Dokończymy
naszą wycieczkę.”
Kontemplowałyśmy ciszę, to święte dla niej miejsce, wpatrywałyśmy się w
Grzesia do wieczora.
Dzisiejszego ranka ponownie ruszyłyśmy, by spełnić
marzenie koleżanki. Na szczycie, obok szlakowskazu, zostawiła małą wiązankę
łąkowych, zwykłych kwiatów, zebranych, gdzieś wśród stadka pasących się owiec.
Gdy na nią spojrzałam, widziałam, że to nie są zwykłe kwiaty. Te były magiczne,
jak całe Tatry, jak ludzkie wspomnienia, jak dziewczęca pamięć. Posiedziałyśmy
tam z godzinkę. Wiem, od tej chwili, zaczęła się jej własna górska opowieść.
Wkroczyła w ten magiczny świat prosto z marzeń i wspomnień, w rzeczywistość.
Poszłyśmy dalej Długim Upłazem w stronę Wołowca, w
stronę przygody, w stronę prawdziwego życia.