Łatwo jest być chorym, bo twojej chorobie
sprzyjają lekarze*, twoi bliscy, twoje przekonania, twój styl życia, to, co
zjadasz i twój strach. Przede wszystkim strach.
Jeśli lękasz się choroby, to już ją projektujesz.
Lęk przed chorobą jest jej projektem. Właśnie tak potężny jest nasz umysł.
Owszem on potrafi kreować też pozytywy, lecz do tego potrzebna jest pozytywna
myśl, radość, miłość i brak lęku.
100 % chorób ma swoje pochodzenie – źródło, w
umyśle.
Dlatego bycie zdrowym jest trudne, bo potrzeba
pozytywnego nastawienia, bycia pozytywnym, bycia wobec życia na TAK, a o to
trudno, bardzo trudno.
Jest tak z kilku powodów.
Po pierwsze: zdrowie jest stanem bycia, co
oznacza porozumienie – równowagę ciała, umysłu i czegoś subtelnego, duchowego,
subiektywnego (najczęściej nazywanego duszą).
Po drugie: zdrowie jest stanem, którego (z
powyższych względów) nie można zdefiniować. Nie można więc, do niego dążyć i
nie można niczego z nim zrobić. Ono nie poddaje się działaniu, nie ma do niego
drogi – przychodzi samo, gdy spełnione są określone warunki (dla każdego
człowieka inne, bo człowiek to indywidualność, nie ma dwóch takich samych
ludzi, nie tylko fizycznie, ale i mentalnie, i duchowo).
Po trzecie: nie można go pragnąć (również z
powyższych względów), bo każde pragnienie jest wynikiem lęku (a lęk prowokuje
choroby. Pragnąc zdrowia przyznajemy tym samym, iż go nie mamy, i że jest w nas
lęk), a jak mówią mistycy – naturą pragnienia jest niespełnienie. Czyli pragnąc
zdrowia otrzymujesz odwrotny skutek – chorobę.
Ponieważ jednak zdrowie jest naszą naturą, naszym
programem, a podejmując jakiekolwiek starania, ten program – mechanizm, psujemy,
łatwiej o nie eliminując to, co sprzyja chorobie, eliminując przyczyny chorób.
Łatwiej o zdrowie żyjąc jak najbliżej natury, w zgodzie z naturą, w tym też w
zgodzie z naturą naszego ciała.
Lecz to jest trudne dla przeciętnego człowieka,
ale i dla współczesnej medycyny nastawionej na stosowanie leków chemicznych, na
leczenie objawów, a nie na usuwanie przyczyn. Trudne, ponieważ człowiek
oderwany od swojej duchowej istoty, wychowany w pogardzie dla ciała, w braku
poszanowania jego, jako świątyni, nie rozumie siebie, nie rozumie swego ciała,
jego potrzeb, jego języka, jego madrości. To powoduje, iż bardziej mu
przeszkadzamy, niż jesteśmy w stanie pomóc działaniami. A najbardziej
przeszkadza ciału traktowanie umysłu jako władcy absolutnego poprzez którego
staramy się wpływać na ciało, decydując np. zamiast instynktu, o tym co mamy
jeść. Przeszkadza ciału zbyt duża wiedza gromadzona w umyśle, której człowiek
częściej używa przeciw ciału niż w sposób zdrowiu służący. Tą częścią umysłu są
nasze przekonania, a te trudno zmienić, bo trudno zrozumieć, że ciało samo
potrafi zadbać o zdrowie, jeśli się uszanuje jego autonomię, jego mechanizmy
samoregulujące, samouzdrawiające, jego naturę i fakt, iż jest ono pochodną
natury, a natura jest źródłem jego zdrowia.
Łatwiej jest chorować, bo choroba będąca
zakłóceniem równowagi, manifestacją braku zaufania do ciała, do programu
służącemu zdrowiu, do natury, objawia się w ciele w konkretnej materialnej
postaci, czego nie można powiedzieć o zdrowiu – ono nie ma żadnej materialnej
postaci, żadnych objawów (można jedynie stwierdzić brak objawów chorobowych, co
nie oznacza jeszcze zdrowia).
O chorobę łatwiej, bo nią można się zająć, można
wykonać wokół niej, jak i siebie, wiele działań. I co chyba najbardziej
istotne, dzięki chorobie można wiele osiągnąć, można odnieść wymierne korzyści.
Oczywiście są to pozorne korzyści, iluzje, ale takimi właśnie iluzjami żyje
współczesny człowiek, nie tylko współczesny. Od zarania dziejów człowiek żyjący
w społeczeństwie karmił się iluzjami, karmił nimi swój umysł, swoje ego.
Bycie na NIE, oczekiwania wobec siebie i innych,
pragnienia, wspomnienia, zmartwienia, poczucie osamotnienia i lęk, to stan
umysłu, a ciało jest tylko jego odzwierciedleniem, jest jak papuga, która to
wszystko powtarza i przetwarza na język materii.
Dlatego bycie chorym jest łatwe. Jest łatwe, bo
to, co powyżej wymienione jest bardzo powszechne.
90% ludzi pragnie chorób. Oczywiście nie pragnie ich
w sposób świadomy.
Przyciągamy je podświadomie do siebie, bo dają nam profity:
współczucie, zainteresowanie otoczenia, tematy do rozmów i okazję do wyrażenia
potrzeby opieki, pomocy, bycia blisko innych ludzi, choćby innych chorych i
bliskich. Będąc chorym można się wymigać od pracy, od aktywności, od
kreatywności, od pełni życia. Będąc chorym łatwiej o przyjaźń z lenistwem, ale
i milionami myśli o złu świata i innych ludzi.
Jest i też, oczywiście,
odwrotnie: będąc w przyjaźni z negatywną myślą o sobie, o świecie, o innych
ludziach, lenistwem, nudą, jesteś – siłą rzeczy – w przyjaźni z chorobą.
Będąc chorym łatwiej o kontakt z innym
człowiekiem, łatwiej o przyjaźń, łatwiej o bycie w tłumie ludzi.
Człowiek zdrowy nie wzbudza takiego
zainteresowania jak chory. Jest nawet na odwrót, człowiek zdrowy, tryskający
zdrowiem, wzbudza nienawiść, a przynajmniej obojętność. Jest obcy, bo jest
inny. Wydaje się być egoistycznym, a jest to tylko pozór, bo właśnie choroby
idą w parze z ego. Im większe ego, tym łatwiej o chorobę, bo poprzez ego
skupiasz się na sobie, na tym, jak przyciągnąć do siebie owo zainteresowanie i
współczucie, przyjaźń i miłość innych. Bojąc się tego, iż nie mamy czego
ofiarować, pragniemy przyciągnąć uwagę innych i wybieramy łatwiejszą drogę – ścieżkę
choroby.
Dzieje się to podświadomie, a sprzyja temu właściwość naszego umysłu:
strach. Przede wszystkim boimy się samotności. Bojąc się jej jesteśmy w stanie
zrobić wszystko, by nie być samotnym. W tym wszystkim mieści się też i choroba,
przede wszystkim choroba.
Człowiek zdrowy ma w sobie więcej miłości do
siebie, do swojego ciała, traktuje ciało jak świątynię, więc ono mu odpłaca,
tym, co ma najlepszego: energią, dobrą, zdrową energią. I odwrotność też jest
prawdą: człowiekowi, który potrafi być samotnym, rozumie to, że samotność jest
naszą naturą, łatwiej o zdrowie, bo łatwiej mu ofiarować innym miłość, niż jej
oczekiwać od innych.
Człowiek chory, człowiek przekonany o trudach
swego losu, człowiek, który odpowiedzialność za swoje zdrowie widzi w innych,
widzi na zewnątrz, w medycynie, w środowisku, w świecie, siłach wyższych, nie
ma energii. Jego ciało czuje się odrzucone, mądrość ciała jest niezauważana,
jego instynkty nie są wysłuchiwane, jego zdolność samouzdrawiania odrzucona.
Wtedy tej energii brakuje. Nie ma witalności – nie ma zdrowia. Bo zdrowie to
witalność, to natura.
Ciało pochodzi z natury, więc tylko natura i
rządzące nią prawa prowadzą w stronę zdrowia. Można powiedzieć, iż zdrowie to
stan natury w ciele i umyśle. Jeśli nie ufamy naturze, ciału, sobie, siłom
witalnym, ono odpływa. Nie można sterować ciałem przy pomocy wiedzy, strachu,
innych ludzi i chorych przekonań, bo wiedza – przynajmniej na stan obecny, to
jeden wielki stek bzdur, ponieważ każde ciało jest inne, każdy człowiek jest
inny. Każde ma inne potrzeby i potrafi je okazywać i zaspokajać, tylko nie
wolno mu w tym przeszkadzać i go truć, chemią i negatywem, lękiem.
To jest jedyny warunek. Jest nim ufność. Jeśli ufności
nie ma, jest choroba. Dlatego tak o nią łatwo. Dlatego tak trudno o zdrowie.
Zdrowie idzie w parze z ufnością, miłością. Choroba idzie w parze z lękiem, z
wiarą w pozorną wartość wiedzy, z bycia w niezgodzie z naturą. Taka wiara jest
nieufnością wobec natury.
Zdrowie jest stanem naturalnym. Choroba
jest naszą projekcją.
By mieć zdrowie nic nie trzeba robić ponad to, co
naturalne. By być chorym jest wiele do zrobienia z tych rzeczy, które
naturalnymi nie są. A jednak o chorobę łatwiej, ze względu na właściwości
naszego umysłu. Tylko on jest za to odpowiedzialny, więc jeśli go w nadmiarze
słuchasz, masz problem.
Dlatego, jeśli lubisz chorować poszukuj wiedzy,
nie szanuj natury i świątyni swego ciała.
Natomiast, jeśli wolisz być zdrowym, zaufaj
naturze, intuicji, instynktowi, swemu ciału. Kochaj je i wszystko inne. I nie
myśl o zdrowiu. Ono samo przyjdzie.
*O tym jak lekarze sprzyjają chorobie, w jednym
z następnych tekstów.
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twoje komentarze są moderowane.