Kto
lub co kreuje twoje problemy?
Ty.
Ty
jesteś za nie odpowiedzialny, bo ty je
stworzyłeś.
Stworzyłeś je dla zysku, masz z nich korzyści. Możesz się z
tym nie zgodzić, ale to jest najczystsza prawda.
Zmartwienia,
problemy, nieszczęścia zapewniają ci profity, więc je świadomie, lub częściej podświadomie
przyciągasz, tworzysz je. Gdy je ktoś lub coś (instytucja) pomoże ci je rozwiązać,
tworzysz następne, bo nie możesz bez nich żyć. One dodają ci energii, dają wrażenie,
że jesteś kochany, że jesteś ważny, że jesteś w centrum uwagi. Kreując je wzbudzasz
zainteresowanie otoczenia, rodziny, wybranych osób.
Robisz
to by przyciągnąć uwagę. Gdy ktoś poświęca ci uwagę podaje ci energię. Wystarczy
czułe spojrzenie, słowo, opieka, zainteresowanie by poczuć się lepiej. Dlatego
starasz się wzbudzać zainteresowanie opowiadając o swoich problemach, zmartwieniach,
okazując swoje nieszczęście, smutek, chorobę. Tak zostałeś wychowany, nauczony już
od dziecka. Interesowano się tobą w przeszłości tylko wtedy gdy chorowałeś,
spotkał cię ból, cierpienie, nieszczęście, gdy pokazywałeś światu łzy.
To jakie i ile problemów tworzysz zależy od fazy twego rozwoju, od osiągniętej dojrzałości (dojrzałość to nie lata życia, ilość nagromadzonej wiedzy, lecz stan świadomości). Inne problemy miałeś jako dzieciak, nastolatek, rodzic, inne masz jako staruszek. Jako staruszek śmiejesz się z problemów, którymi się borykałeś w poprzednich etapach twojego życia, to dowód na to że ty je tworzysz, i że odpowiadają one twoim "potrzebom", czyli poziomowi twojego rozwoju. Gdy się starzejesz starzeją się twoje problemy, gdy dziecinniejesz dziecinnieją i one, lecz gdy się rozwijasz, dojrzewasz, masz więcej świadomości, problemy maleją lub znikają.
TY TWORZYSZ SWOJE PROBLEMY!!!
Niestety obserwujemy to zjawisko bardzo często. Oczywiście, gdy ktoś ci o tym wprost mówi, nie wierzysz, nie zgadzasz się, lecz prawda jest właśnie taka.
Większość ludzi
podświadomie wybiera nieszczęście jako sposób na to by ich pokochano. Niestety
nieszczęśliwych ludzi trudno pokochać, bo nie kochają siebie sami.
Wygląda
więc na to, że to wszystko robisz na próżno. Nie tędy droga. Nie doczekasz się
miłości, to tylko litość, tanie współczucie, płytkie zainteresowanie. Nie ma w
tym miłości, współodczuwania, empatii, bo prawdę powiedziawszy postępując w ten
sposób nie zasługujesz na prawdziwą miłość.
Nie
zasługujesz w swoich oczach, bo gdy siebie nie darzysz szacunkiem, trudno by
robili to inni, by cię kochali za aktorską – dobrze skrywaną grę.
Zmień
swój wizerunek osoby nieszczęśliwej, biednej, niekochanej, godnej litości i
współczucia – pokochaj siebie. Wtedy nie będziesz musiał grać by wzbudzać
zainteresowanie, nie będziesz musiał opowiadać o swoich nieszczęściach, zmartwieniach
problemach by cię pokochano. Wtedy też znacznie lepiej poczujesz się sam ze
sobą.
Gdy się wreszcie kiedyś zgodzisz z prawdą o twoich problemach, dopiero wtedy zyskasz szansę na zmianę, na zmniejszenie, lub wyeliminowanie problemów ze swego życia. Rozwijaj się zatem, dojrzewaj, zyskuj więcej świadomości.
Gdy się wreszcie kiedyś zgodzisz z prawdą o twoich problemach, dopiero wtedy zyskasz szansę na zmianę, na zmniejszenie, lub wyeliminowanie problemów ze swego życia. Rozwijaj się zatem, dojrzewaj, zyskuj więcej świadomości.
Radość,
wolność, dzielenie się energią miłości przynosi prawdziwe i nieudawane, nie
kradzione profity, przynosi miłość. Nie inaczej.
Postawiłem odważną tezę i
by ją poprzeć jakimś mocnym dowodem załączam film o człowieku, który ma
wszelkie dane, by być człowiekiem nieszczęśliwym, niekochanym, o człowieku,
który ma wiele powodów, by narzekać, martwić się, opowiadać o swoich problemach,
zabiegać o współczucie, a robi coś zupełnie odwrotnego, daje ludziom nadzieję,
dzieli się pozytywną energią, opowiada o tym czym się cieszy, a nie o tym co go
smuci.
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twoje komentarze są moderowane.