sobota, 15 marca 2014

Zdrowie to świadomość, a nie wiedza

Usiadłem na skraju dużej, leśnej polany. Słońce przygrzewało, wokół cieszyły zielenią trawy, pachniały delikatnie drobne, leśne i łąkowe kwiaty. Za mną szumiały sosny. Nad łąką i gdzieś w lesie śpiewały ptaki.
Po drugiej stronie polany, gdzieś z lasu wyszły sarny. Podjadały sobie trawkę, strzygły uszami, rozglądały się czujnie, wyglądały na tak spokojne, na tak zadowolone, najedzone, że gdybym miał to zmierzyć ludzką miarą powiedziałbym, że są szczęśliwe. 
 
Tak kwitło w nich zdrowie, że sprowokowało mnie to do zastanowienia się nad tym tematem. Oto moja historia, moje przemyślenia i odkrycia, które stały się moim udziałem dzięki sarnie z lesu.    

Gdy byłem małym chłopcem musiałem – niestety - zaufać rodzicom i dziadkom, a oni – niestety – ufali lekarzom. Więc faszerowano mnie kilogramami leków, przeszedłem operacje a i tak nie było we mnie zdrowia, bo ciągle leżałem chory w łóżku, lub przesiadywałem w domu, za oknem, podziwiając świat i bawiące się dzieci zza szyby.

Gdy w podstawówce odkryłem sport pomyślałem o tym jako o szansie na moje zdrowie. Zacząłem intensywnie ćwiczyć, sportowo się odżywiać. Powoli zacząłem się też wyłamywać spod maminej i babcinej kiecy, a właściwie spod ich dyscypliny dotyczącej jedzenia i robienia „tego co zdrowe”.  „Jedz mięso, bo mięso daje siłę!” – tak przekonywano mnie, mało tego – zmuszano do jedzenia czegoś co nie chciało mi przejść przez przełyk. „Nie chodź bez czapki! Ubierz szalik! Zapnij kurtkę! Nie biegaj tyle bo się spocisz i się przeziębisz!” Takich i tysiące innych przestróg, rad, pouczeń, nakazów słyszałem każdego dnia. 

Im więcej ich słyszałem tym bardziej się z nich śmiałem, tym bardziej stawałem się odważny, aż któregoś razu wszedłem (z lekką gorączką i początkiem grypy – prawdopodobnie) do zimnej wody. Parę sekund – liczyłem do dziesięciu – w grudniowym jeziorze. Był to mój przełomowy eksperyment. Gdy wieczorem ze sto razy kichnąłem, poczułem się lepiej, gorączka zniknęła, pomyślałem, że nasze zdrowie, nasze ciało lubi takie eksperymenty, lubi wyzwania, zrozumiałem też iż zdrowie, naszą odporność można trenować.

Najdłużej wytrwały we mnie poglądy na temat odżywiania, już nie rodzicielskie, bo te odrzuciłem wcześnie, ale naukowe, pochodzące z książek i czasopism. Przyszedł czas, że i tu zacząłem eksperymentować i ten naukowy świat się zawalił. Okazało się że nie muszę się kierować żadną wiedzą, że właściwie ją posiadam. 

Odkryłem instynkt. Odkryłem mądrość ciała, odkryłem różne programy, które tworzą nasza naturę. 

Nasze ciała są częścią natury, więc rządzą nimi te same prawa, które rządzą przyrodą, które powodują, że sarna na którą patrzę nie musi czytać książek. Ma je wszystkie w nosie. Gdyby tu leżały na polanie pewnie by je zjadła - gdyby nie śmierdziały farbą drukarską i nie były nasączone chemią. Ona wie co ma jeść, nic nie znaczą dla niej tytuły profesorskie, autorytety sławne na cały świat, odwraca się do nich wdzięcznie zawsze swoim białym tyłkiem.

Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że i ja tak powinienem zrobić i tak zrobiłem.

Dzisiaj wiem, że zdrowie to nie wiedza. Im masz więcej wiedzy, tym więcej w tobie zamieszania, tym większy pęd do leków, do pigułki, bo tak naprawdę nadal nie wiesz czego ci potrzeba. Gdyby tak było, że zdrowie  to wiedza, to ludzie z największą wiedzą, np. lekarze, byliby najzdrowsi, a tak nie jest. Z kolei ludzie o ubogiej lub żadnej wiedzy byliby zbiorowiskiem chorób, samą degeneracją, a tak również nie jest. Świadczy o tym również przykład dzikich zwierząt. Życie w ich środowisku uczy ich postępowania, jednak najwięcej – najbardziej kieruje nimi instynkt. 

Tak samo jest z człowiekiem. Cała „wiedza” na temat tego jak żyć jest w nas obecna. Co jeść, czego nie jeść? Tego nie trzeba zgłębiać, to jest wprogramowane w ludzką naturę. Nasze organizmy mają naturalne - otrzymane od natury mechanizmy służące temu by trwać w zdrowiu. Mają rozwiązania na bieżące potrzeby, sposoby by likwidować zagrożenia lub ich skutki, a gdy te zagrożenia wywołają jakiś negatywny skutek, spowodują choroby, ciało i umysł posiadają mechanizmy pozwalające odbudowywać zdrowie, samouzdrawiać się.

Problemem – typowym ludzkim problemem jest nie to, iż te mechanizmy są słabe, niewystarczające, nie, to nie to. Problemem jest brak zaufania do nich i do siebie. 

Ktoś kto nie kocha siebie nie jest w stanie uwierzyć, zaufać naturze, nie jest w stanie zaufać sobie, swojej naturze, nie jest się w stanie zmotywować do działania. 

Jeżeli nie wierzymy sobie to jak możemy uwierzyć, iż nasze ciało potrafi nam dawać sygnały sugerujące zmiany w stylu życia, w postępowaniu? Jak możemy uwierzyć w to iż mamy potężne siły samouzdrawiające do dyspozycji, skoro nie wierzymy w siebie? 

Trzeba się tylko poddać i poczekać aż one zadziałają, a nie pakować w siebie coś co nam szkodzi i eliminuje te mechanizmy, bądź je osłabia. Na coś takiego brakuje wiary, brakuje cierpliwości, brakuje wytrwałości, brakuje miłości do siebie.

Wiem, że nie uwierzysz w to co piszę, wiem dlaczego nie uwierzysz: bo masz za dużo wiedzy. To po pierwsze, a po drugie mówisz: „ja to wiem”, a to są najbardziej niebezpieczne słowa dla natury, która cię otacza oraz dla twojej natury.

Sarny, które oglądałem na polanie nie sprawiały wrażenia takich, które cokolwiek wiedzą, a jednak postępowały jakby wiedziały wszystko i taka jest różnica między nimi, a ludźmi. Są po prostu mądrzejsze, bo ich mądrość to zaufanie do natury, do porządku jakim się rządzi życie. A skoro natura przetrwała miliony lat bez wiedzy pochodzącej od człowieka, to i człowiek potrafi się bez niej obejść. Potrzebne jest mu jedynie zaufanie oraz miłość.
Tutaj mój internetowy wykład na ten temat:



Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.