Usiadłem na skraju dużej, leśnej polany. Słońce
przygrzewało, wokół cieszyły zielenią trawy, pachniały delikatnie drobne, leśne
i łąkowe kwiaty. Za mną szumiały sosny. Nad łąką i gdzieś w lesie śpiewały
ptaki.
Po drugiej stronie polany, gdzieś z lasu wyszły sarny.
Podjadały sobie trawkę, strzygły uszami, rozglądały się czujnie, wyglądały na
tak spokojne, na tak zadowolone, najedzone, że gdybym miał to zmierzyć ludzką
miarą powiedziałbym, że są szczęśliwe.
Tak kwitło w nich zdrowie, że sprowokowało mnie to do zastanowienia
się nad tym tematem. Oto moja historia, moje przemyślenia i odkrycia, które
stały się moim udziałem dzięki sarnie z lesu.
Gdy byłem małym chłopcem musiałem – niestety - zaufać
rodzicom i dziadkom, a oni – niestety – ufali lekarzom. Więc faszerowano mnie
kilogramami leków, przeszedłem operacje a i tak nie było we mnie zdrowia, bo
ciągle leżałem chory w łóżku, lub przesiadywałem w domu, za oknem, podziwiając
świat i bawiące się dzieci zza szyby.
Gdy w podstawówce odkryłem sport pomyślałem o tym jako o
szansie na moje zdrowie. Zacząłem intensywnie ćwiczyć, sportowo się odżywiać.
Powoli zacząłem się też wyłamywać spod maminej i babcinej kiecy, a właściwie
spod ich dyscypliny dotyczącej jedzenia i robienia „tego co zdrowe”. „Jedz mięso, bo mięso daje siłę!” – tak
przekonywano mnie, mało tego – zmuszano do jedzenia czegoś co nie chciało mi
przejść przez przełyk. „Nie chodź bez czapki! Ubierz szalik! Zapnij kurtkę! Nie
biegaj tyle bo się spocisz i się przeziębisz!” Takich i tysiące innych
przestróg, rad, pouczeń, nakazów słyszałem każdego dnia.
Im więcej ich
słyszałem tym bardziej się z nich śmiałem, tym bardziej stawałem się odważny,
aż któregoś razu wszedłem (z lekką gorączką i początkiem grypy –
prawdopodobnie) do zimnej wody. Parę sekund – liczyłem do dziesięciu – w
grudniowym jeziorze. Był to mój przełomowy eksperyment. Gdy wieczorem ze sto
razy kichnąłem, poczułem się lepiej, gorączka zniknęła, pomyślałem, że nasze
zdrowie, nasze ciało lubi takie eksperymenty, lubi wyzwania, zrozumiałem też iż
zdrowie, naszą odporność można trenować.
Najdłużej wytrwały we mnie poglądy na temat odżywiania, już
nie rodzicielskie, bo te odrzuciłem wcześnie, ale naukowe, pochodzące z książek
i czasopism. Przyszedł czas, że i tu zacząłem eksperymentować i ten naukowy
świat się zawalił. Okazało się że nie muszę się kierować żadną wiedzą, że
właściwie ją posiadam.
Odkryłem instynkt. Odkryłem mądrość ciała, odkryłem
różne programy, które tworzą nasza naturę.
Nasze ciała są częścią natury, więc
rządzą nimi te same prawa, które rządzą przyrodą, które powodują, że sarna na
którą patrzę nie musi czytać książek. Ma je wszystkie w nosie. Gdyby tu leżały
na polanie pewnie by je zjadła - gdyby nie śmierdziały farbą drukarską i nie były
nasączone chemią. Ona wie co ma jeść, nic nie znaczą dla niej tytuły
profesorskie, autorytety sławne na cały świat, odwraca się do nich wdzięcznie
zawsze swoim białym tyłkiem.
Pewnego dnia uświadomiłem sobie, że i ja tak powinienem
zrobić i tak zrobiłem.
Dzisiaj wiem, że zdrowie to nie wiedza. Im masz więcej wiedzy,
tym więcej w tobie zamieszania, tym większy pęd do leków, do pigułki, bo tak
naprawdę nadal nie wiesz czego ci potrzeba. Gdyby tak było, że zdrowie to wiedza, to ludzie z największą wiedzą, np.
lekarze, byliby najzdrowsi, a tak nie jest. Z kolei ludzie o ubogiej lub żadnej
wiedzy byliby zbiorowiskiem chorób, samą degeneracją, a tak również nie jest.
Świadczy o tym również przykład dzikich zwierząt. Życie w ich środowisku uczy
ich postępowania, jednak najwięcej – najbardziej kieruje nimi instynkt.
Tak
samo jest z człowiekiem. Cała „wiedza” na temat tego jak żyć jest w nas obecna.
Co jeść, czego nie jeść? Tego nie trzeba zgłębiać, to jest wprogramowane w
ludzką naturę. Nasze organizmy mają naturalne - otrzymane od natury mechanizmy
służące temu by trwać w zdrowiu. Mają rozwiązania na bieżące potrzeby, sposoby
by likwidować zagrożenia lub ich skutki, a gdy te zagrożenia wywołają jakiś
negatywny skutek, spowodują choroby, ciało i umysł posiadają mechanizmy
pozwalające odbudowywać zdrowie, samouzdrawiać się.
Problemem – typowym ludzkim problemem jest nie to, iż te
mechanizmy są słabe, niewystarczające, nie, to nie to. Problemem jest brak
zaufania do nich i do siebie.
Ktoś kto nie kocha siebie nie jest w stanie
uwierzyć, zaufać naturze, nie jest w stanie zaufać sobie, swojej naturze, nie
jest się w stanie zmotywować do działania.
Jeżeli nie wierzymy sobie to jak
możemy uwierzyć, iż nasze ciało potrafi nam dawać sygnały sugerujące zmiany w
stylu życia, w postępowaniu? Jak możemy uwierzyć w to iż mamy potężne siły
samouzdrawiające do dyspozycji, skoro nie wierzymy w siebie?
Trzeba się tylko
poddać i poczekać aż one zadziałają, a nie pakować w siebie coś co nam szkodzi
i eliminuje te mechanizmy, bądź je osłabia. Na coś takiego brakuje wiary,
brakuje cierpliwości, brakuje wytrwałości, brakuje miłości do siebie.
Wiem, że nie uwierzysz w to co piszę, wiem dlaczego nie
uwierzysz: bo masz za dużo wiedzy. To po pierwsze, a po drugie mówisz: „ja to
wiem”, a to są najbardziej niebezpieczne słowa dla natury, która cię otacza
oraz dla twojej natury.
Sarny, które oglądałem na polanie nie sprawiały wrażenia
takich, które cokolwiek wiedzą, a jednak postępowały jakby wiedziały wszystko i
taka jest różnica między nimi, a ludźmi. Są po prostu mądrzejsze, bo ich
mądrość to zaufanie do natury, do porządku jakim się rządzi życie. A skoro
natura przetrwała miliony lat bez wiedzy pochodzącej od człowieka, to i
człowiek potrafi się bez niej obejść. Potrzebne jest mu jedynie zaufanie oraz
miłość.
Tutaj mój internetowy wykład na ten temat:
Piotr Kiewra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twoje komentarze są moderowane.