środa, 26 lutego 2014

Niewolnicy smaku

Od kiedy człowiek ujarzmił ogień zaczął wykorzystywać go też w celach kulinarnych.
Korzyść  z tego była ewidentna: zaczęły ludziom smakować rzeczy, których do tej pory nie jedli, a szczególnie wtedy, gdy zaczęto te potrawy przyrządzać do smaku. W ten sposób wykształciła się również sztuka kulinarna, no i oczywiście powstała nowa profesja – zawód kucharza.
Ale mało kto zauważa, że wraz z ujarzmieniem ognia i wykorzystywaniem go do gotowania, smażenia, grillowania zaczął zanikać naturalny instynkt – intuicja, która podpowiadała co jeść i ile jeść. Do tego momentu naszym gustem kulinarnym rządziły potrzeby naszego organizmu uzewnętrzniane ochotą na zjedzenie rzeczy w których zawarte są składniki potrzebne dla komórek naszego ciała. Do dzisiaj obserwujemy to u dzikich zwierząt. Potrafią one pokonywać tysiące kilometrów, by zjadać to co jest im potrzebne. I nie jest tak jak mówi większość obserwatorów przyrody, że decydowała o tym podaż pokarmów, w dużej części decydują tu potrzeby organizmu. Obserwujemy to zjawisko wówczas, gdy dostępne są różne przysmaki, ale jednak zwierzęta wybierają nie to czego jest najwięcej, ale to co akurat w danym momencie podpowiada im intuicja. W wyborze produktów decyduje oczywiście smak, bo w ten sposób manifestują się potrzeby.
Natomiast w tzw. cywilizacji zaczął rządzić innego rodzaju smak. Naturalne  poczucie smaku zafałszowano wraz z tym jak zmieszano różne produkty, poprzez  gotowanie, smażenie, grillowanie, oraz poprzez dodawanie soli i przypraw. Znacznie później „wynaleziono” cukier, no i oczywiście polepszacze smaku. To przesądziło o kompletnym zrujnowaniu intuicji. Dzisiaj ludzie  nie kierują się smakiem naturalnych produktów, to nie ten rodzaj smaku decyduje o tym co jemy i ile jemy. Dzisiaj rządzi nami sztuka kulinarna, gdzie naturalny smak potraw został zastąpiony czymś sztucznym, wymyślonym, przyrządzonym, sfałszowanym. Staliśmy się niewolnikami „smaku” – wytworu człowieka.
Konsekwencją tego jest zachwianie równowagi w organizmach, notoryczne braki potrzebnych składników, nadmiar białek, tłuszczów, węglowodanów, brak witamin, składników mineralnych, pierwiastków śladowych. Konsekwencją jest zachwianie bilansu kalorii, bo o ich liczbie decyduje nasze łaknienie zaspokojenia gustów kulinarnych, uzależnienie od niektórych smaków: słodkiego, pikantnego, słonego, a nie instynkt, który podpowiadał: „dość”.
Dzisiejsze choroby, których przyczyną jest nieprawidłowe odżywianie, nadwaga i otyłość są efektem kierowania się smakiem potraw a nie potrzebami organizmu.
W jednym i drugim przypadku (smak) są to podświadome odruchy. Kiedyś człowiek nie zastanawiał się co jeść, nie był to jego zupełnie świadomy wybór. Intuicja w dużej części była czymś co było poza kontrolą człowieka. Wraz z jej utraceniem zaczęliśmy bardziej liczyć na świadome wybory. W dużej części ta świadomość jest kształtowana przez naukowców i dietetyków, którzy jednak nie potrafią zastąpić intuicji, mylą się bardzo często, zbyt często. To za sprawą świadomych wyborów, liczenia kalorii, zamieszania z tysiącami różnych diet zatraciliśmy się. Powoduje to stresy, depresje, gorsze samopoczucie i wiele innych negatywnych rzeczy.
Dzisiaj, mimo wielu naukowych informacji, pracy wielkich sztabów dietetyków, tysięcy różnych porad w różnych źródłach nie potrafimy ustalić bilansu potrzeb organizmu, stąd nadwaga, otyłość, choroby.
Okazuje się, że nauka wymyślona przez człowieka – dietetyka – nigdy nie dorówna żywieniowej intuicji, mądrości, inteligencji naszych komórek i całego organizmu.
Dzisiaj termin odchudzanie stał się dla dużej części świata wręcz obsesją. Z tym, że – z założenia – to co pod tym terminem rozumiemy nigdy nie będzie skuteczne. Dlaczego? Ponieważ jest destrukcją, niszczeniem, błądzeniem po omacku, zaprzeczaniem prawom natury, próbą zastąpienia naturalnej harmonii w organizmie, nauką opartą na próbach i błędach, założeniem, że wszyscy mamy jednakowe organizmy i jednakowe potrzeby. Jest przyczyną frustracji, rujnowania zdrowia i psychiki, i zawsze jest skazane na niepowodzenie, bo nawet jeżeli waga spadnie to kosztem zmian zdrowotnych i psychicznych, stresów, depresji, i wielu innych, na wymienianie których nie pora akurat teraz.
Zwolennicy podniebiennych rozkoszy wytoczą na pewno mocne działa, że przecież w życiu liczy się też przyjemność. I owszem też tak uważam, przyjemność jest tym  do czego powinniśmy dążyć.
I właśnie dlatego powinniśmy jeść to co jest potrzebne dla naszych organizmów. Dlatego nie powinniśmy jeść tego co szkodzi, ponieważ życie ze zgagą nie jest przyjemne, ponieważ reflux jest nieprzyjemny, bolące stawy, kręgosłup, głowa i brzuch nie są przyjemne, cukrzyca, nadciśnienie, osłabienie wzroku, wypadające zęby, nie są przyjemne. Tak samo do przyjemnych nie należy częste chorowanie, wizyty u lekarzy, stres, złe samopoczucie. Do przyjemnych nie należy na pewno noszenie zbędnych dziesięciu lub trzydziestu kilogramów nadwagi, a już na pewno nie należy do nich systematyczne katowanie swego ciała i psychiki co rusz to nowymi dietami, głodówkami, wyrzeczeniami, które są konieczne przecież przy objadaniu się ulubionymi smakołykami. Również to, że mamy zadyszkę od chodzenia po domu lub w sklepie, to, że niczego nam się nie chce, to, że mamy notoryczny brak energii, też nie jest przyjemne. Zresztą samo wyliczanie tych rzeczy też nie jest przyjemne.
A okazuje się, że na te „przyjemności” sami się zaprogramowaliśmy, a skoro tak to można się „odprogramować”. Poniżej przykład takiego zabiegu w moim przypadku: Na co dzień nie jem słodyczy, bo nie lubię (nie lubię na co dzień, co innego od święta). A że nie lubię, to pewnie dlatego, że zaprogramowałem swój umysł na nielubienie, czyli … można to zrobić.
Czy jest zatem nadzieja na odmianę? Oczywiście zawsze jest wyjście. Wrócić, przynajmniej na tyle, na ile jest to możliwe do wskazań intuicji. Wprowadzenie kilku świadomych zmian, na początek, spowoduje odbudowę tego instrumentu harmonizowania organizmu i doprowadzi z czasem do większego wykorzystywania podświadomości, odruchów, w naszym podejściu do diety.
Jak to zrobić? W dużej części opisałem to w felietonie wcześniejszym:             http://piotrkiewra.pl/20-zasad/ i na pewno wrócę niebawem, w następnej serii poświęconej odchudzaniu (ale w bardziej rewolucyjnym podejściu do tego tematu) oraz w felietonach poświęconych leczeniu dietą.
Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.