środa, 26 lutego 2014

Mit białka

Z istot żyjących na tym świecie tylko człowiek przejmuje się składem pożywienia, które zjada. Zwierzęta kierują się instynktem, natomiast człowiek opiniami dietetyków, przekonaniami ukształtowanymi przez środowisko, naukowców, lekarzy oraz wielu doradców, którzy swoje rewelacje głoszą w czasopismach i poradnikach, ale rzadko są obiektywni, bo stoją za nimi pieniądze producentów żywności.
Pomagają w urabianiu przekonań babcie, wujkowie, grube sąsiadki, ale przede wszystkim reklamy oraz nasz własny smak.
Większość ludzi wybierając produkty do zjedzenia, nie kieruje się składem chemicznym pożywienia lecz smakiem. Nie przejmują się tym, czy jest tam odpowiednia ilość tłuszczów, cukrów i białek. Jedzą to co im smakuje. Oczywiście w większości wypadków ten smak jest sfałszowany przez przemysł spożywczy. Sfałszowany chemią, głównie glutaminianem sodu i cukrem. Z tego powodu jemy znacznie więcej i to dosłownie śmieci, co jest przyczyną cukrzycy, miażdżycy, osteoporozy, nadwagi, otyłości i wielu poważnych problemów zdrowotnych.
Już w szkole uczy się dzieci, że pożywienie składa się z węglowodanów, tłuszczów i białek.
I jest to prawda, bezdyskusyjna prawda.
Jednak to, że powinno być tam tyle to a tyle tych składników, prawdą już jest niekoniecznie.
Jest w tym co się proponuje w żywieniu wiele mitów. Jednym z nich jest mit białka.
Otóż naukowcy i dietetycy przekonują, iż powinniśmy spożywać w większości białko zwierzęce, ponieważ ma ono więcej aminokwasów, tzw. aminokwasów egzogennych. I w związku z tym za źródło pełnowartościowego białka uważa się mięso (również drób, ryby), nabiał, rzadko kiedy jaja (w tym przypadku przeszkadza kolejny z mitów, mit cholesterolu).
Białko roślinne uważa się za mniej wartościowe, a rośliny za zdecydowanie zbyt skąpe jego źródło.
Podczas gdy, jest to mit.
Mit ten sam sobie uzmysłowiłem pewnego dnia, a później potwierdziły to moje poszukiwania i okazało się, że do podobnych wniosków doszło zdecydowanie więcej osób.
Oto moja białkowa historia.
Gdzieś mniej więcej w wieku trzech lat przestałem jeść mięso, i to pod każdą postacią, czyli również z drobiu, z ryb.
Po prostu szkodziło mi. Źle się czułem po mięsie, mój organizm małego dziecka odrzucał mięso. Nawet zapach niektórych mięs powodował u mnie odruch wymiotny.
A więc jedno źródło białka mój organizm odrzucił intuicyjnie.
Głównym źródłem białka stał się więc nabiał: mleko, twaróg, żółty ser.
Gdy stałem się kilkunastoletnim młodzieńcem zacząłem trenować kulturystykę. A ponieważ robiłem to wg wskazówek zawartych w książkach i czasopismach poświęconych tej tematyce musiałem pójść za radą tam zawartą, by jeść sporo białka.
Wybór padł na nabiał.
Problem w tym, że mój organizm odrzucił i to źródło białka. Najpierw odczułem, że mleko mi szkodzi. Później (mimo, że mój organizm sygnalizował to już znacznie wcześniej), przekonałem się, że szkodzą mi również pozostałe produkty mleczne, a więc twarogi, żółte sery, jogurty, maślanki, zsiadłe mleko. Sygnałów w postaci dolegliwości trawiennych, ale i bólów piszczeli, stawów rąk nie kojarzyłem z mlekiem, jednak gdy je całkowicie wyeliminowałem dolegliwości minęły.
Z produktów zwierzęcych pozostały więc jaja.
Zastanawiałem się, owszem, gdzie szukać dodatkowego białka. Szukałem wiedzy, ale okazało się, że to co powszechnie chwalono nie potwierdzało swojego zbawczego wpływu albo nawet okazywało się być jakimś przekrętem, czymś szkodliwym. Mówię w tym przypadku o soi, jedynym – podobno  – źródle białka roślinnego bogatym we wszystkie aminokwasy. Ale okazało się, że mleczko sojowe pochodzi z modyfikowanej genetycznie soi, jest tak mocno przetworzone i ma tyle innych negatywnych cech, że postanowiłem z tego zrezygnować.
Problem białka pozostawał nierozwiązany, ale czas płynął.
I co się okazało? Mimo tego, że nie jadłem mięsa, nie jadłem produktów mlecznych, a jaja jadłem raz na kilka dni, to problemu braku białka nie zauważyłem.
Później, gdzieś w internecie, wyszperałem materiały, które uzmysłowiły mi to, co dostrzegałem w praktyce.
Okazało się, że jedząc w większości produkty roślinne, a przede wszystkim surowe warzywa i owoce nie ma potrzeby, by uzupełniać białko.
Nadal trenuję kulturystykę i nadal jestem  w stanie zwiększać swoją muskulaturę odżywiając się głównie roślinnie i to surowo.
I co?
I nie mam żadnych oznak, że brak mi białka. A dzieje się tak już od kilkudziesięciu lat.
W wielu rozmowach, ludzie się pytają: skąd czerpiesz białko? Odpowiadam, że z marchewki, pomidorów, pomarańczy, kapusty, sałaty, cebuli, jabłek, brokułów i wielu innych warzyw i owoców.
Ale tam przecież nie ma białka – odpowiadają.
A czy słoń zjada antylopy, lub je schabowe kotlety? Nie, a jednak jest duży. Tak samo jest z wieloma innymi zwierzętami.
To skąd tak naprawdę czerpię białko? Właśnie z owoców i warzyw, ale podkreślam to z surowych warzyw i owoców.
Okazuje się, że nasze organizmy wcale nie muszą dostawać gotowych białek pod taką postacią w jakiej występują w mięsie, rybach, kurczakach, czy w produktach mlecznych.  Nasze organizmy, nasze komórki potrafią syntetyzować  aminokwasy z enzymów występujących w roślinach. Warunkiem jest jednak to, iż nie mogą one być martwe, czyli gotowane, smażone, pieczone, długo przechowywane, zamrażane, parzone.
Jeżeli dostarczymy je do organizmu w postaci surowej nasze organizmy wytworzą sobie z nich odpowiednie dla naszego organizmu białka.
I to jest cała tajemnica.
Tutaj filmik na ten temat.
Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.