wtorek, 25 lutego 2014

Mirosław Pych. Od Barcelony do Londynu – kroki we mgle

W felietonach, które czytasz w tej rubryce, spora część tekstów poświęcona jest motywowaniu. Chcę cię przekonać do aktywności, do dokonania kilku istotnych zmian, które – być może – spowodują poprawę twego samopoczucia, zdrowia, dodadzą ci energii, zwiększą szansę na dłuższe życie. Dzisiaj chciałbym Ci przedstawić historię człowieka, który swoim przykładem inspiruje tysiące tych, którzy ten przykład znają, mnie również. Tylko nie wiem czy motywuje Ciebie. Być może niewiele o nim wiesz, być może nawet nie słyszałeś jego imienia i nazwiska.
Kibice sportowi, ludzie interesujący się sportem, oraz ci, którzy sami uprawiają sport i rekreację dobrze znają sportowców, ekscytują się ich sukcesami, zwycięstwami, przeżywają ich porażki. Wielu sportowców swoim przykładem inspiruje, daje motywację do przeprowadzania zmian w życiu przeciętnych ludzi. Pobudza nadzieję, dodaje otuchy. Jednak całkiem spore grupy ludzi, nie korzystają z tych dobrych przykładów. Owszem podziwiają wyniki, medale, wygrane, sukcesy ale w żadnym przypadku nie ma to istotnego przełożenia na ich własne życie. Wręcz przeciwnie, tacy sportowcy to są dla nich … nadludzie, osobnicy obdarzeni wyjątkowym talentem, specjalnymi przymiotami ciała. Nie chcą się nawet porównywać, korzystać z tego przykładu, „bo oni mogą, ja nie”. „Gdybym miała taką sprawność, gdybym miał tyle siły też bym mógł robić to co robią oni”. Muszę ci powiedzieć: Małysz, Majewski, Kowalczyk, Schwarzenegger nie urodzili się z większymi mięśniami, większą sprawnością niż wielu innych ludzi. Gdyby nie ich wielkie marzenia poparte takimi cechami jak wiara w siebie, cierpliwość, wytrwałość, determinacja, umiejętność stawiania celów, planowania życia, gdyby nie ich upór, konsekwencja w dążeniu to obranych celów i przede wszystkim ciężka praca, nigdy byś o nich nie usłyszał/nie usłyszała. To właśnie te „wyćwiczone” cechy mentalne doprowadziły ich do szczytów. Kształtowali je przez wiele lat. Pomagał w tym trening fizyczny, ale pomagała też wizja, pasja, pragnienie, obserwowanie – podglądanie mistrzów. Dzięki tym cechom wykorzystują swój potencjał fizyczny. Inni mają potencjał fizyczny większy od nich, na pewno jest takich ludzi sporo, ale brak ćwiczeń mentalnych, brak wiary, brak cierpliwości, brak wizji, celu, planu sprawia, iż pozostają na zawsze w „blokach”, nie idą do przodu, cofają się.
Ale są też ludzie, których możliwości są znacznie mniejsze niż twoje, natura albo przypadek sprawiły, iż ich ciało nie ma wszystkich potrzebnych atrybutów. Mimo tego, ich osiągnięcia mogą przyprawić o zawrót głowy. Chcę ci dzisiaj opowiedzieć historię osoby wyjątkowej – wielkiego sportowca, wielkiego człowieka o wielkim sercu i … wyjątkowej skromności. Jest nim Mirek Pych.
Oto jego krótka historia.
„Rozstawanie się z barwą i siłą światła zaczęło się w trzecim roku życia. Wyciągnięte niepewnie dłonie dziecka pierwsza zauważyła matka.” „Była pełna rozpaczy. Płakała, gdy lekarze stwierdzili, że jej syn traci wzrok.” Zaniku nerwu wzrokowego nie powstrzymało żadne leczenie. Jego pole widzenia wynosi 5°, rozpoznaje kształt ręki do ostrości 2/60 – tak tę jego wadę oceniają specjaliści od oczu.
W Kowalowie, w szkole do której chodził, robił to wszystko co robili inni chłopcy, czyli również uprawiał sport. Grał w piłkę ręczną i nożną. Być może zostałby w jednej z tych gier dobrym zawodnikiem, gdyby nie to, iż z odległości kilku, kilkunastu kroków nie odróżniał swoich partnerów z drużyny i przeciwników. Wybrał zatem dyscypliny indywidualne. Ukochał lekką atletykę.
Swoją edukację kontynuował w Owińskach koło Poznania, w Ośrodku Szkolno Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych, tam też rozpoczął prawdziwy sportowy trening. Ponieważ lubił biegać, biegał z pomocą nauczyciela, trenera Wiesława Pawlaka. Ukończył Liceum Ogólnokształcące, później pojawiła się szkoła masażu w Krakowie.
Jego życie to walka: z mgłą na oczach – w życiu i na boisku. Już dawno się z tym pogodził. Dzisiaj, czasem ma wrażenie, że to swego rodzaju dar. Trudno mu sobie wyobrazić, kim byłby, dokąd by zaszedł, gdyby nie ta przypadłość.
„Stałem się twardy, zacięty, uparty. Mam w sobie wolę walki. Wyrabiał ją we mnie trener Wiesław Pawlak. Lubię trenować sam. Nie słyszę niepotrzebnych głosów … Jest czas na myślenie. Na zatapianie się w przeszłości, nie takiej w końcu złej, i w przyszłości, jeszcze nie do końca znanej. Jaka będzie, rozstrzygnę sam. … O tym myślę na pustym stadionie. W szarej pomroce. W deszczu i zimnie. Czasami w słońcu. W tym zwykłym świecie lekkoatlety, nie przyzwyczajonego do biegania i skakania w hali sportowej. Na stadionie łapię wiatr w uszy. Są moimi oczami. Pochylam głowę, naprężam ramiona i prę do przodu. Czy mówię coś niezwykłego? Nowego? Czy to już nie zostało powiedziane przez innych, dawno temu?”
Mirek trenuje najczęściej u siebie, w swojej rodzinnej wsi: Świniarach. Biega wśród pól, lasów nad pięknym jeziorem Grzybno. Ma trochę sprzętu w stodole: swoją małą siłownię, oraz to czego potrzebuje sprinter, skoczek, oszczepnik, średniodystansowiec w jednej osobie. Są też obozy, konsultacje, treningi na prawdziwym stadionie z trenerem, ale najczęściej jest sam. Pomaga mu ojciec. Co ciekawe, gdy skacze w dal, belki, z której ma się odbić nie widzi, mety, do której ma dobiec oraz dalej biegnących przeciwników nie może dostrzec. Największy problem jednak ma z oszczepem, z dyscypliną, która stała się ostatnio jego najbardziej ulubioną, której poświęca najwięcej czasu. Oszczep jest trudną konkurencją, a szczególnie dla kogoś, kto nie widzi jak on szybuje. A jest to ważne, bo obserwując jego lot można wyciągnąć wnioski co do kolejnych prób. Mirkowi nie jest dane doświadczać piękna jego lotu, przynajmniej w czasie treningów. Na zawodach wie, czy próba była udana, czy nie, słyszy to po reakcji widowni.
Dzięki swojej pasji poznał sporą część świata. Poznał też wielu bardzo ciekawych ludzi. Mimo większych trudności, które napotykają w życiu, trenują, startują w zawodach, mają sukcesy, choć bardzo często doświadczają też porażek. Ale najbardziej ich wyróżnia to, że nie poddają się. I to chyba jest ich największa zaleta, cecha, która pozwala im się wybić ponad przeciętność. Mirek też się nie poddaje.
Ci ludzie mają jeszcze jedną cechę pomagają innym, wspierają w trudnych momentach. Nigdy od nich nie usłyszy się słów, które by zniechęcały, zawsze mówią: „dasz radę, jeszcze chwila, jeszcze jeden krok, jeden oddech, jedna próba a wygrasz.” To samo robi Mirek. Wspiera, motywuje. Jego życie to jedna wielka inspiracja i zachęta: dla słabszych, mniej zmotywowanych. Wspiera też charytatywnie potrzebujących. Kilka swoich medali przeznaczył na pomoc dla innych w ich trudnych życiowych momentach, szczególnie gdy zawiodły oficjalne sposoby. On nie zawodzi. Pomaga, mimo, że sam niewiele ma. Jego sportowe stypendium przez wiele miesięcy nie jest wypłacane. Koszt jego treningów, sportowej diety, sprzętu pokrywa w dużej mierze ze swoich środków. Ma też rodzinę, cieszy się z syna, który mimo swoich dopiero ośmiu miesięcy, energii, ciekawości świata, ma za kilkoro. Tatuś i mama widzą w nim wiele sportowych talentów, ale to dopiero przyszłość. Ich syn to ich przyszłość.
Ci, którzy go znają wiedzą, że jest człowiekiem skromnym, nie krzyczy głośno, nie walczy o swoje, że mu się coś należy, wręcz przeciwnie, zawsze daje z siebie jak najwięcej. A powodów do zmartwień, kłopotów  ma tyle co inni, albo i więcej. Przytrafiały się przecież kontuzje, pojawiał się brak wiary w niego, brak zainteresowania jego dniem powszednim u działaczy, trenerów, władz sportowych i ludzi, którzy przewijali się w jego otoczeniu. A człowiek, który widzi na odległość wyciągniętej dłoni, który nie może prowadzić samochodu, podjąć takiej pracy jaką podejmują inni, ma wiele problemów, ale traktuje je jako kolejną przeszkodę do pokonania, a nie jako coś co go powstrzymuje.
Startował do tej pory na pięciu Igrzyskach Olimpijskich. Po raz pierwszy w wieku 20 lat w Barcelonie w 1992 roku. Później były: Atlanta, Sydney, Ateny, Pekin. Teraz przygotowuje się do swoich szóstych zawodów tej najwyższej rangi.
Jest jednym z najbardziej wszechstronnych polskich sportowców, a wśród nich na pewno najbardziej utytułowanym. Jest chyba w ogóle najbardziej utytułowanym polskim sportowcem.
Dał nam i na pewno jeszcze da wiele satysfakcji, sportowych wrażeń. Z jego powodu Mazurek Dąbrowskiego był grany na kilku igrzyskach olimpijskich (paraolimpijskich), na niektórych wielokrotnie. Sukcesów w mistrzostwach świata, czy Europy najczęściej już nie wymienia, bo rozmowa przeciąga się wtedy ponad miarę. Medali ma dużo, więcej niż inni, popularności dużo mniej. Tacy sportowcy są często zapomniani. Nie zajmują się nimi media, nie znają ich kibice z sąsiednich miejscowości, niechętnie sponsorują ich firmy. Ich twarze nie „grają” w reklamach. Mają swoje wzmianki w prasie, w migawkach telewizyjnych, ich wizerunki zajmują kilka akapitów w encyklopediach (w przypadku Mirka 3 strony), natomiast ich nazwiska są rzadko na ustach kibiców, czy zwykłych ludzi. A szkoda, bo są to przykłady częstokroć o wiele bardziej wartościowe od tych mocno eksponowanych sportowców, których osiągnięcia, gdyby spojrzeć na to nie pod kątem popularności, ale sportowej wartości są bardzo blade w porównaniu z osiągnięciami Mirka.
Doceniony przez władze państwowe (m.in. przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego)  najwyższymi odznaczeniami: Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, pozostaje nadal postacią niedocenioną przez media oraz kibiców sportowych – pozostaje postacią nieznaną. A jego przykład jest bardzo inspirujący i dla młodzieży, i dla tych wszystkich, którzy potrzebują przykładu człowieka, który mimo tego, że mógłby rozpaczać, rozczulać się nad swoim losem, mógłby rozmyślać nad tym czego mu brak, korzysta i cieszy się tym co ma.
Korzysta z pełni swojego potencjału, w przeciwieństwie do większości ludzi, którzy nie osiągają nawet części tego. Mówię tutaj nie tylko o sporcie wyczynowym, mam tu na myśli wszystkie pola ludzkiej aktywności.
Mirek uważa, że każdy człowiek – jeśli tylko zechce – może wiele osiągnąć. Sobie i innym często powtarza: „w życiu trzeba mieć cel”. Wyznaczony, wielki cel, motywuje, zachęca do wysiłków, do dawania więcej z siebie, pozwala zapomnieć o swoich słabościach, daje siłę w pokonywaniu przeszkód i trudności. Systematycznie więc stawia sobie ambitne cele, a innym ciągle i ciągle to powtarza, bo wie jak to jest ważne.
Jeśli cel sobie wyznaczysz, to nie pozostaje ci nic innego jak ruszyć w drogę.
Weź przykład z Mirka. On tą drogą podąża już wiele lat i mimo, że jej nie widzi – jest pełna sukcesów. Nie widzi na jawie – za to pojawia się ona w jego snach i marzeniach. A marzenia go mobilizują.
Chciałbym, by ten przykład zmobilizował też ciebie. Życzę ci tego.
Sztuce stawiania celów (naprawdę jest to sztuka) związanych ze zdrowym stylem życia poświęcę jeden z następnych felietonów.
Piotr Kiewra
Na podstawie rozmowy z Mirosławem Pychem oraz fragmentów Ilustrowanej Encyklopedii: „Od Paryża 1924 do Sydney 2000, Polscy Medaliści Olimpijscy i Paraolimpijscy”
Tutaj znajdziesz informacje na temat osiągnięć oraz wiele innych szczegółów dotyczących przebiegu kariery Mirka
http://www.naukowy.pl/encyklopedia/Miros%C5%82aw_Pych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.