niedziela, 23 lutego 2014

Marsze w poszukiwaniu entuzjazmu – panie górą

Od ponad czterdziestu lat systematycznie biegam lub maszeruję na leśnych ścieżkach. Dawno temu,  na początku moich zainteresowań sportem i rekreacją rzadko udawało mi się spotkać w lesie kogoś, kto biegał lub maszerował. Na moich biegowych ścieżkach towarzyszyło mi – co najwyżej – jeden lub dwóch kumpli. Mało tego, moje treningi były obiektem kpin, żartów lub nawet wrogości. Celowali w nich dorośli oraz większa część moich kumpli z podwórka. „A na co ci to? Co z tego będziesz miał?” i temu podobne pytania zadawali gdy wyruszałem w sportowym ubiorze na bieganie. Ponadto niektórzy wręcz wyrokowali, że sport, bieganie, ćwiczenia na siłowni grożą utratą zdrowia, chorobami serca. Pisałem o tym w felietonie o kumplach z podwórka http://piotrkiewra.pl/kumple-z-podworka/
Mijały lata i od czasu do czasu – bardzo sporadycznie – udało mi się kogoś spotkać na biegu lub leśnym marszu. Nie było jednak wśród tych osób kogoś, kto byłby tak systematyczny jak ja (przynajmniej na moich ścieżkach).
Jednak od kilku lat coś się zmieniło. Oprócz kilku moich byłych uczniów, którzy rozpoczęli systematyczne biegowe treningi i mojego bardzo nastawionego na wyczynowe bieganie rówieśnika, zacząłem spotykać coraz więcej osób. Bardzo rzadko panów, coraz częściej panie. Biegających, truchtających niewiele, ale za to spotykam całe tabuny pań maszerujących z kijkami.
Muszę przyznać, że serce mi rośnie, gdy widzę radosne, uśmiechnięte, energiczne kobiety z kijkami. I to co ważne te panie  są systematyczne. Wiele z nich jest aktywnych przez okrągły rok. Jednak frekwencja znacznie wzrasta w okresie wiosennym.
Bardzo mnie cieszy ten postęp. Bardzo mnie cieszy, że wiele kobiet zabiega o swoje zdrowie, dodaje sobie dobrej energii, poprawia sobie samopoczucie. Takie grupowe, systematyczne marsze to okazja do pogawędki, zbudowania relacji, wymienienia pozytywnych uwag, ale przede wszystkim okazja do pożartowania, śmiechu, umówienia się na następne marsze.
A to co mnie cieszy najbardziej to fakt, iż maszerując, pokazując się odważnie innym ludziom, promują aktywność, promują zdrowy styl życia.
Wiele z tych pań musiało pokonać wewnętrzne opory, musiało pokonać negatywne, ironiczne uwagi, uśmieszki u obserwujących je ludzi. Pojawiają się jeszcze tu i ówdzie uwagi typu: „Proszę panią! A gdzie ma  pani narty?”, ale zdarza się to coraz rzadziej.
Rzadziej, bo nordic walking, aktywność fizyczna są coraz bardziej popularne. Myślę, że nawet wśród malkontentów widzących spore grupy pań z kijkami dojrzewają już – jeszcze w ukryciu – decyzje, by zacząć, by podporządkować się tej nowej modzie.
Mówię o modzie, bo na razie wiele osób tak odbiera ten wzrastający liczebnie ruch. Na pewno u części pań, tych najbardziej systematycznych i z najdłuższym stażem, jest to nie tylko moda, jest to nawyk, jest to już potrzeba ruchu, potrzeba wydatkowania sporej ilości energii, bo czują tego pozytywne skutki dla zdrowia i samopoczucia.
Jest też w moim środowisku, tak jak i w innych również, sporo osób, które aktywnie spędzają wolny czas. Szczególnie na rowerach.
Szczególnie imponuje mi grupa rowerzystów – „Regionalistów”, która systematycznie pokonuje po kilkadziesiąt kilometrów, zwiedzając najciekawsze zakątki bliższych i dalszych okolic, a zapuszczają się coraz dalej. Zaopatrzyli się w dobry sprzęt, ale co ważniejsze „zaopatrzeni są” w chęci do wysiłku, w uśmiechy, energię, ciekawość świata. I nieważne co jest pretekstem do tych wyjazdów – poznawanie regionu, jego historii, tajemnic, czy też chęć do porządnego zmęczenia swojego ciała, a w ten sposób do poprawiania zdrowia, czy gubienia zbędnych kilogramów.
Ważny jest tego skutek, a profitów z tego jest wiele. Każdy, kto chce sprawdzić jakie są z tego profity niech siądzie na rower i sam sprawdzi.
Coraz więcej osób sprawdza, bo z tego co obserwuję, to grupa rośnie w siłę. I również oni są – od czasu do czasu – krytykowani, ale – jak sądzę – jest tak,  jak i w przypadku pań z kijkami, „robota zazdrośników”, których „nie stać” na sportowe gacie, a tak naprawdę nie chce im się chcieć …  i dlatego chcą ściągać wszystkich do swojego poziomu.
Myślę jednak, że największy postęp zauważam wśród pań z kijkami. Dodatkowo są też te panie najbardziej systematyczne. Wiele z nich chodzi codziennie, trzy razy w tygodniu, czy tylko raz w tygodniu – nieważne ile, ważne, że chodzą.
Wiele razy rozmawiałem z niektórymi z nich, szczególnie z tymi, których ścieżki krzyżują się z moimi i imponują mi humorem, energią, entuzjazmem. A to co zauważam w ruchach tych pań to optymizm, pewność siebie, radość i właśnie entuzjazm. Bo takie rzeczy dostaje się od własnego ciała i umysłu w nagrodę za tę aktywność. Nasze ciała intuicyjnie domagają się ruchu i jeśli go dostaną odpłacają nam pozytywnymi rzeczami i dla ciała, i dla umysłu, i dla  … ducha.
Jest oczywiście więcej grup i pojedynczych osób, choćby wzrastająca liczebnie grupa amatorów spływów kajakowych, amatorów samotnych rowerowych wypraw i coraz liczniejsza grupa ćwiczących na Orliku, ale moim celem było skupienie się na tych, którzy swoją aktywność prowadzą systematycznie, przez okrągły rok.
Mimo początkowych przeszkód, które zresztą tylko we własnym umyśle stawia sobie wielu adeptów aktywności, później jest już zawsze lepiej. Przestają przeszkadzać kąśliwe uwagi sąsiadów, przypadkowych obserwatorów, czy zachwianych ludków po piwku, przestaje przeszkadzać brak czasu, czy bolące nogi.
Przestaje przeszkadzać brak towarzystwa, szczególnie dla pań, bo takowe się znajdzie – jeśli tylko się chce.
A przy okazji szukania towarzystwa do marszów promuje się aktywność wśród innych – sąsiadek, znajomych, przyjaciół, koleżanek z pracy.
Przełamują opory ci, którzy do tej pory woleli patrzeć na to z boku, z zazdrością – ukradkiem przez okno. Przełamują opory również ci, którzy – być może – do tej pory krytykowali, śmiali się z tej formy ruchowej, a teraz – może na początku niezbyt pewnie, ale zaczynają się wdrażać do rosnącego w siłę ruchu pań i … panów z kijkami. Panowie są tu – oczywiście – ale nie ma ich jeszcze za wielu, panie tu wygrywają zdecydowanie.
Jedyne co chciałbym jeszcze dodać to – BRAWO PANIE!!!
Brawo nie dlatego, że wygrałyście z innymi, brawo dlatego że wygrałyście ze sobą. Każdy, kto systematycznie chodzi wie o czym mówię i wie na czym polega owa wygrana.
Ja zachęcam do rodzinnych marszów, bo w tej dziedzinie jest jeszcze wiele do zrobienia. Wiele jest jeszcze do zrobienia w dziedzinie dawania dobrego przykładu dla własnych dzieci, a myślę, że własna aktywność jest najlepszą formą promowania aktywności wśród własnych dzieci. Nic nie działa lepiej niż własny przykład. Zawsze więcej daje przykład niż wykład. A w kontekście tego co się dzieje ze zdrowiem najmłodszych, ze wzrastającym problemem z nadwagą i otyłością wśród dzieci (gonimy w tej dziedzinie Amerykę) jest to dobry sposób na profilaktykę. Jest to dobry i tani sposób.
Polecam – gorąco polecam.
Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.