środa, 26 lutego 2014

Los kowala, czyli większa i mniejsza przyjemność

W jednym z komentarzy napisanych na jednym z blogów, do których pisuję teksty o zdrowym stylu życia, młody człowiek napisał, iż nie ma zamiaru odmawiać sobie „fast fooda, kebaba i popijania tego piwkiem”, ponieważ sprawia mu to przyjemność.
Myślę, że ma rację. Po co ma zabierać sobie wielką przyjemność wynikającą z jedzenia smakujących mu rzeczy.
Tylko chciałbym zapytać.
Czy w odżywianiu, tak naprawdę, celem jest sprawianie sobie przyjemności?
Pewnie nie uda mi się go przekonać do moich racji, ale ta osoba też nie przekona mnie do swoich. Dlaczego? Ponieważ ja też lubię przyjemności, ale inne przyjemności. I nie lubię tych samych przyjemności, co czytelnik, ponieważ, on został oszukany … Tak oszukany, ale o tym za chwilę.
Jeśli chodzi o przyjemności, to rozróżniłbym tu przyjemności krótkookresowe i długookresowe.
Ja wolę te na długi termin. Dlaczego? Ponieważ mam na to spojrzenie nieco szersze, a poza tym patrząc na niektórych młodych ludzi, mam wrażenie jakbym widział swoich kumpli z podwórka sprzed kilkudziesięciu lat. Z ich przykładu wiele się nauczyłem, a ponieważ jest to, wg mnie, wiedza bardzo potrzebna innym, więc się nią dzielę. Ale o kumplach za chwilę.
Niestety, to co tak lubi młody czytelnik, jest dobre, ale tylko na krótki termin.
U młodych ludzi, ich młode organizmy są w stanie neutralizować wiele różnych szkodliwych rzeczy, ale przychodzi taki czas, gdy to co sprawiało kiedyś przyjemność, czyli fastfoody, kebaby i inne smakołyki, zaczynają być coraz mniej przyjemne, zaczynają odbijać się „zgagą”. Stają się w końcu wręcz nie do zniesienia.
Ten młody czytelnik pewnie się nie zgodzi, ale rację, niestety, mam ja. A dowodem na to są tematy na jakie rozmawiają ludzie po czterdziestce, pięćdziesiątce i starsi. W większości są to narzekania na zdrowie, na bóle, na dolegliwości. I faktycznie te dolegliwości ludzie mają: nadciśnienie, cukrzycę, nowotwory, osteoporozę i wiele innych. Kolejnym dowodem są kształty ludzi (coraz częściej dzieci), z nadwagą i chorobliwą otyłością.
Skądś się wzięły. Skąd? Z tych wcześniejszych przyjemności. Niestety, kiedyś przychodzi czas zapłaty za beztroskę, za lekkomyślność, za błędy młodości. A te błędy to, w głównej mierze, błędy żywieniowe.
„Każdy jest kowalem swego losu”. To stare jak świat porzekadło odnosi się pewnie do każdej dziedziny naszego życia, w tym też do zabiegów dotyczących zdrowia.
Życie w pełni zdrowia jest na pewno bardziej przyjemne niż życie w bólu, cierpieniu, złym samopoczuciu, a wiele osób sprawiając sobie krótkoterminowe przyjemności, akurat te przyjemności o których mówi czytelnik, pozbawia się ich w przyszłości.
Jedząc fastfoody, chipsy, popijając to colą, sprawia się sobie przyjemność. Na krótko, ale sprawia. Dlaczego na krótko? Ponieważ za chwilę mamy ochotę na powtórkę, a w następnej chwili znowu i znowu. Dlaczego? Ponieważ w tym „żarciu” i napojach jest coś, co ma spowodować, byśmy jedli tego ponad miarę (ktoś na tym zarabia). I jemy.
Dlaczego jemy więcej, i dlaczego tak nam to smakuje? Bo jest tam glutaminian sodu i inne uzależniacze (oficjalnie wzmacniacze smaku, ale i narkotyki), ale są też wielowiekowe zdobycze sztuki kulinarnej, niestety niezdrowej. Jedzenie staje się przyjemnością, dla niektórych trwającą cały dzień. Dla nich nie starcza już czasu na inne przyjemności.
Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że ich przyjemność jedzenia jest zaplanowaną i skutecznie realizowaną grą, której celem jest opróżnianie ich kieszeni z pieniędzy, nie tylko na krótki, ale i na długi termin. Efektem są później następne wydatki, ale tym razem związanie z utratą zdrowia. Bezdyskusyjnie! Dowodów jest coraz więcej, są nimi ludzie, ich choroby i kształty.
Celem jest uzależnianie ludzi od jedzenia przetworzonych rzeczy. Dzięki temu złapane na ten haczyk ofiary, wydają na jedzenie sprawiające im przyjemność wielokrotnie więcej, niż wynoszą ich potrzeby.
Widziałem takich „przyjemniaczków” w Stanach, ważących po dwieście, trzysta i więcej kilogramów. W USA dwie na trzy osoby mają nadwagę i otyłość, a przyczyną jest nie odmawianie sobie przyjemności zjedzenia tego i owego.
Może i jedząc fastfoody sprawia się sobie przyjemność, ale również mnóstwo różnego rodzaju przyjemności się sobie zabiera, szczególnie w przyszłości, np. możliwości jedzenia przy użyciu własnych, a nie sztucznych zębów czy szczęk, zagrania w siatkówkę, jazdy konnej, jazdy na rowerze, nartach, wbiegania lub wchodzenia po schodach bez zadyszki, chodzenia po górach i wielu innych czynności. Mało tego, dla nich zawiązanie buta, stanie, nawet siedzenie na krześle jest nieprzyjemne, czasem niemozliwe.
Ciężko jest wykonać niektóre czynności mając pięćdziesiąt, sto lub dwieście kilogramów nadwagi, mając nadciśnienie, bolące stawy, zdezelowany kręgosłup, małą ilość energii, niechęć do jakiejkolwiek aktywności.
Kilka razy pisałem o moich kumplach z podwórka. Oni też padli ofiarą wielu przyjemności za młodu. Później było ich coraz mniej, a coraz więcej pojawiało się rzeczy mniej przyjemnych. Dzisiaj nie przeżywają ich za wiele, może nawet w ogóle nie przeżywają żadnych przyjemności (kilku definitywnie już nic nie przeżywa). Przykro mi słuchać tego co mówią, bo dominującym tematem stał się u nich ból, choroby, a narzekanie stało się wręcz rytuałem, czymś czym można się przechwalać, a nawet licytować.
I nie ma na ich twarzach uśmiechu, trudno dopatrzyć się cienia zadowolenia. Dominuje nieprzyjemność. Żaden z nich nie jest w stanie zagrać w piłkę, zagrać w grę, którą kiedyś tak kochali, która była tak wielką przyjemnością, że byli w stanie grać w nią od rana do późnego wieczora, a i tak było mało.
Wiele osób sądzi, że między niezdrowym, a zdrowym jedzeniem jest wybór typu:niezdrowe ale smaczne i zdrowe ale niesmaczne. Nic z tych rzeczy, jest zupełnie odwrotnie. W tej sprawie odgrywają rolę, tak jak w każdym przekonaniu, nawyki, przyzwyczajenia, uzależnienie się. To co dla jednych jest niebem w gębie, dla innych jest wstrętne, bo ci ostatni mają świadomość tego, co jedzą.
Kiedyś człowiekiem w zakresie tego co jadł powodowała intuicja, dzisiaj chemia (uzależniacze) oraz sztuka kulinarna (z często stosowanymi uzależniaczami).
Wiele osób sądzi, że ciężkość na żołądku, lub na wątrobie po zjedzeniu hamburgera to coś normalnego. Niestety nie. To jest ciężkość po zjedzeniu właśnie hamburgera, bo nie jest on za zdrowy dla wątroby, w ogóle nie jest zdrowy. Po innych – zdrowych  daniach, takich objawów nie ma. Większość przetworzonych rzeczy wywołuje takie odczucia. To jest efekt zakwaszenia układu trawiennego, to jest efekt ciężkiej walki jaka się tam rozgrywa. Po zjedzeniu równie sycących, ale zdrowszych rzeczy, takich nieprzyjemności nie doświadczamy. Nie trzeba wtedy uskuteczniać przymusowej sjesty ze względu na zdecydowanie gorsze samopoczucie, bo lekkie, łagodne, szybkie trawienie nie zabiera energii, nie daje efektu przejechania ciężarówką po żołądku i wątrobie.
Ci, dla których jedzenie zaprawionych wzmacniaczami smaku i substancjami uzależniającymi jest ważniejsze, niż ich własne zdrowie, są ludźmi naiwnie oszukanymi przez koncerny spożywcze, no i przez kulinarne sztuczki, a więc przez babcie, mamy (zrobiły to w dobrej wierze, w trosce o nasz doraźne przyjemności, nie dla pieniędzy), ale i kolorowe magazyny, poradniki, reklamy.
Kilka, kilkanaście lat później ci ludzie i tak zmienią zdanie, na temat zjadanych przyjemności. Wymusi to na nich pogarszające się samopoczucie i powoli tracone zdrowie.
Moi kumple dzisiaj już nie jedzą tego, co kiedyś, bo nie mogą. Nie robią wielu przyjemnych kiedyś rzeczy, bo dzisiaj są mądrzejsi, albo zbyt chorzy i cierpiący.
Ale widocznie każdy musi sam na sobie tego doświadczyć, dlatego tak dużo w tej sprawie ignorantów, szczególnie w młodym wieku.
A więc każdy jest kowalem swego losu. Ty decydujesz, które z przyjemności są dla ciebie ważniejsze, te krótkoterminowe, czy te na długi termin.
A moja rola to uświadomienie tego.
Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.