wtorek, 25 lutego 2014

Kumple z podwórka

Pamiętam moich kumpli z podwórka sprzed kilkudziesięciu lat i pamiętam też jakie pytania mi zadawali, gdy w dresie wyruszałem do lasu:
„Po co ci to bieganie? Co z tego będziesz miał?”
Trudno mi było wtedy odpowiedzieć na to pytanie i jeszcze trudniej było mi ich przekonać, że to służy zdrowiu.
Dzisiaj ich już nie przekonam, bo nie dożyli do czasu, w którym na postawione wtedy pytanie mógłbym im odpowiedzieć i udowodnić swoim, i innych przykładem.
Pewnie, ktoś kto czyta moje felietony poświęcone zdrowemu stylowi życia zastanawia się dlaczego tak eksploatuję ten temat, co ja z tego mam, dlaczego tak usilnie przekonuję innych do tej filozofii?
Wszystko zaczęło się w moim dzieciństwie. Było ono takie jak u wielu innych dzieci w tamtym okresie. Nie było komputerów, program telewizyjny zaczynał się od bajki dla dzieci i w zasadzie na tym się dla nich kończył, chyba że jeszcze rodzice pozwolili obejrzeć film. Ponieważ piłka była rzadkością, nikogo z rodziców moich kumpli, ani moich również, nie było na nią stać, wymyślaliśmy zabawy do których nie były potrzebne żadne kosztowne rekwizyty. Grało się więc w berka, w palanta, w pikiera, w chowanego, w podchody, w partyzantkę (wzorcem były oczywiście radzieckie filmy wojenne), albo w kowbojów i Indian (tu z kolei inspirowały nas westerny). Wszystkie te zabawy charakteryzowały się tym, że było tam dużo ruchu, a przede wszystkim intensywnie się biegało.
Lubiłem te zabawy, lubili je moi kumple. Bawiły się z nami też dziewczyny, choć te wojenne zabawy mniej je interesowały.
Gdy za zarobione wspólnymi siłami pieniądze (zbiórka złomu) kupiliśmy piłkę, rozgrywaliśmy mecze, które zajmowały nas tak, że czasem nie zauważyliśmy, iż jest noc. Było radośnie, wesoło i bardzo, ale to bardzo sportowo.
Później, gdy powoli mijało dzieciństwo, coś dziwnego zaczęło dziać się z moimi kumplami. Coraz mniej interesowały ich zabawy, coraz rzadziej grali w piłkę. I co najdziwniejsze, działo się to nie za sprawą dziewczyn. Minęło kilka następnych lat, a moi kumple coraz rzadziej przebywali na boisku, a coraz częściej smakowali „dorosłego” życia.
Na czym polegało to dorosłe życie? A no na tym co robili dorośli: pracowali, odpoczywali po pracy, następnego dnia pracowali, a później znowu odpoczywali i pracowali, i pracowali, itd. Nic nie miałem do stylu życia dorosłych, ale nie bardzo mi odpowiadało to, że brak tam miejsca na ruch, do którego zdążyłem się przyzwyczaić jako dziecko i później jako beztroski młodzieniec. Gdy sam stałem się dorosły to oprócz dorosłej pracy znalazł się tam czas na odpoczynek, ale odpoczynek zgodny z moją filozofią, czyli czynny. I niewielkie miał tu znaczenie fakt, że moja praca polegała na promocji aktywności wśród innych. Nikt mnie tego nie uczył, bowiem wśród nauczycieli, którzy mnie edukowali, raczej niewielu było takich, którzy robili na sobie to samo, czego nauczali w szkole.
Ale wróćmy do moich kumpli.
Nasze ścieżki coraz bardziej się rozchodziły. Coraz rzadziej byli skłonni zagrać w piłkę, ale za to coraz częściej czynili uwagi pod kątem moich ćwiczeń: a to mojego nowego zainteresowania kulturystyką, a to moich długich biegów po lasach, zimowego pływania, albo rowerowych wycieczek.
„A po co ci to? A co z tego będziesz miał?” „Jak będziesz trenował kulturystykę, to już nie będziesz mógł tego przerwać, bo ci obwisną mięśnie”. „A zobaczysz co z tobą będzie na stare lata.” „Zobaczysz, odbiją ci się te wszystkie ćwiczenia.” „Długie biegi szkodzą na serce, zapytaj się lekarza. Zapytaj się mamy naszej koleżanki. Lekarz jej powiedział, żeby nie biegała i nie jeździła na rowerze, bo ruch szkodzi na serce.” „Zimno wychodzi na stare lata, zobaczysz. Będziesz miał reumatyzm, poskręca ci nogi i ręce.” Itd., itp.
Za każdym razem, gdy widzieli mnie w spodenkach, czy w dresie, to były docinki, upominanie, straszenie konsekwencjami w przyszłości.
Moje próby przekonywania, że to jest korzystne dla zdrowia, było waleniem głową w mur. Wtórowali im ich rodzice, sąsiedzi, właściwie wszyscy.
W próbach obrony mojego punktu widzenia byłem osamotniony. Było, co prawda, jeszcze kilku innych kumpli, którzy ze mną trenowali, biegali, ale powoli się wykruszali. Duży w tym udział miała „demokratyczna większość” i ich „żelazne” argumenty. Nie raz, nie dwa słyszeliśmy: „przecież nikt inny tego nie robi”, „mój tata mówił, żebyście się wzięli do jakiejś roboty, z której będzie pożytek”, „wszyscy się z tego śmieją”.
W miejsce naszych dziecięcych i młodzieńczych gier i zabaw, wśród moich kumpli pojawiły się papierosy, alkohol. Próbowałem przekonywać, że to szkodzi, ale zanim zdążyłem na ten temat coś „mądrego” powiedzieć, zbywali tym, że wszyscy palą i piją, i wcale im to nie szkodzi.
Ci, którzy wspólnie ze mną trwali w ćwiczeniach, jeszcze przez jakiś czas starali się nie ustępować, mimo docinków większości naszego podwórka. Robiliśmy wspólne treningi, snuliśmy plany na przyszłość. Ich zapał słabł jednak z każdym dniem, treningi stawały się coraz rzadsze. Za to coraz częściej pojawiały się wymówki, typu: „nie mam teraz czasu na ćwiczenia”, „rodzina”, „dom”, „praca”.
Ja wytrwałem.
Nie przeszkadzała mi demokratyczna większość stroniąca od ruchu i innych zasad zdrowego stylu życia, nie przeszkadzał brak czasu, rodzina, dom, zmęczenie po pracy.
Minęły lata. Jak dzisiaj wygląda postawa moich kumpli z podwórka? Kto miał rację, ja czy oni?
Niestety wielu z nich nie dotrwało do momentu, w którym mógłbym im udowodnić swoim przykładem, kto miał rację. Okazało się, że odchodzili z tego świata z powodów, które – wg nich – miało wywoływać bieganie, trening na siłowni. Bezczynność i nieustanne wypoczywanie, które miały ich chronić przed „zużyciem materiału”, które miało oszczędzać ich cenną energię na stare lata, niestety zawiodły. Po kilku – kilkunastu latach życia zgodnego z ich filozofią, czyli z dala od aktywności, zdrowego odżywiania, ale za to wśród papierosowego dymu oraz z głowami szumiącymi od nadmiaru alkoholu, to oni mieli obwisłe mięśnie. To im się pojawiło na „stare” lata to, czego tak się bali unikając ruchu, czyli bolące kolana i kręgosłup, nadwaga, nadciśnienie i problemy z sercem, i wiele innych.
W wieku trzydziestu paru – czterdziestu paru lat ich najczęstszą i najbardziej ulubioną formą aktywności fizycznej była ławeczka (coś na kształt tej ławeczki z filmu „Ranczo”). Natomiast uwielbianą przez nich formą rozrywki było słowne docinanie wszystkim, którzy mniej lub bardziej odstawali od promowanego przez nich wzorca.
Czy mam satysfakcję z powodu wygranej mojej filozofii i przegranej moich kumpli z podwórka?
Otóż nie. Miałbym satysfakcję, gdybym mógł mieć większy wpływ na ich życiowe filozofie, gdybym mógł odmienić ich los.
Dlatego trwam dzisiaj w przekonywaniu innych. Być może przykład moich kumpli z podwórka kogoś czegoś nauczy.
Wiem jedno i to jest bardzo ważna rzecz, przesłanie dla tych, którym zależy na własnym zdrowiu, na długości i jakości życia.
Skutki niezdrowego stylu życia pojawią się na pewno, prędzej lub później.
Cały problem w tym, że nie pojawiają się szybko, nieraz trwa to kilkadziesiąt lat. Ale pojawią się nieodwołalnie. Bardzo często, niestety, pierwszym negatywnym objawem życia wg filozofii moich kumpli z podwórka jest – śmierć.
Z drugiej strony, pozytywne objawy przestrzegania zasad zdrowego stylu życia, też nie pojawiają się od razu. Trwa to kilka miesięcy, kilka – kilkanaście lat. Tych skutków nieraz w ogóle nie widać.
Bo jakie są objawy zdrowia? Wiele chorób rozwija się długo w utajeniu, objawy są niewidoczne, niezauważalne lub takie, które traktujemy jako coś normalnego, związanego na przykład z wiekiem. Dopiero później pojawiają się objawy chorób, zaczynamy je odczuwać.
Natomiast stan pełni zdrowia nie ma objawów. To jest coś normalnego, coś bardzo codziennego. Oczywiście ludzie zdrowi mają więcej energii, mają lepszą sprawność organizmu, są bardziej odporni na infekcje, ale najczęściej trudno zauważyć różnice, np. w porównaniu z ludźmi pozornie zdrowymi (ukryte, nieujawnione choroby).
Zdrowie docenia się wtedy, gdy się zauważa jego utratę u innych osób, albo wtedy, gdy sami je tracimy.
Ten brak wyraźnych symptomów poprawy, brak szybkich, pozytywnych efektów zdrowego stylu życia oraz z drugiej strony niezauważalne, powolne zmiany negatywne, to jest właśnie powód tak małej motywacji u ludzi do systematycznego życia zgodnie z filozofią zdrowego stylu życia.
Gdyby zmiany były natychmiastowe, gdyby kary i nagrody wymierzane były od razu, sytuacja wielu ludzi, tak myślę, byłaby zupełnie inna.
I jeszcze jedno drogi czytelniku/czytelniczko. Wszyscy macie swoich własnych kumpli z podwórka. Zadają wam te same pytania, wygłaszają te same „mądre” argumenty, wykonują te same głupawe uśmieszki, być może nawet śmieją się z was. To czy ich filozofia zwycięży, czy zdołają was swoją postawą, słowami, działaniem zatrzymać, zależy tylko i wyłącznie od was.
W tym kontekście przypominanie przysłowia o tym, kto się śmieje ostatni jest chyba niepotrzebne.
Tutaj część druga tej historii http://piotrkiewra.pl/moi-kumple-z-podworka-po-latach/
Piotr Kiewra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twoje komentarze są moderowane.